Sport

Druga strona medalu: Renata Mauer – Różańska (odc.14)

2017-07-19, Autor: Andrzej Gliniak

Blisko trzydzieści lat spędzonych na strzelnicy. Dwa złote i jeden brązowy medal olimpijski, krążki zdobyte na mistrzostwach świata i Europy. Jedna z  najbardziej utytułowanych polskich sportsmenek, Renata Mauer – Różańska w szczerzej rozmowie z Andrzejem Gliniakiem o igrzyskach w Atlancie, sukcesach w cieniu żałoby i dramatycznych przeżyciach.

Reklama

Blisko trzydzieści lat spędzonych na strzelnicy. Dwa złote i jeden brązowy medal olimpijski, krążki zdobyte na mistrzostwach świata i Europy. Jest Pani bez wątpienia jedną z najbardziej utytułowanych polskich sportsmenek.
Przełomowym momentem były z pewnością igrzyska w Atlancie. Rok 96. Oczy całego sportowego świata skierowane były na strzelnicę olimpijską, bo była to pierwsza konkurencja igrzysk. Ostatnia seria finałowa. Wydawało mi sie, że medal mam pewny, ale strata do prowadzącej Petry Horneber jest za duża żeby wygrać . Chwila skupienia. Celuję. 10,7! Wynik marzenie. Jeden z najlepszych w mojej karierze. Niemce do złota wystarczała jednak skromna 9. Nagle przez salę przechodzi szum. Odwracam się a trener Andrzej Kijowski tylko bezradnie wzrusza ramionami. - Co się mogło stać? - zastanawiam się. Odwracam się po raz drugi. Tym razem już uśmiechnięty od ucha do ucha krzyczy do mnie, że jestem pierwsza. - Na tablicy nigdzie nie było twojego nazwiska, bałem się, że coś złego się stało, dopiero za chwile popatrzyłem na pierwsze miejsce- tłumaczył potem podekscytowany. Byłam w szoku. Nie wierzyłam. Instynktownie zerknęłam w stronę moich przeciwniczek. Niemka stała nieruchomo. Była załamana. Trafiła fatalnie.Tylko 8,8!!! Stało się! Zostałam pierwszą, historyczną złotą medalistką igrzysk w Atlancie. Kilka godzin później moje zdjęcie ukazało się na pierwszej stronie New York Times'a, jednego z największych dzienników świata. Moje życie diametralnie się zmieniło. Zaczęły się częste wywiady , wizyty w telewizjach śniadaniowych, spotkania z kibicami i wiele innych.

Z czasem zaczęło mnie to jednak przytłaczać i marzyłam tylko, żeby nadrobić czas rozłąki z rodziną. Nie było łatwo. Trening gonił trening a kalendarz startów był bardzo napięty . Do tego doszła jeszcze praca dyplomowa, którą obroniłam rok po igrzyskach.

Moja mama, która wprowadziła się do nas tuż przed Atlantą, miała opiekować się córeczką Natalką tylko dwa tygodnie. Została dwa lata...

Atlanta kojarzy się Pani z największymi sukcesami, które jednak wywalczone zostały w cieniu żałoby.
Podczas ceremonii otwarcia na stadionie w Atlancie zmarł na zawał pan Eugeniusz Pietrasik, szef Polskiej Misji Olimpijskiej. Wszyscy byliśmy z nim bardzo zżyci. O jego śmierci dowiedziałam się dopiero po zawodach , bo jako startująca w pierwszym dniu , nie uczestniczyłam w otwarciu. Zdziwiły mnie dopiero miny dziennikarzy, kiedy po wystrzelaniu złota mówiłam do mikrofonów, że krążek dedykuję córeczce Natalii. Po dekoracji medalowej myślami byłam już przy panu  Pietrasiku.

Dwa medale na jednych Igrzyskach nie wystarczyły jednak, żeby wygrać  plebiscyt audiotele Telewizji Polskiej na najlepszego sportowca roku.

Byłam druga. Zwycięzcą został Marek Citko. Strzelił gola Anglikom w przegranym meczu na Wembley. Chyba sam był zaskoczony i lekko zawstydzony. Ale wyszło mi to tylko na dobre. Nagrodą była bowiem wycieczka dla dwóch osób do dowolnego miejsca na świecie. Kocham podróże, więc z mężem byliśmy w siódmym niebie. Długo się nie wahaliśmy. Wybraliśmy Stany Zjednoczone. Na miejscu wypożyczyliśmy czerwonego Pontiaca i ruszyliśmy w trasę. Przeszliśmy Wielki Kanion, zobaczyliśmy słynny Park Łuków z zapierającymi dech w piersiach formami skalnymi , gdzie można podziwiać też niezwykłe efekty świetlne, zwiedziliśmy rezerwat indiański gdzie kręci się westerny. Ogromne wrażenie zrobił na nas także najwyższy most na świecie czy ruchome wydmy. To był cudowny czas.

Ale z podróżami wiąże się też jedno z najbardziej dramatycznych przeżyć w Pani życiu.

To miały być nasze wymarzone wakacje. Przepiękna Chorwacja. Klimatyczny Zadar nad samym Adriatykiem a przede wszystkim czas odpoczynku w gronie najbliższych. Ja, mąż, Natalka i córka brata. Rozbiliśmy namiot na terenie campingu. Zaledwie kilka metrów dalej zatoka. Niedaleko nas potężne skały i Mała Paklenica. Przepiękny widok. Wydawało się, że nic nie jest w stanie popsuć nam błogiego nastroju. Niestety  już drugiego dnia zaczęło padać. Lało cały dzień. Siedzieliśmy w namiocie, graliśmy w karty i czekaliśmy aż przestanie. Nagle usłyszeliśmy ogromny huk. Zaledwie metr od nas wielkie wyschnięte koryto zamieniło sie w rwącą rzekę. Pędzący strumień porywał wszystko co napotkał na swojej drodze. Włos dzielił nas od tragedii. Na szczęście nasz namiot pozostał nienaruszony. Trzeciego dnia pogoda wciąż była fatalna. Na domiar złego zaczęło mocno wiać. Tym razem nie mieliśmy już tyle szczęścia. Nasz namiot prawie został wyrwany. Sytuacja była dramatyczna. Błyskawicznie schowaliśmy się w samochodzie i tak przetrwaliśmy kilka godzin. Następnie zabraliśmy wszystkie rzeczy z namiotu i podjęliśmy decyzję o powrocie do Wrocławia. W drodze do Polski dowiedzieliśmy się, że sto kilometrów od naszego campingu przeszła trąba powietrzna...

Wróćmy na strzelnicę, ale zostańmy przy tych mniej miłych momentach w Pani karierze.
Strzelectwo to bardzo specyficzna dyscyplina. Liczy się każdy detal. Często o końcowym wyniku decydują niuanse. Ogromne znaczenie ma dyspozycja dnia a  także warunki zewnętrzne. Sama przekonywałam  się o tym wielokrotnie. W Barcelonie w 92 roku, na moich pierwszych Igrzyskach, kluczową rolę odegrała pogoda. Było bardzo gorąco, duszno i wilgotno. W wiosce olimpijskiej mieszkaliśmy co prawda na nowym osiedlu ale było ono nieklimatyzowane. W nocy nie mogłam zasnąć a w dzień chodziłam przemęczona. Odbiło się to na moich wynikach.

Podczas samych zawodów miałam spuchnięte palce od upału. Zarówno w karabinku sportowym jak i pneumatycznym poszło mi nienajlepiej. Zajęłam piętnaste i siedemnaste miejsce. W pierwszej chwili myślałam nawet o zakończeniu kariery. Przed Igrzyskami w Atenach w 2004 byłam w życiowej formie. Cały sezon strzelałam świetnie i w zawodach zajmowałam czołowe miejsca. Niestety już podczas najważniejszej imprezy czterolecia zatrułam się i marzenia o dobrym wyniku prysły jak bańka mydlana. W obu konkurencjach nie zakwalifikowałam się do finału.

Czy w strzelectwie dopuszczane są "nieczyste zagrania"?
Generalnie podczas zawodów panuje przysłowiowy ład i porządek i nietypowe sytuacje należą do rzadkości. Każde zachowanie nie fair ze strony rywalek w postaci przeszkadzania może prowadzić do dyskwalifikacji. Specyficzną zawodniczką była Weseła Leczewa. Bułgarka zawsze należała do światowej czołówki a później mocno zaangażowała się w politykę zostając posłanką Zgromadzenia Narodowego. Jej największą wadą było, że w trakcie  zawodów , kiedy jej nie szło, lubiła głośno i dosadnie przeklinać. Ja jako chyba jedyna wśród startujących zawodniczek nigdy podczas strzelania nie zatykałam sobie uszu, więc doskonale słyszałam wszystko co dzieje się wokół. Na Pucharze Świata w Mediolanie Bułgarka klęła jak szewc. Nie zdekoncentrowało mnie to jednak. Zdobyłam złoty medal.

Podczas rywalizacji na strzelnicy los bywa często przewrotny.
Zaledwie kilka miesięcy po dramatycznym finale Igrzysk w Atlancie ponownie walczyłam z Petrą Horneber. Tym razem w zawodach Pucharu Świata.  Zwycięstwo znów rozstrzygnęło się w ostatniej serii. Minimalnie lepsza była Niemka. Po ostatnim strzale podeszłyśmy do siebie z uśmiechem i serdecznie się wyściskałyśmy.

Strzelectwo to bardzo bezpieczna dyscyplina. Tylko raz w przeciągu kilkudziesięciu lat zdarzył się dramat...                                                            Szerokim echem odbiła się sytuacja na Mistrzostwach Niemiec. Młoda kobieta wyjmowała karabinek z pokrowca a ten załadowany był amunicją. Wystrzelił. Doszło do tragedii. Nabój trafił w jej matkę i śmiertelnie ją ranił. Od tego momentu zdecydowanie zaostrzono przepisy bezpieczeństwa. Wprowadzono nowe, surowe przepisy. Po zakończonym treningu czy zawodach obowiązkiem każdego strzelca jest włożenie  do lufy znacznika. Może to być czerwona chorągiewka albo odblaskowa żyłka. Świadczy to, że w lufie nie ma naboju. Za nieprzestrzeganie zasad grożą surowe kary łącznie z dyskwalifikacją.

Skromność to Pani drugie imię. Od kilkunastu lat m.in jeździ Pani fiatem Panda.

Niektórzy śmiali się, że powinnam otworzyć salon z tymi autami ( śmiech). Cała historia zaczęła się od zawodów w Białymstoku, gdzie główna nagrodą co roku był właśnie Fiat Panda. Na początku przegrałam walkę o samochód zaledwie o dwie dziesiętne  punktu. Rok później już się udało. Przyjechałam wtedy na zawody z mężem i synkiem. Mateuszek uwielbiał autka i kiedy tylko zobaczył stojącego na ekspozycji czerwonego Fiata Pandę chodził wokół i go głaskał. Popatrzyliśmy wtedy na siebie z mężem i już wiedziałam , że po prostu muszę go wygrać. Radości w oczach dziecka nie sposób było opisać, kiedy kilka dni później to samo auto zobaczył u nas na podwórku. Był wniebowzięty. Wygrałam jeszcze jedną, żółtą Pandę, którą jeżdżę do dziś.

Partnerem cyklu jest renomowana włoska restauracja Ristorante Liberta 7 na Placu Wolności 7 we Wrocławiu.

 

Oceń publikację: + 1 + 1 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kogo poprzesz w wyborach prezydenta Wrocławia?







Oddanych głosów: 8682