Kultura

Anna Gondek – Grodkiewicz: Wrocław jest fotograficznie bardzo inspirujący [WYWIAD]

2017-12-31, Autor: Michał Hernes

– Temat można znaleźć w dzielnicy obok, gdzie są inne przestrzenie, inni ludzie. Może to być tak odkrywcze, że poczujemy, jakbyśmy przenieśli się bardzo daleko – mówi nam wrocławska fotoreporterka Anna Gondek – Grodkiewicz, laureatka Grand Press Photo 2017 (I nagroda w kategorii „Życie Codzienne - Fotoreportaż”).

Reklama

Michał Hernes: Kim jest pani z zawodu?
Anna Gondek- Grodkiewicz: Fotoreporterem, wykładowcą akademickim oraz architektem.

Praca nad fotoreportażami może być zawodem?
Tak, żyjemy w bardzo obrazkowej epoce i stąd bierze się popularność fotografii. Wiele osób robi albo chce robić zdjęcia. Z epoki językowo – werbalnej przeszliśmy w czasy językowo-wizualne. Są tacy, którzy z ironią mówią o powrocie ery obrazkowej, tłumacząc, że etap jaskiniowych malowideł ludzkość ma już za sobą. Tymczasem współczesna obrazkowość znajduje się na zupełnie innym intelektualnie poziomie.

W dzisiejszych czasach każdy jest albo może być fotografem. Czy to znaczy, że ten zawód też się deprecjonuje?
Nie, to znaczy, że społeczeństwo edukuje się wizualnie. To pozytywne zjawisko. Oczywiście, niektórzy narzekają, że pojawiło się tylu fotografów i w związku z tym trudno rozpoznać, kto jest nim naprawdę, a kto tylko pretenduje do tej roli. Wzrost poziomu edukacji społeczeństwa sprawia jednak, że wizualny język staje się coraz mocniejszy i ważniejszy.

Jak rozróżnić zawodowego fotografa od amatorów?
Rozróżnieniem jest efekt, który ktoś osiąga, a także zlecenia, jakie się otrzymuje. Porównałabym to do muzyki. Dawniej kompozytorem mogła zostać tylko osoba wykształcona w akademii muzycznej, a obecnie to rezultat określa, kto jest dobrym kompozytorem, a kto nie. To bardzo demokratyczne czasy dla twórców.

Proszę powiedzieć o swojej drodze do zostania fotoreporterem. Kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze zlecenia?
Już na studiach. Studiowałam architekturę, ale był to pragmatyczny wybór i cały czas dążyłam do tego, żeby zostać fotografem. W tamtych czasach utrzymanie się z fotografii nie było dla mnie takie oczywiste i choć czułam, że fotografia jest moim powołaniem i pasją, to wiedziałam, że muszę mieć konkretny zawód. Jednak już na studiach łapałam fotograficzne zlecenia.

Dlaczego fotografia?
Dostęp do aparatu miałam w domu i dzięki temu bardzo wcześnie odkryłam to medium. Wydało mi się bardzo ciekawym narzędziem wglądu w życie, opowiadania o nim, spotkań z ludźmi i odkrywania prawdy o świecie. To zawód dziennikarza, ale bardziej wizualnego, plastycznego.

Jakie były pani pierwsze ważne podróże z aparatem?
Każda wyprawa z aparatem jest podróżą, nawet ta najbliższa. Temat można znaleźć w dzielnicy obok, gdzie są inne przestrzenie, inni ludzie. Może to być tak odkrywcze, że poczujemy, jakbyśmy przenieśli się bardzo daleko. Tak naprawdę to nasza chęć odkrywania definiuje czym jest podróż. Jeżeli wybierzemy się do odległego miejsca, ale nie będziemy otwarci na ten świat, niczego ciekawego nie doświadczymy.  

Jeśli chodzi o mnie, dość wcześnie wyjechałam do Australii do pracy i na studia. Każdą wolną chwilę poświęcałam na długie spacery bądź wędrówki w okolice Sydney. To w Australii kupiłam swój pierwszy profesjonalny aparat. Zachwycał mnie tamten świat, krajobrazy, architektura, ludzie, z którymi miałam kontakt.

Są tacy artyścii, którzy bardziej odnajdują się za granicą, gdzie mogą patrzeć na świat z perspektywy obcego.
Za granicą mamy czystą kartę i łatwiej nam dostrzegać pewne rzeczy. Myślę jednak, że taki stan można osiągnąć nawet w swoim mieście, trzeba tylko przestawić się i wyrzucić z głowy pewne przekonania, które mogą nas blokować. Są tacy, którzy twierdzą, że w Polsce nie ma ciekawych tematów, bo wszystko już znamy i wszystko jest dla nas oczywiste. Tymczasem wystarczy zmienić myślenie, a możemy odkryć coś np. we Wrocławiu.

Co można odkryć we Wrocławiu?
Jest tu mnóstwo bardzo ciekawych tematów. Nie wymienię tych z mojej listy, bo mam nadzieję je w przyszłości zrealizować.

Wrocław jest inspirujący?
Bardzo. To świetne miasto z ciekawymi przestrzeniami, dobrą energią i bardzo atrakcyjną ofertą kulturalną. Jedynym niezbyt cudownym akcentem Wrocławia są korki.

Kiedy weźmie się pani za ten wrocławski temat?
Realizuję teraz dwa tematy w Polsce, ale poza Wrocławiem. Wrocław odłożyłam sobie na niedaleką przyszłość.

Co to za polskie tematy?
Póki co nie mogę o nich mówić, bo różnie bywa. Pod koniec lata realizowałam bardzo ciekawy temat na Dolnym Śląsku, z którego musiałam zrezygnować. Okazało się, że nie jest tak imponujący, jak mi się wydawało. Czasem rewiduje się tematy.

Czyli temat musi być imponujący?
Musi być imponujący dla fotografa. Jako autorka fotografii powinnam czuć pasję do tego tematu - chcieć do niego wracać i go pogłębiać. Musi inspirować, wciągać, bo tylko wtedy jest szansa, że zostanie pokazany w taki sposób, że zaintryguje też innych.

Czy robi pani zdjęcia dla siebie?
Nie. To raczej mój sposób rozmowy ze światem i innymi ludźmi. Oczywiście, sprawia mi to przyjemność, ale celem jest rozmowa poprzez fotografie.

Czy jest pani otwarta na rozmowę z ludźmi, których niekoniecznie pani lubi?
Nie przypominam sobie osoby, której bym nie lubiła, choć pewnie jest ktoś, za kim nie przepadam. Pochodzę z bardzo dużej rodziny i od małego funkcjonowałam w dużej grupie ludzi, gdzie są różne osobowości. I przez to lubię różnych ludzi. Jestem bardzo społeczną osobą.

Gdyby spotkała pani za granicą dyktatora, jak podeszłaby pani do takiego „tematu”?
Musimy sprecyzować, o czym mówimy. Przed chwilą mówiłam o Wrocławiu, o rodzinie, znajomych, społeczności wokół nas. Nagłe przejście do dyktatora jest trochę zaskakujące. Polityka to zupełnie inna sprawa. Wtedy moje nastawienie się zmienia.

Co sądzi pani o fotografii wojennej?
Kiedyś bardzo chciałam być fotografem wojennym. To był etap, kiedy jeszcze idealizowałam tę dziedzinę fotografii. Ostatecznie porzuciłam ten plan. Bardzo podziwiam Jana Grarupa, wybitnego duńskiego fotoreportażystę wojennego. Tacy jak on są w tym zawodzie wyjątkami, bo wielu fotoreporterów wojennych realizuje własne bardzo dziwne potrzeby.

Jakie potrzeby?
Nie chcę tego rozwijać, ten temat nie jest dla mnie najważniejszy.

Na czym polega ta idealizacja? Czy tu chodzi o wykonywanie misji?
Też. To ciekawy temat, ale nie chcę w to wnikać.

Czy podróżując z aparatem po świecie czuje się pani bezpiecznie?
Tak, ale jestem przezorna. Nie boję się, bo staram się nie pakować w tarapaty. Gdy jadę w niebezpieczny teren, nie wybieram się tam bez przygotowania i zawsze jestem w kontakcie z lokalsem, który orientuje się w terenie i jest moim przewodnikiem. Bardzo szybko czytam też ludzkie intencje, choć oczywiście nigdy nie wiadomo, kiedy na swojej drodze spotka się świetnego gracza, którego zamiary trudno przewidzieć. Jeśli wyczuwam, że ktoś ma nieczyste intencje albo stanowi zagrożenie, nie nawiązuję z nim kontaktu.

Zajmuję się reportażem humanistycznym, nie wojennym. Reportaż wojenny to inny zawód, inne tematy i cele, także inne problemy, przez które trzeba się przebić. W fotoreportażu humanistycznym zajmuję się ludźmi, ich życiem, emocjonalnością i kulturą, którą reprezentują. To trudna sprawa, ale nie tak, jak zajmowanie się wojną.

Jakie jest największe wyzwanie w byciu fotoreporterem humanistycznym?
Docieranie do esencji, do rdzenia tematu. Dostrzeganie uniwersalnych tematów w rzeczach na pozór błahych. Trzeba dużo czytać, orientować się w świecie i pochłaniać wiedzę z różnych zakresów – psychologii, socjologii, historii cywilizacji, antropologii. Ta wiedza pozwala patrzeć szerzej, dostrzegać więcej. Żeby opowiedzieć fotografią coś ciekawego, musimy znaleźć mocne tematy, które dużo mówią o społeczeństwie, o świecie, o kulturze. To bardzo trudne.

Mocne tematy, to znaczy takie, które zainteresują ludzi?
Wzbudzą emocje, zainteresują. Współcześnie jesteśmy zalewani licznymi informacjami i nie interesują nas te, które już znamy. Chcemy nowości, zaskoczeń. Dlatego to musi być coś intrygującego.

Jak odnaleźć te zaskoczenia?
Trzeba być czujnym obserwatorem tego, co się dzieje w pracy, na ulicy, ale też we własnym życiu. To może prowadzić do ciekawych odkryć. Wszystko rozgrywa się między ludźmi.  Zjawiska i relacje mogą ulec komplikacji w wyniku zmian społecznych, kulturowych, religijnych czy politycznych. Można to obserwować i być tego świadomym, ale można też tego nie dostrzegać.

Ile czasu trzeba poświęcić na taki temat?
Zwykle sporo, ale każdy temat jest inny. Zdobyta wcześniej wiedza pomaga, ale i tak trzeba porządnie się przygotować. Dotrzeć do ludzi, nawiązać kontakt, odwiedzić kilkukrotnie dane miejsce. Trzeba naprawdę być w to wkręconym, włożyć w to bardzo dużo pracy i mnóstwo wyrzeczeń. Wiele osób rezygnuje, nie ma w sobie tyle samozaparcia, tylu chęci. To zawód dla ludzi, którzy naprawdę to kochają.

Ten zawód wiąże się też z duża odpowiedzialnością.
Najważniejsza jest szczerość. Na samym początku trzeba szczerze porozmawiać z bohaterem o tym, co robimy i dlaczego. Skoro chcemy mieć wgląd w życie danej osoby, ona musi się na to zgodzić. Nie można nic ukrywać, skoro chcemy osiągnąć efekt, który będzie prawdziwy.

Dlatego nie inscenizuje się scen z bohaterami.
W fotoreportażu nie ma takiej możliwości, chyba że to jest portret. W portrecie jest to dopuszczalne. Ja nie robię portretów, idę na żywioł i uwieczniam prawdziwe życie. Dla mnie ono jest najbardziej interesujące.

Czy płaci się bohaterom swoich reportaży?
Nie, przynajmniej ja tego nie robię. To transakcja wiązana. Poświęcam czas i pracę, a ktoś ofiarowuje mi swoją historię i swój wizerunek. Otwiera się przede mną. Często wynika to z psychologicznych motywacji, bo ten ktoś chce się z czymś uporać. Ale finanse absolutnie nie wchodzą w grę. To nie jest film albo serial, do których wynajmuje się aktorów i statystów.

Ale dokumentaliści płacą czasem bohaterem swoich filmów.
Nie wiedziałam. W moim przypadku płacenie zmieniłoby relacje między mną a bohaterem. To by poszło w stronę biznesową, mogłoby zaszkodzić prawdziwości tej relacji i ostatecznie byłoby widoczne na zdjęciach. Naprawdę nie jest łatwo wydobyć od kogoś prawdę na jego temat.

Sztuką nie jest naciśnięcie spustu migawki, ale dotarcie do tej delikatnej materii, jaką jest odsłonięcie się bohatera, a dopiero później uchwycenie tego na fotografii.

Drogie są też pewnie zagraniczne wyjazdy.
Mój wyjazd do Tajlandii sponsorowany był przez producenta sprzętu fotograficznego. To była nagroda w konkursie. Do Australii pojechałam do pracy, a do Hiszpanii na Sokratesa-Erazmusa, program stypendialny finansowany przez Unię Europejską. Przy okazji realizowałam swoje cele. Fotografia stała się częścią mojego życia.

A jeśli chodzi o prywatne wyjazdy, to od pewnego czasu Polaków stać na nie. Nie mieszkamy już w kraju, w którym przekroczenie granicy było jakimś szczególnym osiągnięciem. Kilka milionów Polaków mieszka przecież na Wyspach Brytyjskich, w Niemczech, Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych. Znam też takich, którzy zwiedzili kawał świata wcale nie zarabiając nie wiadomo ile.

Czy na wakacje zabiera pani ze sobą aparat?
Tak, chociaż jak jestem z mężem, to wolę spędzać czas z nim i aparat nie jest dla mnie tak ważny.

Czy potrafi pani spacerować nie myśląc, jakie by z tego wyszło zdjęcie?
Staram się. Przez lata pracy nauczyłam się oddzielać pewne obszary. Poza tym zajmuję się trochę innymi tematami niż klasyczna fotografia uliczna.

Czy fotografia jest w stanie coś zmienić, czy jest w stanie zmienić świat?
To pytanie, o którym dyskutujemy w branży fotoreporterskiej. Na pewno jest w stanie uświadomić ludzi, poruszyć ich i zwrócić uwagę na rzeczy, które pomijają. A skoro za jej pomocą można coś pokazać, jesteśmy w stanie dać innym do myślenia. Słowa o zmienianiu świata są zbyt wzniosłe, ale fotografia jest ważnym medium w procesie rozwijania się współczesnych społeczeństw. Były też przykłady w historii, kiedy jedno zdjęcie potrafiło wpłynąć na polityków i zmienić bieg historii.

Zdjęciami można też manipulować.
Dlatego bardzo ściśle opisana została etyka fotoreportera i to, co można, a czego nie można robić.

Czego nie może fotoreporter?
Nie może manipulować fotografią i wstawiać do zdjęcia obiektów, których tam nie ma. To jest rewidowane. Fotoreportaż to potwierdzenie rzeczywistości i jeśli ktoś skłamie, zostanie skompromitowany. Trzeba bardzo mocno dbać o wiarygodność. Czymś innym jest natomiast fotografia konceptualna, tam można sobie pozwolić na stworzenie własnego konceptu.

Czy czuje się pani artystką?
Tak. W fotoreportażu jest wiele warstw – zarówno dziennikarska, ale też wizualna. To jak widzimy świat, wpływa na nasz styl i to nas wyróżnia. Za jego sprawą stajemy się artystami. Ja nie poszukuję jednak stylu, tylko myślę o tematach, które chcę poruszyć i o których chcę rozmawiać. Styl musi sam z tego wyniknąć, narodzić się przy okazji.

Ma pani zdjęcia, z których jest pani najbardziej dumna?
Tak. Cały czas uważam, że dwa pierwsze zdjęcia, które wykonałam w życiu, będąc nastolatką, do tej pory są piękne i mocne. Odnoszę wrażenie, że człowiek surowy, czysty, jeszcze niewyedukowany naturszczyk może stworzyć coś wyjątkowego. Te dwa zdjęcia zawsze mam w pamięci.

Co na nich jest?
Niech to pozostanie tajemnicą.




Zobacz galerię

Oceń publikację: + 1 + 1 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kto powinien zostać nowym marszałkiem Dolnego Śląska?






Oddanych głosów: 1603