Sport

Bolesna porażka i to na własne życzenie. Śląsk przegrywa derby z Zagłębiem Lubin

2020-12-11, Autor: Bartosz Królikowski

Gra na remis, minimalizm, brak odwagi w grze i, nie ma co ukrywać, zasłużona kara. Śląsk Wrocław prowadził w derbach Dolnego Śląska, ale ostatecznie przegrał 1:2 z Zagłębiem Lubin po golu w doliczonym czasie gry.

Reklama

W tym roku dopiero w grudniu, ale wreszcie nadszedł tak długo wyczekiwany przez dolnośląskich kibiców. Derby Dolnego Śląska, decydujące o tym kto na kilka miesięcy zyska w tym rejonie futbolowe zwierzchnictwo. Napędzony dwoma zwycięstwami z rzędu Śląsk Wrocław jechał do Lubina nie tylko po to, by utrzeć nosa regionalnym rywalom. Wrocławianie mieli również okazję po raz pierwszy od przeszło 9 lat wygrać w Lubinie i w końcu w tym sezonie triumfować na wyjeździe z drużyną nie będącą kandydatem do spadku (wcześniej wygrywali z Podbeskidziem oraz Wisłą Kraków). Poza tym derbowe zwycięstwo byłoby świetnym prezentem gwiazdkowym dla kibiców, którzy w mijającym już roku nie mogli w pełni cieszyć się dopingowaniem swoich ulubieńców, gdyż koronawirus skutecznie zabraniał i wciąż zabrania wstępu na trybuny.

Okazja trafiła się na papierze przynajmniej całkiem niezła, gdyż Zagłębie przystąpiło do meczu poważnie osłabione. W derbach nie mogli zagrać dwaj kluczowi zawodnicy defensywy, stoper Lorenzo Simić oraz lewy obrońca Sasa Balić. Co więcej, lubinianie musieli sobie radzić bez głównego rozgrywającego, Filipa Starzyńskiego. W Śląsku chory na COVID wciąż był z kolei Matus Putnocky, którego jednak w meczu z Rakowem Częstochowa świetnie zastąpił Michał Szromnik. W wyjściowym składzie względem starcia z liderem, zaszła jedna zmiana. Patryka Janasika zastąpił Guillermo Cotugno, dla którego był to pierwszy mecz w wyjściowym składzie w tym sezonie.

W poprzednim sezonie w dwóch derbowych dolnośląskich meczach, oglądaliśmy aż 12 goli. Piłkarze obu drużyn ewidentnie o tym pamiętali i… od samego początku rzucili się na siebie. Nie minęły trzy minuty, a już mogło być 1:1. Najpierw Krzysztof Mączyński w świetnej sytuacji przegrał pojedynek z Dominikiem Hładunem. Chwilę później w świetnej sytuacji Patryka Szysza zatrzymał Michał Szromnik, ale na dobitkę szansę miał Samuel Mraz. Jednak napastnik Zagłębia zmarnował stuprocentową sytuację i nie trafił na praktycznie pustą bramkę. Nie minęły kolejne dwie minuty, a sam na sam ze Szromnikiem wyszedł Dejan Drazić, jednak golkiper Śląska znów znakomitą interwencją uratował drużynę. Po iście rock’n’rollowym początku, piłkarze dali nam i sobie chwilę odpoczynku, ale nie za długą. Wszakże już w 16. Minucie Drazić zza szesnastki huknął w poprzeczkę.

Więcej sytuacji miało Zagłębie, ale to Śląsk jako pierwszy swoją wykorzystał. W 24. Minucie wrocławianie skorzystali na błędzie lubinian w rozegraniu i wyprowadzili zabójczą kontrę. Mateusz Praszelik posłał świetne długie podanie do Erika Exposito. Hiszpan uciekł rywalom i pewnym strzałem w sytuacji sam na sam pokonał Hładuna. Exposito potwierdził tym samym, że patent na derby ma jak mało kto, bo to był już jego czwarty gol, w trzecim meczu przeciwko Zagłębiu. Czy to koniec sytuacji bramkowych w tej połowie? Otóż nie. W 34. Minucie mogło być 2:0, ale Robert Pich minął się z piłką w polu karnym, nie dostawiając nogi w odpowiednim momencie.

Ostatnie starcia tych drużyn wskazywały jasno, że zapowiada się na bardzo dobre widowisko i pierwsza połowa nie zawiodła. Dopiero w jej końcówce obie drużyny nieco zwolniły, przypominając sobie że coś tam popracować w defensywie też można. Śląsk utrzymał prowadzenie do przerwy, ale WKS musiał popracować nad stabilnością z tyłu, bo Zagłębie dość swobodnie wbijało się w pole karne wrocławian i tylko kunszt Szromnika oraz koszmarny jak dotąd występ Samuela Mraza, sprawiły że gospodarze nie strzelili gola.

Po powrocie na boisko Śląsk oraz Zagłębie nie zaatakowały się nawzajem z taka furią jak wcześniej. Gra nieco zwolniła, ale obie drużyny wciąż aktywnie szukały możliwości rozerwania defensywy rywali. No i lubinianie znaleźli. W 59 minucie kapitalne górne podanie do Jakuba Wójcickiego posłał Żubrowski. Prawy obrońca opanował piłkę, ale przy próbie strzału został wycięty przez ratującego sytuację Szromnika. Sędzia Dobrynin nie wahał się i podyktował jedenastkę, choć na powtórkach wydawało się, iż golkiper Śląska najpierw trafił piłkę, a potem wpadł w rywala. Tak czy inaczej, karny był, a potem gol również, bo strzał Drazicia był absolutnie poza zasięgiem Szromnika. Trudno winić bramkarza WKS-u za tą jedenastkę, bo zrobił co mógł. Ale na wszelki wypadek zrehabilitował się tak czy siak. W 68 minucie iście fenomenalnie odbił piłkę po strzale głową Mraza. Zrobił to dosłownie w ostatniej chwili, fundując mocnego kandydata do interwencji być może całej rundy.

Utrata gola podziałała na zespół WKS-u… nijak. Wrocławianie nie wyglądali jakby specjalnie się tym przejęli, ani na zespół, grający tak ważne dla kibiców derby. Trochę na zasadzie „remis w sumie też może być”. Dominik Hładun w bramce Zagłębia niesamowicie się w drugiej połowie musiał nudzić, bo Śląsk nie był nawet blisko zatrudnienia go w konkretniejszy sposób. Pełna obrona i polowanie na ewentualne kontry, co też niezbyt wychodziło. Wrocławianie mieli o tyle szczęścia, że przy swoich atakach Zagłębie prędzej czy później coś psuło i nie mogło wyjść na prowadzenie. Ale szczęście też ma swoje granice. WKS się o tym okrutnie przekonał. W 93 minucie meczu, w doliczonym czasie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, w polu karnym Śląska piłka trafiła do kompletnie niepilnowanego z nieznanych przyczyn Kamila Kruka. Młody pomocnik który na boisko wszedł kilkadziesiąt sekund wcześniej nie myślał długo, strzelił na bramkę, a Michał Szromnik mógł tylko popatrzeć z wyrzutami na swoich obrońców. Zagłębie wyszło na prowadzenie, a na odrabianie strat było już za mało.

Śląsk te derby przegrał i to przegrał na własne życzenie. Bo można mówić, że ten karny dla Zagłębia był raczej „miękki”. Być może nie powinno go być. Ale fakty są takie że był, został wykorzystany, a WKS nie zrobił absolutnie nic. Na drugą połowę wyszli z założeniem bronienia prowadzenia. To się nie udało. Potem zamiast się odgryźć, przeszli na kompletną obronę remisu. Tutaj też zawiedli i to w najbardziej bolesny sposób, gdyż w ostatniej chwili. Ale trzeba to przyznać, dostali to o co się sami prosili. Erik Exposito jedną okazję miał i ją wykorzystał. Potem był odcięty. Waldemar Sobota oraz Krzysztof Mączyński na boisku byli i tyle. Po prostu byli, bo nic w związku z tym się nie wydarzyło. Nie pierwszy raz w ostatnich tygodniach. Skrzydłowi oraz boczni obrońcy też niemalże nic nie dali. W pierwszej połowie to to jeszcze jakoś akceptowalnie wyglądało. Ale za takie jak druga powinno się karać. I oni dzisiaj tą karę dostali, przez co po raz kolejny przegrali na wyjeździe i to tak ważny mecz.

Śląsk ma do rozegrania jeszcze jeden mecz przed przerwą zimową. Już w czwartek 17 grudnia o 18:00, wrocławianie na własnym stadionie podejmą Wartę Poznań,

Zagłębie Lubin vs Śląsk Wrocław 2:1

Gole:

0:1 – Erik Exposito 24’

1:1 – Dejan Drazić 61’ (K)

2:1 – Kamil Kruk 90+3’

Zagłębie: Hładun – Wójcicki (90+2. Bednarczyk), Jończy, Guldan, Bartolewski – Poręba (90+2. Kruk), Baszkirow (46. Zivec), Żubrowski, Szysz, Drazić (89. Ratajczyk) – Mraz (72. Sirk)

Śląsk: Szromnik – Cotugno, Puerto, Tamas, Stiglec – Pawłowski (85. Bergier), Sobota (70. Pałaszewski), Mączyński, Praszelik (72. Zylla), Pich (72. Samiec-Talar) – Exposito (85. Piasecki)

Żółte kartki: Bartolewski, Poręba (Zagłębie) – Tamas, Mączyński (Śląsk)

Sędzia: Zbigniew Dobrynin

Oceń publikację: + 1 + 6 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 528