Wiadomości

Co to był za mecz! Śląsk - Cracovia 2:1 [RELACJA]

Taki Śląsk Wrocław chciałoby się oglądać jak najczęściej. Wrocławianie walczyli do końca i w doliczony czasie gry zapewnili sobie zwycięstwo 2:1. Gole dla Śląska zdobyli Bence Mervo i Ryota Morioka, w Cracovii na listę strzelców wpisał się Mateusz Cetnarski.

Reklama

To była ostatnia kolejka rundy zasadniczej Ekstraklasy. Śląsk, nie mający szans na awans do grupy medalowej, walczył jednak o dużą stawkę. Chciał bowiem oderwać się jak najdalej od strefy spadkowej. Wrocławianie do potyczki z Cracovią przystępowali bowiem z miejsca nr 13, a więc ostatniego chroniącego przed degradacją. Trener Mariusz Rumak uznał, że zwycięskiego składu się nie zmienia i posłał w bój jedenastkę, która wygrała w Poznaniu z Lechem. Z tą różnicą, że na ławce rezerwowej znalazło się miejsce dla Jacka Kiełba i Kamila Bilińskiego. Ci piłkarze w Poznaniu nie zagrali, przeciwko Cracovii wystąpił tylko ten pierwszy. “Bila” mecz obejrzał z krzesełka w boksie dla rezerwowych, co nas nie dziwi, bo walczący z nim o miejsce w składzie Węgier Bence Mervo udowodnił, że jest w coraz lepszej formie. Ale o tym za chwilę.
Nie wiemy, czy to stawka meczu spętała nogi piłkarzom Śląska, a może paskudna, deszczowa i chłodna aura nieco ich uśpiła. W pierwszej połowie spotkania wrocławianie byli jednak niemrawi. Ich gra była szarpana, Śląskowi brakowało rytmu, schematy ofensywne nie działały. Niewidoczny był Robert Pich, piłki tracił Ryota Morioka… Kiepsko Śląsk wyglądał, zwłaszcza na tle dobrze poukładanej, potrafiącej utrzymać się przy piłce Cracovii. Goście mieli też sporo szczęścia, bo szybko mecz ułożył się po ich myśli. W 12. objęli prowadzenie po golu Mateusza Cetnarskiego. Były gracz wrocławskiego Śląska wykorzystał spore zamieszanie pod bramką, gdzie piłka krążyła jak po stole do flippera i pokonał Mateusza Abramowicza. Sporego pecha miał w tej akcji Piotr Celeban, od którego piłka dwa razy się odbijała - za drugim razem tak, że praktycznie wyłożył ją “Cetnarowi” do strzału.

Goście poszli za ciosem i zabrali się za kolejne ataki. Groźnie uderzał Covilo i Vestenicky, ale piłka nie znalazła już drogi do bramki wrocławian. Ci zaś - świadomi, że porażka absolutnie ich nie urządza - ocknęli się tuż przed przerwą. Wtedy w poprzeczkę trafił Bence Mervo, a strzał Tomasza Hołoty o centymetry minął bramkę Cracovii. Jak pech, to pech.

W drugiej połowie meczu mecz nabrał rumieńców. Na boisku działo się sporo, a stopniowo inicjatywę przejmowali wrocławianie. Nie odpuszczali, przez co masażyści i lekarze Cracovii po meczu na pewno będą mieli sporo pracy, bo nogi ich podopiecznych na pewno zawierają bolesne pamiątki po starciach z twardo grającymi zawodnikami Śląska. Ciągle jednak wrocławianom brakowało kropki nad i. Sporo dobrej pracy wykonał Mervo, który nieustannie absorbował obronę “Pasów” i grał tak zdecydowanie, że po starciu z nim boisko z kontuzją opuścił Bejan.

Konsekwencja Śląskowi się opłaciła. W 71. wrocławianie sklecili ładną akcję, doprowadzając do remisu. Atomowym strzałem zza pola karnego popisał się Morioka, a Grzegorz Sandomierski zdołał tylko odbić piłkę przed siebie. I sprawił prezent Mervo, który wpakował futbolówkę do pustej bramki. Zrobiło się 1:1, a mecz praktycznie zaczął się od nowa.

Do końca spotkania oba zespoły broniły się umiejętnie, ale było widać, że zarówno Śląsk, jak też Cracovia chce ten mecz zakończyć z wygraną. Wrocławianie mieli jednak asa atutowego w swoich szeregach, czyli Ryotę Moriokę. Japończyk już w doliczonym czasie gry odebrał piłkę Piotrowi Polczakowi w środkowej strefie boiska i pognał na bramkę Cracovii. Tam zachował stoicki wręcz spokój, choć miał dwóch rywali na plecach i precyzyjnym strzałem pokonał Sandomierskiego. Po tym golu kibice na Stadionie Wrocław oszaleli z radości, a sam Morioka długo tonął w objęciach kolegów.

Trener Mariusz Rumak widząc, że jego zespół ma zwycięstwo niemal w garści, natychmiast zagrał na czas, wprowadzając na boisko rezerwowych: Petera Grajciara i Adama Kokoszkę. Wszystko po to, aby ukraść cenne sekundy rywalowi. Cracovia i tak jednak otarła się o zdobycie gola, który dałby jej remis. W ostatniej akcji meczu pod bramką Śląska niemiłosiernie się zakotłowało, piłkę odbił Mateusz Abramowicz, a po chwili strzał jednego z piłkarzy rywali zatrzymał się na poprzeczce. To był ostatni akcent tego niezłego (choć tylko w drugiej połowie) widowiska, a Śląsk zaliczył swoje drugie zwycięstwo z rzędu.

Etap zasadniczy Ekstraklasy Śląsk Wrocław zakończył na 13. miejscu w Ekstraklasie. To oznacza, że wrocławianie w walce o otrzymanie zagrają na własnym stadionie trzy mecze, a cztery rozegrają na wyjazdach. Do kluczowego momentu sezonu Śląsk przystąpi z 17 pkt. na koncie, mając taki sam dorobek, jak plasująca się miejsce niżej Termalika Bruk-Bet Nieciecza. W strefie spadkowej znajdują się zaś Górnik Łęczna (16 pkt.) i Górnik Zabrze (13 pkt.). Do miejsca nr 9, zajmowanego obecnie przez Ruch Chorzów, Śląsk traci zaś tylko 2 “oczka”. Biorąc pod uwagę rosnącą formę wrocławian można być w miarę spokojnym, jeśli chodzi o dalszy byt Śląska w Ekstraklasie. Choć z tyłu głowy warto trzymać myśl, że w tym sezonie ten zespół przeżywał już takie kryzysy, iż na absolutny spokój można liczyć dopiero po gwizdku kończącym ostatni mecz tegorocznej Ekstraklasy.

Śląsk Wrocław - Cracovia 2:1 (0:1)
Bramki: Mervo (71.), Morioka (90.) - Cetnarski (12.).

Śląsk Wrocław: Abramowicz - Pawelec, Celeban, Dwali, Dudu - Dankowski (64. Kiełb), Hateley, Hołota, Morioka (90. Kokoszka), Pich (90. Grajciar) - Mervo.
Cracovia: Sandomierski - Wołąkiewicz, Bejan (53. Zejdler), Polczak, Jaroszyński - Vestenicky (60. Dialiba), Budziński (75. Karaczankow), Covilo, Cetnarski, Kapustka - Jendriszek.

Żółte kartki: Hateley, Dwali, Dudu, Pawelec, Hołota - Polczak.
Sędzia: Hyrioki Kimura (Japonia).

Widzów: ok. 9,4 tys.
Oceń publikację: + 1 + 3 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.