Wywiady

Jak ktoś wjedzie na ścianę i zaatakuje, to wszędzie sobie poradzi

– Jak wszystko w latach transformacji i tu zaczęło się zmieniać. Powoli przestały dopływać pieniądze, upadł Dolmel, Sparta. Powoli wszystko się wykruszało. Ludzie jeszcze jeździli za swoje pieniądze, dostawali jakieś grosze – pasjonaci – praktycznie nie było żadnego klubu. W końcu powstało Centrum Kolarskie Wrocław, zorganizowane przez grupę zapaleńców związanych bezpośrednio z tym sportem. O wrocławskim welodromie, czyli torze kolarskim na osiedlu Poświętne – opowiadają działacze i trenerzy Jerzy PopeckiWładysław Klimczak.

– Jak wygląda historia wrocławskiego welodromu? To blisko stu letni obiekt. Śledząc historię, na pewno można odnaleźć momenty świetności, ale i zapomnienia.

Wrocławski welodrom został zaprojektowany i wybudowany w 1929 roku przez Clemensa Schürmana. W latach 30. nastąpił wielki bum i rozwój cyklistyki. Na tej właśnie fali powstał wrocławski tor kolarski. W ówczesnym czasie we Wrocławiu istniało 20 klubów kolarskich i trzy tory kolarskie. Oprócz tego betonowego, ziemny na Dąbiu – dopiero w późniejszym czasie zostały dobudowane ściany (wiraże/zakręty). Mieliśmy też drewniany, składany tor kolarski w Hali Stulecia.

 

W trakcie wojny tor przy ul. Żmigrodzkiej został zniszczony, a następnie odbudowany w 1946 roku przez pracowników Pafawagu w akcie społecznym. Już w roku 1946 odbywały się tu zawody. Oprócz zawodników z Wrocławia, przyjeżdżali kolarze głównie ze Szczecina i z Łodzi. Z lat 1946-1948 trzeba wymienić braci Janickich, którzy w ówczesnym czasie dominowali na tym torze. Szczególnie Bronek Janicki startujący m.in. w klubie ‘Sieć’, działającym przy wrocławskiej gazowni. W latach 50. entuzjazm i zainteresowanie przygasły.

 

Natomiast prawdziwy bum zaczął się od roku 1963. W tych latach istniały dwa duże, prężnie działające i konkurujące ze sobą kluby kolarskie. To była ‘Sparta Wrocław’ i ‘Dolmel Wrocław’. Powoli zaczęli pojawiać się mistrzowie na skalę światową. W zasadzie wszystko zaczęło się od przyjścia trenera Grundmanna w 1963 roku, za którym pojawiły się sukcesy: Woliński, Głuszczak, Chrzanowski, Dubicki, Wawrzyniak, Jasiu Faltyn, Jan Jankiewicz. Przewijało się tu setki zawodników, a w owym czasie to był najsilniejszy ośrodek kolarski w Polsce. Rok 1973 jest ważnym punktem w historii toru, wtedy to Janusz Kierzkowski został mistrzem świata na 1km ze startu zatrzymanego w San Sebastian. W tym samym roku Ryszard Szurkowski został mistrzem świata na szosie.

 

– Kolarstwo ma swoje wewnętrzne podziały, np. na torowe i szosowe. Jak to jest z dyscyplinami torowymi?

Zawody torowe dzielą się na różne kategorie: 1 km, 2 km, sprint, skrecz, zawody drużynowe etc. Wiele tych konkurencji zmieniło się na inne lub w ogóle zniknęły. Taką konkurencją były np. sztajery. Jeździło się za motorem, który narzucał tempo i pozwalał rozwijać bardzo duże prędkości.

 

– Jak w Keirinie?

Keirin to jeden motor, który rozpędza wszystkich zawodników. Natomiast tu każdy zawodnik miał swojego sztajera i za nim jechał. Jest to tylko jeden przykład zanikającej dyscypliny. Panuje taki trend, że rozgrywa się jedynie konkurencje, które są na olimpiadzie, stąd takie zmiany. Wielkie olimpiady zdominowały sportową rzeczywistość. Świadczy o tym np. fakt, iż emerytury przysługują jedynie sportowcom z medalem olimpijskim, mistrzowie świata nie mają praw do świadczeń emerytalnych.

 

– To smutne, że wszystko jest wrzucane do jednego kotła zasilającego machinę komercyjną, a szlachetność sportu właściwie zanika. Wracając do historii, jak wyglądały późniejsze losy toru?

Jak wszystko w latach transformacji i tu zaczęło się zmieniać. Powoli przestały dopływać pieniądze, upadł Dolmel, Sparta. Powoli wszystko się wykruszało. Ludzie jeszcze jeździli za swoje pieniądze, dostawali jakieś grosze – pasjonaci – praktycznie nie było żadnego klubu. W końcu powstało Centrum Kolarskie Wrocław, zorganizowane przez grupę zapaleńców związanych bezpośrednio z tym sportem.

 

– Czyli w zasadzie to były oddolne działania?

Na pewno tak, nie było żadnego przykazu politycznego czy błogosławieństwa. Stało się tak dlatego, że ludzie związani z kolarstwem nie dopuszczali do siebie myśli o końcu jednego z największych ośrodków w Polsce.

 

– W takim razie jaki jest obecny status toru?

W 1997 roku CKW przekształciło się w Wrocławski Klub Kolarski z siedzibą na torze. WKK przejęło całą spuściznę, ale i pełną odpowiedzialność finansową za utrzymanie toru, przygotowywanie go do zawodów etc. Natomiast tor jest i zawsze był własnością miasta. Aktualnie jest dzierżawiony i w pełni samodzielnie finansowany. Nie jest zasilany z publicznego budżetu. To generalna tendencja, że kluby nie są dofinansowywane.

 

– Głównym wyjątkiem jest tu piłka nożna, WKS.

To jest taka polska przypadłość. Budujemy pomniki, których nie możemy utrzymać (patrz Stadion Miejski). W kolarstwie np. mamy tor w Pruszkowie, który nie jest torem szkoleniowym, gdzie w zimie brakuje pieniędzy na jego dogrzanie. Drewno się wypacza, nawierzchnia się niszczy. W dziedzinie kultury jest podobnie. Weźmy np. Narodowe Forum Muzyki. Bardzo trudno utrzymać takie molochy.

 

– Albo Kościół Opatrzności Bożej, który pochłonął 90% budżetu przeznaczonego na kulturę.

– Np. Dlatego wiele obiektów jest budowanych okazjonalnie. Np. skocznia narciarska w Chinach. Została wybudowana, a następnie rozebrana i sprzedana do Francji. Czy też stadion wybudowany w Austrii z okazji Euro. Po Euro został zmniejszony o jedno piętro trybun bo nie było sensu tego utrzymywać. Bardzo trudno jest utrzymać obiekt sportowy – nawet tak mały jak wrocławski tor.

 

– Czyli wynika z tego, że lepiej byłoby zainwestować w kilka mniejszych obiektów treningowych, a nie w jeden duży, pochłaniający ogromny budżet i na dodatek niewykorzystywany.

Ludziom trochę przewraca się w głowach, akurat ten tor jest doskonały do treningu młodzieży. Jak ktoś będzie umiał tu jeździć, wjedzie na ścianę i zaatakuje, to wszędzie sobie poradzi, będzie miał to w głowie. Czemu na przykład kolarze z NRD wygrywali na Wyścigu Pokoju zrywając się na finiszach. Dlatego, że przez całą zimę trenowali na torze.

 

– A jak obecnie wyglądają treningi, nabór młodzieży?

W kolarstwie nabór jest bardzo utrudniony. To bardzo ciężki sport, trzeba jeździć i jeździć, kształtować wytrzymałość siłową. Młodzi najczęściej jeżdżą na wyścigi górskie MTB i tu jest nabór. Kolarstwo torowe to sport wyczynowy. Treningi są cykliczne. Trzeba mieć duże zaparcie i dużą siłę woli żeby jeździć na torze. Sport jest trudny, ale co ważniejsze, bardzo drogi. Dlatego nie ma naboru i tak jest w całej Polsce. Chodzi się po szkołach z informacją o treningu, zapalony trener zagaduje na ulicy: przyjdź, zobacz. Przyjmujemy młodzież do 14/15. roku życia w kategorii żak/młodzik. Dzieci zwykle na komunie dostają plastik z marketu za 390 zł. Albo złamie się kierownica, albo odpadnie pedał, albo rama pęknie.

 

Junior (17/19 lat) przez 6 dni w tygodniu powinien przejeżdżać 100 km dziennie. Czy to deszcz, czy nie deszcz, nie ma wyjścia - 3 godziny treningu dziennie. Zaczyna się w lutym, a kończy w grudniu. Ale teraz są inne czasy, można sobie usiąść wygodnie przed telewizorem i „jechać” Tour de France. Jest dużo klubów i grup, które jeżdżą z własnej inicjatywy, ale to nie jest sport wyczynowy w takim sensie, w jakim rozumie się kolarstwo torowe. Nasze szkolenia obejmują jedynie młodzież. Koszty szkolenia orlików czy seniorów są za duże. Nasze wyposażenie udostępniamy jedynie tym, którzy czymś się wykażą. Na tor wchodzą tylko sprzęty profesjonalne. Żaden rodzić nie kupi dziecku roweru torowego. A przemiał sprzętu jest ogromny. W tej chwili rower torowy kosztuje 8 tysięcy złotych. Dla juniora, nie wspomnę o starszych zawodnikach.

 

– Jakie są perspektywy? Co można byłoby zrobić? WJ: Można byłoby zaplanować obóz szkoleniowy na Majorce, ale brakuje nam biletów.

Wszyscy siedzą na Majorce. Luty, marzec, kwiecień. To jest wiosenny okres przygotowawczy i wtedy trenuje się głównie na szosie. I na torze. A wiecie jak dziś można trenować na szosie. Nie ma gdzie. Nie tak jak kiedyś się jeździło. Trzebnica – Oborniki, słynna pętla. Co pół godziny przejechał jeden Żuk, a nie tak jak dziś. Najbezpieczniej byłoby na autostradzie, na pasie awaryjnym. Tak jak kiedyś na autostradzie odbywały się zawody.

 

– A jak wygląda sytuacja z udostępnianiem toru? Czy jest możliwość wejścia na tor, czy ewentualnych treningów?

– Ktoś kto przyszedłby do nas z ulicy musiałby mieć rower torowy. Przede wszystkim jesteśmy zainteresowani szkoleniem dzieci i młodzieży, nie rekreacją. Teoretycznie moglibyśmy wprowadzić sport rekreacyjny jako odpłatną usługę np., ale kto by przyszedł, nie jesteśmy tym zainteresowani. A samo udostępnienie czy też wynajęcie toru niesie za sobą pewne wymagania. Tutaj musi być ratownik, szkoleniowiec, rowery torowe, kaski etc. Ktoś musi być za to odpowiedzialny. Nie możemy wpuszczać na tor każdego z ulicy.

 

– Ale potencjalna możliwość szerszego otwarcia toru jest?

– Jest taka możliwość - 7 czerwca - zobaczymy ile ludzi przyjedzie. Pewnie dużo, bo jest impreza. Połowa z nich odejdzie jak zobaczy ścianę.

 

Piknik na welodromie, który odbędzie się 7 czerwca (11:00-16:00), organizowany jest przez BIKE DAYS Festiwal Filmów Rowerowych (6-8 czerwca, Kino Nowe Horyzonty) oraz 4. Międzynarodowe Biennale Sztuki Zewnętrznej OUT OF STH (30 maja – 31 sierpnia, BWA Wrocław).

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.