Sport

Piłka nożna: pierwsza przegrana Lenczyka, 1:2 z Legią

2010-10-27, Autor: Łukasz Maślanka
Jeszcze osiem minut przed końcem meczu na stadionie przy Oporowskiej pachniało co najmniej dogrywką. Niestety, tylko przez chwilę. Śląsk Wrocław przegrał we wtorek z Legią Warszawa 1:2 i pożegnał się z Pucharem Polski.

Reklama

Trener Śląska Orest Lenczyk zaskoczył kibiców wyjściową jedenastką na to spotkanie. Od pierwszego gwizdka na murawę wybiegli dawno nie widziani Łukasz Madej, Mariusz Pawelec i Krzysztof Ulatowski. Na lewej obronie Lenczyk rzucił w bój młokosa, Dawida Abramowicza, do niedawna grającego w Młodej Ekstraklasie. Maciej Skorża wystawił zaś pierwszy garnitur Legii.

W pierwszych minutach tej pucharowej potyczki nie było jednak wiadomo, która drużyna jest lepsza. Obie prezentowały bowiem marny futbol. Z murawy wiało nudą i chyba tylko dotkliwy chłód sprawił, że większość kibiców nie usnęła. Celnych strzałów na bramkę było jak na lekarstwo, a te okazje, którą piłkarze obu ekip, mogłyby zaskoczyć bramkarzy chyba tylko wtedy, gdyby związano im ręce. Sporo było za to walki w środku pola i kiepskich zagrań. Legionistom trzeba jednak oddać, że w tej mizerii prezentowali się nieco lepiej. Częściej byli przy piłce, próbowali ją - choć z miernym skutkiem - rozgrywać i grali lepszy futbol niż Śląsk.

Sytuacja na murawie ożywiła się ok. 30. minuty gry. Wtedy Cristian Omar Diaz sprytnym strzałem z pięciu metrów przelobował Konstantina Machnowskiego i trafił w poprzeczkę. Dobijać próbował jeszcze Łukasz Gikiewicz, ale stołeczni obrońcy ubiegli go, wybijając piłkę na rzut rożny. Była to pierwsza i ostatnia dobra akcja Argentyńczyka w meczu. Po chwili Diaz padł w polu karnym, walcząc o piłkę w podbramkowym tłoku po kornerze. Napastnika Śląska zniesiono z boiska i już do gry nie wrócił.

Po chwili wrocławianie zmarnowali kolejną wyśmienitą okazję. Piłkę z rzutu rożnego wrzucał Łukasz Madej, strącił ją Gikiewicz, dopadł do niej Piotr Celeban i huknął jak z armaty. Niestety, tylko w poprzeczkę. Legia odpowiedziała groźnym atakiem duetu Manu - Szałachowski. Ten ostatni składał się już do strzału, ale sędzia boczny był bezlitosny i orzekł, że snajper Legii akcję “spalił”.

To, co najlepsze w potyczce Śląska z Legią, przyniosła druga połowa meczu. Wrocławianie po zmianie stron grali nieźle. Z minuty na minutę rozkręcał się Waldemar Sobota, który grał za Diaza, sporo do gry wniósł wprowadzony na boisko za Jezierskiego Sebastian Mila, a walecznością imponował Gikiewicz. Legia również przymierzała się do zadania Śląskowi skutecznego ciosu. Groźnie było w 60. minucie, gdy Mila uderzył technicznie w rzutu wolnego, ale trafił tylko w boczną siatkę bramki. Chwilę później “Roger” znów był bliski szczęścia. Wtedy jednak pechowo się poślizgnął w polu karnym i nie zdołał wykorzystać świetnego podania “w uliczkę” Soboty.

Listę strzelców wtorkowej potyczki otworzyła jednak Legia. W 66. minucie stołeczni piłkarze byli już bardzo blisko, wtedy jednak Jarosław Fojut wybił piłkę z pustej bramki po strzale Sebastiana Szałachowskiego. Sześć minut później snajper Legii mógł już przyjmować gratulacje od kolegów. Strzelił gola niemal identycznego do bramki, którą we wrześniowym pojedynku ligowym wpakował Śląskowi Maciej Rybus. Uciekł obrońcom na lewej flance, wpadł w pole karne i precyzyjnym strzałem pokonał Mariana Kelemena.

I wtedy na Oporowskiej zaczęły się duże emocje. Śląsk rzucił się do odrabiania strat. Gola nie przyniosła wrocławianom seria trzech z rzędu rzutów rożnych. Ale sposób na rozmontowanie obrony Legii znalazł duet Mila - Sobota. W 82. minucie kapitan Śląska obsłużył Sobotę przepięknym crossowym podaniem, a ten z bliskiej odległości pokonał Machnowskiego. Zanosiło się na dogrywkę.

Okazało się jednak, że były to dobre złego początki. Wrocławianie po zdobyciu wyrównującej bramki nieco się “zagotowali”. Chcieli pójść za ciosem i strzelić kolejnego gola, ale zdecydowanie zbyt wielu graczy Śląska zaczęło szukać szczęścia na połowie legionistów. I warszawianie przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Do końca meczu pozostało jeszcze cztery minuty, gdy z lewej strony boiska wrocławskim obrońcom znów uciekł Szałachowski. Na drugiej flance Manu kiwnął Abramowicza, perfekcyjnie wrzucił piłkę w pole karne, a rozpędzony Szałachowski tylko dopełnił formalności.

I było po Śląsku. Wrocławianie po raz kolejny w tym sezonie zaprezentowali się nieźle, a mimo to przegrali mecz. Była to zarazem ich pierwsza porażka pod wodzą Oresta Lenczyka. Do tego kosztowna, bo eliminująca Śląsk z tegorocznego Pucharu Polski. Teraz przed wrocławianami walka o kolejne ligowe punkty. Pierwsza po temu okazja już w najbliższą sobotę. Wtedy przy Oporowskiej rozegrane zostaną derby Dolnego Śląska. Rywalem wrocławskiej ekipy będzie nie kto inny, tylko Zagłębie Lubin.

Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 1:2 (0:0)
Bramki: Sobota (82.) - Szałachowski (72., 86.).
Awans: Legia Warszawa.

Śląsk: Kelemen - Pawelec, Celeban, Fojut, Abramowicz - Madej, Kaźmierczak, Ulatowski (72. Sztylka), Jezierski (56. Mila) - Diaz (34. Sobota), Gikiewicz.
Legia: Machnowskyj - Rzeźniczak, Astiz, Komorowski, Wawrzyniak - Manu (90. Bruno Mezenga), Vrdoljak, Borysiuk, Iwański (90. Jędrzejczyk), Szałachowski - Kucharczyk (46. Radović).
Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~ 2010-10-27
    08:35:53

    0 0

    Sląsk Wrocław nie spadnie do drugiej ligi - daję na to słowo - wasz prezydent.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kto powinien zostać nowym marszałkiem Dolnego Śląska?






Oddanych głosów: 1618