Sport

Druga strona medalu: Kamil Biliński (odc. 8)

2017-05-26, Autor: Andrzej Gliniak

Dlaczego kibice w Rumunii nazywali go "czerwonym psem", z którym z żużlowców - jako wielki miłośnik czarnego sportu - najchętniej spotkałby się na obiad oraz jaką największą bzdurę usłyszał na swój temat? Kamil Biliński, rodowity wrocławianin, napastnik Śląska, w szczerej rozmowie z Andrzejem Gliniakiem mówi o życiowych wzlotach i upadkach, zdradza ciekawe historie z zagranicznych wojaży oraz opowiada o swoim nieustępliwym charakterze, za który można go kochać albo nienawidzić. Zapraszamy na ósmy odcinek cyklu "Druga strona medalu".

Reklama

Twój najważniejszy moment w karierze?
Zaledwie po roku gry otrzymałem opaskę kapitana w Dinamie Bukareszt, jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Rumunii. To było dla mnie wielkie wyróżnienie. Zwłaszcza jako obcokrajowca. Docenił mnie trener Flavius Stoican, były reprezentant kraju i bardzo szanowana postać. Wydaje mi się jednak, że musiala to być bardzo dobrze skonsultowana decyzja. W innym razie opiekun Dinama już by pewnie w klubie nie pracował. Ot taka rumuńska specyfika. Zresztą w Bukareszcie czułem się świetnie. Niczego mi nie brakowało. Mogłem skoncentrować się wyłącznie na grze. Miałem też świetne kontakty z kibicami, którzy nazwali mnie "czerwonym psem". To symbol klubu. Na takie pozytywne miano zaslugiwali tylko nieliczni. Jeszcze do tej pory, już kilka lat po odejściu z Dinama, fani z Bukaresztu piszą do mnie na portalach społecznościowych i interesują się moją karierą. Byłem dla nich kimś ważnym. To bardzo miłe. W stolicy Rumunii piłkarze mają wyjątkowy status. Traktuje się ich jak celebrytów, są bardzo rozpoznawalni. Nie ma wrogości ze strony sympatyków innych miejscowych drużyn. Wielokrotnie zdarzało się, że o zdjęcie czy autograf prosili mnie kibice Steauy czy Rapidu.

Najwięcej sukcesów osiągnąłeś jednak na Litwie?
Podczas gry w Żalgirisie Wilno zdobyłem mistrzostwo, dwukrotnie wywalczyłem Puchar Litwy i triumfowałem w Superpucharze. Wszyscy tworzyliśmy jedną wielką rodzinę. Każdy szedł za sobą w ogień. Trenerem był Polak Marek Zub. Z sentymentem wspominam także dwumecz pucharowy z ówczesnym wicemistrzem Polski - Lechem Poznań. Wyeliminowanie "Kolejorza" i awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Europy to do tej pory jeden z największych sukcesów litewskiego futbolu, do którego ja również dołożyłem swoją cegiełkę. Piłkarze Lecha przyjechali do Wilna jak po swoje. Liczyli, że się po nas przejadą. Jedynie Bartosz Ślusarski podszedł do mnie i się przywitał. Pozostali chodzili z zadartymi nosami. Mam wielką satysfakcję, że na boisku im te nosy utarliśmy. W Wilnie wygraliśmy 1:0 a w Poznaniu przegraliśmy tylko 1:2 i to dało nam awans. Wielka sensacja stała się faktem.

Najzabawniejsza sytuacja w sportowej karierze?
W Żalgirisie moim kolegą był Egidijus Vaitkunas, niesamowicie przesądny gość. Grał z ósemką i to wlaśnie ten numer był dla niego największą świętością. Przed każdym meczem zawsze wychodził z szatni jako ósmy. Wszyskich skrupulatnie liczył i ustawiał aż przyszła jego kolei. Z chłopakami mieliśmy z tego niezły ubaw i często wciskaliśmy się do wyjścia na ósmego albo rozpraszaliśmy go w liczeniu. Śmiechu było co nie miara, a on mocno się wkurzał.

Twój najtrudniejszy moment w życiu?
Miałem niespełna 20 lat. W Młodej Ekstraklasie zdobyłem dla Śląska 21 goli i zostałem królem strzelców. Zadebiutowałem w pierwszym zespole. Strzeliłem dwie bramki  i wywalczyłem z WKS-em Puchar Ekstraklasy. Media kreowały mnie na przyszłość polskiej piłki a eksperci wróżyli wielką karierę. Uwierzyłem, że mam świat u stóp. Decyzję Śląska o wypożyczeniu mnie do I-ligowego Znicza Pruszków przyjąłem ze spokojem. Dostałem szanse na regularne granie co mogło tylko zaowocować po powrocie do Wrocławia. Come back na Oporowską nie był jednak taki, jak oczekiwałem. Trener nie widział mnie w składzie a włodarze postanowili wypożyczyć na pół roku do Górnika Polkowice. To zdecydowanie najgorszy okres w mojej karierze, który jak najszybciej chciałbym zapomnieć. W Polkowicach straciłem formę a w szatni nie potrafiłem znaleźć wspólnego języka z kolegami z drużyny. Większość stanowili piłkarze związani z Zagłębiem Lubin, więc chłopaka z Wrocławia traktowali delikatnie mówiąc z dystansem.

Kiedy wróciłem do Śląska poczułem dużą ulgę. Byłem pełen nadziei, ale znowu dostałem cios. Trener Orest Lenczyk dał mi do zrozumienia, że nie widzi mnie w zespole i że mogę odejść. Szybko musiałem zdecydować co dalej. Nie miałem wielu ofert. Najkonkretniejszy okazał się Bałtyk Gdynia. Byłem podłamany. Jeszcze niedawno grałem w ekstraklasie, a za chwilę miałem występować na drugim końcu Polski, na drugoligowych boiskach do tego walcząc o utrzymanie. Opuszczałem Wrocław ze łzami w oczach. W drodze do Gdyni odwiedziłem Płock, gdzie mieszkała Sandra, moje obecna żona, a wtedy jeszcze dziewczyna. Nie wiem czy czuwała nade mną opatrzność czy potraktować to jako wyjątkowy zbieg okoliczności, ale odebrałem wtedy telefon od Krzysztofa Dmoszyńskiego, prezesa miejscowej Wisły, który zaproponował mi kontrakt w swoim klubie. To było jak gwiazdka z nieba. Nie wahałem się ani sekundy. W Płocku odżyłem i złapałem drugie życie. Awansowaliśmy do I ligi a ja strzeliłem kilkanaście goli. Co najważniejsze, miałem u boku ukochaną osobę.

Zaufana osoba w świecie futbolu?
Mój menager, Krzysiek Świątkowski. Oprócz spraw kontraktowych łączy nas przede wszystkim przyjaźń. Wiele mi pomógł i zawsze mogę na niego liczyć.


Główna cecha twojego charakteru?
Nieustępliwość. Mam twardy charakter, który nigdy nie pozwala mi się załamywać. Można mnie lubić albo nienawidzić. Najważniejsze, że nie jestem bezbarwny.

Jaka jest twoja największa wada?
Upartość.

Twoje życiowe motto?
"Nigdy się nie poddawać".

Najlepszy mecz w karierze?
Napastnika rozlicza się za zdobyte gola. Dlatego wybieram dwa hatricki, które strzeliłem w piłce seniorskiej. Pierwszy w lidze rumuńskiej. Dinamo wygrało wtedy z Otelul Galati 4:0. Ostatnio trzy trafienia zaliczyłem na Stadionie Wrocław. Śląsk rozgromił Ruch Chorzów 6:0.

Najładniejsza bramka jaką zdobyłeś?
W ubiegłym sezonie w Zabrzu z Górnikiem na 1:1. Uderzyłem z ponad dwudziestu metrów w samo okienko. Wcześniej rzadko dostawałem szansę gry, więc w ten strzał włożyłem cała swoją dotychczasową frustrację. Wyszło idealnie. Niestety Śląsk przegrał w ostatniej minucie 1:2.

Największa widownia przed którą grałeś?
"Święta wojna" w Rumunii czyli derby Bukaresztu. Dinamo kontra Steaua. Stadion Narodowy. 60 tysięcy kibiców. Komplet. Niesamowite uczucie. Doping jest tak głośny, że nie słyszysz własnych myśli. Meczem już tydzień wcześniej żyje całe miasto. Radio, telewizja czy gazety mówią tylko o tym. To wielkie święto dla całej stolicy.

Obrońca, który dał mi w kość?
Odpowiem na przekór. Panuje opinia, że Arek Głowacki to człowiek - skała a mi zawsze dobrze gra się przeciwko niemu. Bardzo twardym przeciwnikiem jest też Łukasz Szukała, przeciwko któremu grałem w lidze rumuńskiej

Najwieksza bzdura jaką usłyszałeś na swój temat?
Ktoś zarzucił mi, że dzień przed ważnym meczem Śląska widział mnie jak imprezuję w Pasażu Niepolda we Wrocławiu. Sytaucja była na tyle kuriozalna, że akurat w tym czasie WKS grał na wyjeździe z Lechią a ja byłem z drużyną w hotelu w Gdańsku. Chłopaki śmiali się potem, że widocznie umiem przenosić się w czasie.

Z kim najchętniej zjadłbyś kolacje?
Raczej obiad (śmiech). Z Maciejem Janowskim, żużlowcem Sparty Wrocław. Jestem miłośnikiem czarnego sportu i z pewnością podpytałbym "Magica" o wiele interesujących mnie tematów. Jeśli tylko termin nie koliduje z meczami Śląska, można mnie spotkać na meczach WTS na Stadionie Olimpijskim.

Napastnik, którego podziwiasz?
Od zawsze był to Raul Gonzalez. Przez niego zakochałem się też w Realu Madryt. Podobała mi się też gra reprezentanta Argentyny - Gabriela Batistuty.

Na co wydałeś pierwsze zarobione pieniądze?
Jako młody chłopak, grając w juniorach Śląska za pierwsze otrzymane stypendium kupiłem sobie nowiutkie korki. Jeden z pierwszych modeli Nike Mercurial. Frajda była niesamowita.

Przed czym czujesz paniczny lęk?
Boje się śmierci, swojej i moich najbliższych. Cieszę się życiem.

Dar natury, który chciałbyś posiadać?
Chciałbym móc się przenosić w czasie.

Gdybyś mógł, co byś zmienił w swoim wyglądzie?
Nos, choć moja żona mówi, że przesadzam.

Wymarzone miejsce na odpoczynek?
Bali, Dominikana albo Filipiny. Niestety nie mamy z żoną czasu, żeby tam polecieć i porządnie wypocząć. Nasz synek Nikodem jest oczkiem w głowie, a obecnie spodziewamy się kolejnego potomka. Sandra jest już w siódmym miesiącu ciąży.

Partnerem cyklu jest renomowana włoska restauracja Ristorante Liberta 7 na Placu Wolności 7 we Wrocławiu.

Oceń publikację: + 1 + 8 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 527