Gdzie dobrze zjesz we Wrocławiu odc.4

Szajnochy 11

W pewnym momencie o sushi zaczęło się mówić jako o tradycyjnej polskiej potrawie, bo bary z tym japońskim daniem powstawały niemal na każdej ulicy. Na szczęście rynek weryfikuje słabszych, a na polu walki pozostają najlepsi, a do nich na pewno należy zaliczyć restaurację Szajnochy 11. To miejsce, w którym samo sushi zostało wzniesione na inny poziom, ale napisanie, że Szajnochy 11 to jedynie „suszarnia” byłoby sporym przekłamaniem. Bo w wąskiej uliczce przy Placu Solnym Szef Kuchni Tomasz Hartman przygotowuje małe dzieła sztuki na talerzu. W zmieniającej się co dwa miesiące karcie znajdzie kilka perełek, skomponowanych doskonale zarówno pod kątem smaku, jak i wyglądu, a wszystko to przy użyciu najlepszych możliwych produktów. Jeśli już przyjdziecie, nie odmówcie sobie spróbowania choćby małego zestawu sushi, a do tego grillowanej makreli (28 zł) czy cudownie delikatnej ośmiornicy z crosne i grzybami (35 zł).

Szajnochy 11

Shrimp House

Pomysł założycieli Shrimp House, którzy wcześniej sprawnie rozkręcili Bratwursty, był banalny – dajmy wrocławianom to, czego tak bardzo oczekują, a nikt nie jest w stanie zrobić. Dokładnie chodziło o krewetki, których zjedzenie w stolicy Dolnego Śląska było sporym problemem, a już w przyzwoite cenie, właściwie niemożliwe. Shrimp House to bar krewetkowy, w którym każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Miłośników kuchni azjatyckiej na pewno zadowoli delikatnie ostra tajska zupa kokosowa (16 zł) lub czerwone curry (29 zł), ale niewątpliwym hitem są krewetki w chrupiącej temperze (27 zł). Miejsce obowiązkowe dla wielbicieli owoców morza.

św. Mikołaja 13

Wrocławski Bazar Smakoszy

Bazar Smakoszy to koncept, zrzeszający producentów regionalnej żywności, odbywający się w każdą niedzielę w Browarze Mieszczańskim, który wpisał się na stałe w gastronomiczny krajobraz stolicy Dolnego Śląska, dał szansę wielu mniejszym wystawcom na dotarcie do szerokiego grona odbiorców, a wielu wrocławianom po prostu okazję do miłego spędzania czasu. Możecie podjechać w niedzielę, kupić ekologiczne warzywa, zabrać do domu Sery Łomnickie czy greckie oliwki, ale i zjeść coś z food trucków, które od początku towarzyszą Bazarowi.

The Root

Miejsce niezwykłe, skierowane głównie do wegan, ale zadowolony powinien wyjść każdy, bo połączenia smakowe sprawiają dużo radości podczas jedzenia. A zjeść można różnorodnie, zaczynając od wegańskiego sushi – polecam zwłaszcza zestaw Pieczara Ognia (16 zł), podawany z fioletowym ryżem i przyjemnie ostrą papryką. The Root to malutki lokal, więc raczej nie rozsiądziecie się wygodnie w środku, ale na spokojnie zabierzecie swój pakunek z jedzeniem do biura, parku czy na uczelnię.

Krupnicza 3

O autorze

Piotr Gładczak to autor popularnego bloga Wrocławskie Podróże Kulinarne. Od dłuższego czasu przemierza wrocławskiej knajpki, restauracje, bary i foodtrucki w poszukiwaniu pysznego jedzenie. Raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Teraz specjalnie dla czytelników portalu tuWroclaw.com, co tydzień będzie polecał wam miejsca, do których jego zdaniem warto wybrać się, aby dobrze zjeść. Pamiętajcie, że są to subiektywnie opinie autora i każdy z was może mieć inne smaki i gusta, dlatego zachęcamy was też do dzielenia się swoimi opiniami oraz wskazówkami dla innych wędrowców poszukujących dobrego jedzenia w stolicy Dolnego Śląska.

Zobacz poprzednie części Gdzie dobrze zjesz we Wrocławiu --> TUTAJ

Gdzie dobrze zjesz we Wrocławiu odc.4, Piotr Gładczak

Szajnochy 11. W niektórych kręgach kultowa, dowodzona przez utalentowanego kucharza Tomasza Hartmana, słynąca ze swojego sushi, a także niekonwencjonalnych połączeń smakowych w pozostałych daniach. (Fot. Piotr Gładczak)

Jeszcze więcej wrażeń zapewnia kuskus jerozolimski z owocami morza i pieczoną pieczarką. Danie właściwie kompletne, również kremowe, z wyraźnie zaznaczoną teksturą dzięki gruboziarnistemu kuskusowi, a do tego delikatne i świetnie komponujące się z krewetkami i pokrojoną w mniejsze kawałki ośmiornicą. Ta ostatnia jest tak miękka, jak tylko może być, maślana i cudownie aromatyczna. (Fot. Piotr Gładczak)

Moja rwana wołowina w konfiturze grzybowej z marynowaną w anyżu czerwoną kapustą może nie prezentuje się doskonale, ale smak wynagradza to małe potknięcie. Mięso ma lekko słodki, bardzo wyrazisty smak i niemalże kremową konsystencję, którą bardzo udanie przełamują podprażone pestki dyni i przede wszystkim będąca na kontrze słodko-kwaśna kapusta. Bogactwo smaku przy tak niewielkiej ilości składników powala. (Fot. Piotr Gładczak)

Shrimp House - w menu umiejscowionym na ścianie przy kasie znajduje się siedem stałych pozycji, w tym jedna zupa. Pełen przekrój – krewetki w odsłonie azjatyckiej, amerykańskiej i śródziemnomorskiej. My zamawiamy dwie rozgrzewające zupy Pho (15 zł) oraz tempura shrimp (27 zł) i garlic shrimp (27 zł). (Fot. Piotr Gładczak)

Krewetkowe Pho uderza aromatami. Jest gorące, esencjonalne, a miseczkę szczelnie wypełniają krewetki, kiełki, makaron i niezliczona ilość ziół z przewagą kolendry. To musi smakować, to smakuje, a jeszcze bardziej po dodaniu odrobinki sosu rybnego, który jest ogólnodostępny razem z innymi przyprawami. Pho ze Shrimp House nie jest jakąś tam sobie zupką. To pełnowartościowe danie, po którym zjedzenie czegoś jeszcze nie należy do najłatwiejszych zadań. (Fot. Piotr Gładczak)

Krewetkowa klasyka w pełnym tego słowa znaczeniu – garlic shrimp. Smażone na białym winie mięsiste krewetki, do tego zniewalająca ilość czosnku, a na koniec świeża natka. Krewetki są doprawione w odpowiedni sposób, a wino z czosnkiem doskonale równoważą smaki tworząc świetnie pachnący sos. Wycieramy go do ostatniej kropli chrupiącą bagietką i chcemy więcej. (Fot. Piotr Gładczak)

Tempury jesteśmy pewni, bo to hicior. Trochę fastfoodowy, ale kto nie lubi zjeść nieco tłuściej. Dlatego zamawiamy dwie krewetki dodatkowo. Zresztą, panierka jest odsączona wzorowo i przyjemnie chrupie, zupełnie nie dając znać, że była smażona w głębokim tłuszczu. Krewetki mięciutkie, znikają w okamgnieniu, ale prawdziwym bohaterem jest tutaj sos. Sos z mango, ale nie za słodki, idealnie zbalansowany, nadaje krewetkom charakteru, a przy tym nie dominuje ich smaku. Do tego wszystkiego jeszcze świeżutki coleslaw z czerwonej kapusty. (Fot. Piotr Gładczak)

Wrocławski Bazar Smakoszy – świetny koncept, zrzeszający producentów regionalnej żywności, który w każdą niedzielę od dwóch lat odbywa się w Browarze Mieszczańskim. (Fot. Piotr Gładczak)

Wrocławski Bazar Smakoszy to już nie tylko targ ekologicznej, regionalnej żywności, ale także mały zlot food trucków. (Fot. Piotr Gładczak)

(Fot. Piotr Gładczak)

Już samo hasło, które przyciąga tu rzesze gości – wegańskie sushi, wywołuje delikatny uśmiech na mojej twarzy, ale jednocześnie zaciekawia. Zwłaszcza, że The Root to malutki lokal, mieszczący wewnątrz maksymalnie może cztery osoby, a i zaplecze kuchenne nie wygląda na wiele większe, co sprawia, że większość procesów przygotowywania poszczególnych dań odbywa się na naszych oczach. (Fot. Piotr Gładczak)

(Fot. Piotr Gładczak)

Wrap z falafelem to kompozycja złożona z hummusu, suszonych pomidorów, sałaty, ogórka oraz oczywiście kotlecików z cieciorki. Muszę uczciwie przyznać, że to jedna z lepszych tego typu przekąsek, jakie miałem okazję jeść w ostatnim czasie. Miękki, aromatyczny falafel nie ginie pośród ogromu reszty dodatków, wraz z ogórkiem wprowadza chrupiący element, a jednocześnie przyjemnie współgra ze świeżymi warzywami. Wrap nie zamula, nie jest mdły, a i porcja całkiem słuszna. (Fot. Piotr Gładczak)

Hitem jest jednak wegańskie sushi, z którego tak delikatnie się podśmiewałem. Zwracam honor, bo to najpewniej jedno z najlepszych sushi w mieście. Podawane z fikuśnym fioletowym ryżem przyciąga uwagę już samym wyglądem, ale smakuje zaskakująco dobrze. Pieczara ognia to połączenie ostrych papryczek z delikatnym awokado i tofu, odpowiedni balans lekkości i uzależniającej, ale nieprzesadnej ostrości. Ciężko nie wspomnieć też o ryżu – odpowiednio kleistym, a przy tym spinającym smakowo całą kompozycję. Było na tyle dobre, że dłuższą chwilę zastanawiałem się czy nie wrócić po kolejną porcję, ale nie dałem się łakomstwu, bo zestaw sushi i wrap wystarczają za obiad i kolację. (Fot. Piotr Gładczak)

Przeglądaj również za pomocą strzałek na klawiaturze