Sport

Andrzej Gliniak: Spiker z pasji, nie z obowiązku [WYWIAD]

2017-04-14, Autor: Paweł Prochowski

Trudno wyobrazić sobie mecz piłkarskiego Śląska Wrocław bez Andrzeja Gliniaka. Może nie każdy kibic poznałby go na ulicy, ale po paru słowach doskonale wiedziałby, z kim ma do czynienia. Spiker WKS-u, który niedawno świętował dziesięciolecie swojej pracy, w rozmowie z portalem TuWroclaw.com opowiada o tajnikach pracy spikerskiej, początkach kariery oraz o swojej ulubionej dyscyplinie sportu, którą... nie jest piłka nożna. Zapraszamy do lektury!

Reklama

Jak to wszystko się zaczęło, jak zostałeś spikerem Śląska?
W marcu 2007 roku poprzedni spiker WKS-u, Krzysztof Świątkowski został menadżerem piłkarskim i odszedł z klubu, więc zorganizowano casting. Było kilkunastu chętnych, mieliśmy zaimprowizować scenkę na pustym stadionie przy ulicy Oporowskiej. Scenka meczowa - składy, wyczytywanie strzelców bramek i tym podobne. I udało mi się, zostałem wybrany. Myślę, że pomogło to, że przez kilka lat chodziłem na mecze Śląska, a od zawsze kibicowałem temu klubowi. Spiker musi być kibicem, nie do pomyślenia jest dla mnie sytuacja, że ktoś to może traktować tylko jako pracę zarobkową. Oczywiście, musi być rozgraniczenie, ale też pasja i miłość do klubu. Zresztą inni dobrzy spikerzy też tak działają - Marcin Gałek z Lechii Gdańsk, Łukasz Jurkowski z Legii Warszawa czy Grzegorz Surdyk z Lecha Poznań.

Mówisz, że spiker musi być kibicem, a czy to kibicowanie nie przeszkadza podczas pracy?
Czy nie przeszkadza... Na pewno musimy być obiektywni, chociaż czasami manifestując radość po bramce, jest bardzo ciężko. Kibicowanie może trochę przeszkadzać poza pracą, bo kiedyś byłem w Lubinie na meczu derbowym i na jednej z trybun podeszło do mnie trzech rosłych fanów Zagłębia i po wymianie uprzejmości ostrzegli mnie, żebym uważał, bo może być różnie (śmiech). Jestem kojarzony ze Śląskiem, co odczuwam też przykładowo na galach Fight Exclusive Night, które prowadziłem. Niejednokrotnie słyszałem w Lubinie różne negatywne opinie na swój temat, właśnie ze względu na WKS. Staram się nie prowadzić imprez w Zagłębiu Miedziowym, bo nie jestem tam mile widziany.

Jesteś spikerem Śląska od ponad 10 lat. Opuściłeś w ogóle jakiś mecz WKS-u we Wrocławiu?
Jeśli dobrze pamiętam, były trzy takie spotkania, m.in. ze względu na koszykarski EuroBasket w 2009 roku i z powodu wypadku w zeszłym roku. Zawsze jestem na domowych meczach, a jak czas pozwala, to pojawiam się na wyjazdach, również zagranicznych, kiedy Śląsk grał w pucharach.

Byłeś spikerem na wielu meczach, na pewno zdarzyły ci się jakieś wpadki?
No pewnie (śmiech). Raz na meczu przyjaźni Śląska z Lechią Gdańsk powiedziałem, że zaraz dojdzie do zmiany w drużynie Lecha Poznań, ale szybko się poprawiłem. Może nie w kategorii wpadki, ale też miałem ciekawą historię podczas meczów na Euro 2012. Mieliśmy dokładny scenariusz i reżysera na słuchawce, który ciągle do mnie mówił "official speaker, I will cue you", czyli "twoja kolej na wygłoszenie komunikatu". Brzmiało to jak "I will kill you" (zabiję cię), przez co myślałem, że robię coś nie tak, a on jest na mnie wściekły.

Euro 2012 to największa impreza, na jakiej byłeś spikerem?
Współpracuję z PZPN-em i zdarza mi się spikerować mecze reprezentacji Polski i właśnie Euro było chyba największą moją imprezą. Nie wydaje mi się, żeby w ciągu kilkunastu lat zdarzyła się w naszym kraju równie prestiżowa impreza. Miałem okazję wtedy poznać wielu wspaniałych spikerów, m.in. Libora Boucka, który ma status celebryty w Czechach i prowadzi swój program telewizyjny. Na meczu Rosji z Czechami spikerowaliśmy w trójkę, właśnie z nim i ze spikerem Zenita Sankt Petersburg, który też jest bardzo znaną w Rosji i ciekawą postacią. Założył muszkę, ciemne okulary i tak występował. Taka forma ekstrawagancji. A jeśli chodzi o nasze krajowe podwórko, to cieszę się, że miałem okazję przeżyć ze Śląskiem wiele sukcesów - mistrzostwo Polski, srebrny i brązowy medal, superpuchar i występy w Europie. Możesz być spikerem 20-30 lat i nie spotkają cię takie sukcesy klubu, więc jest to powód do radości.

Domyślam się, że piłka nożna to twój numer jeden. Jakimi jeszcze dyscyplinami się interesujesz?
Nie do końca z tą piłką nożną, bo moją ukochaną dyscypliną jest tenis ziemny. Miałem niedawno okazję być spikerem na turnieju Wrocław Open, byłem w swoim  żywiole. A inne... W zasadzie lubię sport, nie ma dyscypliny, której bym się nie podjął w pracy spikerskiej, ale wychodzę z założenia, że powinien to robić ktoś, kto się na tym zna. Zaczynałem od koszykówki kobiet w Ślęzie, a potem przeszedłem do piłki nożnej. Spikerowanie koszykówki, siatkówki czy piłki ręcznej ma inną specyfikę, bo tam cały czas komentujesz, a na meczach piłkarskich, kiedy nie ma kartek i goli, możesz w ogóle się nie odzywać.

Długo przygotowujesz się do konkretnych imprez czy meczów piłkarskich?
To bardzo odpowiedzialna praca, która w dniu meczowym Śląska zaczyna się trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem. Mamy specjalną odprawę, gdzie spotykają się przedstawiciele dwóch klubów, delegat PZPN i odbywa się kilkunastominutowa narada osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.

Ze względu na pracę, musisz reagować na różne wydarzenia na trybunach, przykładowo wtedy, kiedy kibice wymieniają się uprzejmościami. Byłeś kiedyś źle przez to odebrany?
Muszę to robić, bo to moja praca. Jeśli nie reagowałbym na przekleństwa kibiców, to klub otrzymałby karę. Myślę, że kibice wiedzą, że to moja praca. Praca odpowiedzialna, bo musisz ważyć każde słowo, tak było w przypadku "inwazji na Lubin". Już nawet nie pamiętam, czy faktycznie użyłem takich słów, ale Przegląd Sportowy umieścił takie hasło na pierwszej stronie, podłapała to Ekstraklasa i zrobiła się afera. Na szczęście szybko została umorzona, a cały czas miałem wsparcie klubu i prezesa Piotra Waśniewskiego. Na mecze przychodzi kilkanaście tysięcy osób, trzeba umieć panować nad emocjami. Słyszałem kiedyś o takiej sytuacji w Szczecinie, gdzie sędzia dość często mylił się na niekorzyść Pogoni, aż w końcu podyktował rzut karny w końcówce meczu. Spiker podał, że arbiter przyjechał takim a takim samochodem, na takich numerach i pojazd znajduje się na klubowym parkingu. Sędzia nie miał jak wrócić (śmiech), a spiker został zwolniony. Teraz też czasami się zdarza zbytnio emocjonalne podejście, ale można to zauważyć głównie u osób niedoświadczonych.

Wzorowałeś się na innych spikerach, podpatrywałeś kogoś?
Jest jedna osoba, na której się wychowałem - były spiker Legii Warszawa, Wojciech Hadaj. Ma wielu przeciwników, jest charyzmatyczną postacią, taką ikoną Legii. Bywał kontrowersyjny, ale jednego nie można było mu odmówić - miłości do swojego klubu. Swoją drogą, miałem okazję poznać go osobiście, bo byliśmy spikerami na meczu Polski z Portugalią na Stadionie Narodowym. Niemal od razu dyrygował wszystkim i chciał pokazać, że jest u siebie, ale odebrałem go pozytywnie.

Jaki mecz zrobił na Tobie największe wrażenie?
Zdecydowanie zwycięstwo Śląska 10:1 z Motorem Lublin. Nie każdy spiker na poziomie ekstraklasy czy pierwszej ligi miał okazję dziesięć razy wykrzykiwać strzelca goli. To chyba rekord (śmiech). Innym takim spotkaniem był mecz przyjaźni z Lechią Gdańsk, kiedy po raz pierwszy w Polsce robiliśmy podwójną spikerkę właśnie z Marcinem Gałkiem z Lechii. Najpierw we dwóch komentowaliśmy mecz we Wrocławiu, a niedługo później wspólnie spikerowaliśmy spotkanie towarzyskie Lechii z Juventusem Turyn.

Jak zostać spikerem? Masz jakieś rady dla młodych kandydatów?
Pojawiają się takie zapytania od młodych spikerów, którzy pytają o jakieś porady, to bardzo miłe. Przede wszystkim charyzma i głos są najważniejsze. Merytorycznie możesz nadrobić niedociągnięcia, ale nie możesz się bać, twój głos ma być twoją siłą. No i to, o czym już wspominałem - musisz to robić z pasji, a nie z obowiązku. to nie jest takie łatwe zadanie.

Oprócz spikera Śląska Wrocław, zostałeś również rzecznikiem prasowym sekcji piłki ręcznej WKS-u. Jak to się stało?
Zaproponował mi to Paweł Krążała, prezes Śląska. Rok byłem rzecznikiem, kiedy klub był w ekstraklasie, teraz niestety grają na zapleczu Superligi i chyba znów spadną. Dla mnie to nowe doświadczenie, bo miałem okazję sprawdzić się w jednym z najcięższych momentów w historii klubu. Praca rzecznika może być bardzo różna, możesz się tylko uśmiechać, a ja musiałem zmierzyć się z nowymi problemami, tłumaczyć się przed mediami. Było to dla mnie prawdziwe przetarcie.

Dzięki swojej pracy spikerskiej żyjesz bardzo blisko z piłkarzami Śląska.
Dokładnie tak, z większością żyję bardzo dobrze. Myślę, że piłkarze mnie lubią i mi ufają, nie traktują mnie jak typowego dziennikarza. Wyjątkiem jest Jarosław Fojut, któremu kiedyś żartobliwie i ironicznie pogratulowałem dwóch pięknych goli samobójczych na stadionie w Gdyni. Obraził się śmiertelnie i do dzisiaj nie podajemy sobie ręki.

Można więc o tobie powiedzieć, że masz Śląsk w sercu.
Jak najbardziej, żyję sprawami klubu, bo oprócz spikerowania włączam się w akcje marketingowe. Prowadzę różne imprezy i zawsze staram się ten Śląsk przemycić, promować i zapraszać na mecze we Wrocławiu. Jestem mocno zakorzeniony i zżyty z WKS-em, więć nie wyobrażam sobie absolutnie pracy w żadnym innym piłkarskim klubie.

ROZMAWIAŁ PAWEŁ PROCHOWSKI

Oceń publikację: + 1 + 2 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1209