Sport

Daleka wyprawa mistrzów Polski. Panthers jadą po kolejne zwycięstwo na "dziki wschód" [ZAPOWIEDŹ]

2018-06-02, Autor: prochu

Po dwóch meczach u siebie Panthers Wrocław czeka daleka podróż do Białegostoku. W sobotę o godzinie 12 rozpoczną batalię z miejscowymi Lowlanders, gdzie chcą potwierdzić swoją dominację. Panthers wygrali kolejne 23 spotkania w Polsce i zamierzają śrubować ten rekord. Zwycięstwa zawsze smakują doskonale.

Reklama

- Trzeba zapytać Michaela Schumachera lub Michaela Jordana czy nie nudzą im się zwycięstwa. Mieli na swoim koncie trofea i ciągle chcieli wygrywać - mówi Kamil Ruta, kapitan Panthers Wrocław.

Panthers są niepokonani na polskiej ziemi już od ponad dwóch lat. W tym czasie cztery razy wygrali z Lowlanders Białystok - za każdym razem we Wrocławiu. Ostatni raz na dziki wschód udali się w 2015 roku i rozbili rywala 49:0. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Pantery dominują i pytają przeciwnika jedynie o wymiar zadanej kary. Tak jest w Lidze Futbolu Amerykańskiego - po sześciu kolejkach Panthers są bezsprzecznymi liderami. Dwukrotnie ograli najgroźniejszego rywala Seahawks i raz na otwarcie sezonu - właśnie z Lowlanders podczas pamiętnego meczu w śniegu. Zwycięstwem w Białymstoku mogą zapewnić sobie pierwsze miejsce w tabeli przed fazą play-off, więc na pewno jest o co walczyć.

Tylko Swarco Raiders Tirol znaleźli sposób na mistrzów Polski. Dwa mecze i dwie porażki z europejskim potentatem wstydu jednak nie przynoszą. Jedynie złość mobilizującą do jeszcze cięższej pracy.

- Kiedyś niechęć do porażek przechodziła w strach, z którym nie zawsze mogliśmy sobie poradzić. Widmo porażki było tak przerażające, że paraliżowało. Dziś niepowodzenie traktujemy jak plamę na honorze. Nie ma czegoś takiego jak dobra atmosfera po przegranej, co było dla mnie nie do pomyślenia u niektórych zawodników na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Nie ma ładnej przegranej... Przegrałeś, a to oznacza, że jesteś słaby - twierdzi dobitnie Ruta.

Kapitan Panthers ma trudny sezon. Zespół wygrywa, ale sam nie jest w najwyższej formie i ze względów zawodowych nie trenuje regularnie z drużyną. Trafia na ławkę rezerwowych, co budzi jego frustrację. Nie jest przyzwyczajony do oglądania za linią boczną, gdy rywal znajduje się kilka jardów od pola punktowego i może zdobyć przyłożenie. To on przez lata dyrygował tą machiną zdolną powstrzymać nawet najlepszą ofensywę w lidze. Teraz jest inaczej, a mentalnym liderem staje się Szymon Adamczyk, co było widać w ostatnim meczu z Seahawks. Defensywa Panter w jednej z serii zmusiła rywala do zejścia z boiska bez punktu, chociaż gdynianie mieli pierwszą próbę zaledwie jard od end zone. Po wszystkim Adamczyk cieszył, jakby co najmniej wykonał 90-jardową akcję na przyłożenie i przybijał piątki z kumplami z defensywy. A jeszcze podczas niedawno w trakcie meczu z Prague Black Panthers między nim, a Rutą prawie doszło do rękoczynów.

- Pojawiło się za dużo emocji, ale to nie balet i mocne słowa muszą padać. To było nieporozumienie, bo Szymon chciał, żebym lepiej kontrolował defensywę, a nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, że nie gram od początku spotkania. Buzowało we mnie, bo długo czekam na swoją szansę pomocy drużynie. Nic tak nie denerwuje, jak stanie z boku. Najważniejsze że przyświeca nam wspólny cel, a trochę agresji i męskich słów nasza obrona czasem potrzebuje. Gdybyśmy byli "normalni", to gralibyśmy w ataku - dodaje Ruta.

Wrocławianie oczywiście wygrali z Prague Black Panthers, ale tego meczu do udanych nie mógł zaliczyć też Wiktor Zięba. W starciu z mistrzami Czech upuścił dwie piłki, które powinien złapać z zamkniętymi oczami. Efekt? Niedzielny poranny trening na Stadionie Olimpijskim i złapanie dodatkowego tysiąca podań. Ziębę oraz kilku innych skrzydłowych do dodatkowej pracy namówił trener przygotowania motorycznego Michał Jędrzejczyk. Opłaciło się. W miniony weekend Zięba nie tylko zdobył dwa przyłożenia przeciwko Seahawks, ale był też najlepszym zawodnikiem meczu. Zięba zrzucił tę małpę z pleców, która ciążyła mu od pojedynku z Prague Black Panthers. Odetchnął z ulgą, gdy wbił Jastrzębiom punkty po 77-jardowej akcji.

- Wziąłem tę małpę za ogon i wyrzuciłem za stadion. Zamierzam utrzymać ten poziom i pokazać na co mnie stać w nadchodzącym meczu w Białymstoku - zapowiada Zięba, który był jak "bulterier, jak wściekły byk, jak Tommy Lee Jones w Ściganym".

Obrońcy Lowlanders będą mieć ciężkie życie nie tylko z najlepszym skrzydłowym w Polsce Tomaszem Dziedzicem. Zięba z każdym meczem lepiej rozumie się z Timothym Morovickiem. Tak samo jak Bartosz DziedzicMiłosz Maćków. Wszyscy są trochę niedoceniani i znajdują się w cieniu Tomka. Ale przykład pojedynku z Gdynią pokazuje, że można to wykorzystać na swoją korzyść.

- Rok temu otarłem się o wąski skład Polski na The World Games, teraz w Panthers przoduje Tomek Dziedzic, więc liczba piłek skierowanych w moją stronę jest ograniczona. To wybitny zawodnik, idealnie wstrzelił się w ten sezon i cieszę się z każdego jego przyłożenia, tak samo jak z własnego. Niestety mój start spowolniła kontuzja pleców, której nabawiłem się w początkowych przygotowaniach do sezonu. Domowy mecz z Gdynią był pierwszym bez środków przeciwbólowych. Mam nadzieję, że po odstawieniu ich do szafy dokończę sezon w dobrym stylu - wierzy Zięba.

Przed Panthers na pewno wyzwanie związane z utrzymaniem koncentracji pod koniec drugiej kwarty. W starciu z Prague Black Panthers w ostatnich minutach popełniali sporo przewinień. Z kolei Jakub Mazan z Seahawks zdobył przyłożenie na trzy sekundy przed zejściem do szatni. Po przerwie Panthers to inny zespół - pełen determinacji jak sfora wygłodniałych psów. Nick Johansen dokonuje odpowiedniej korekty i później nie ma  już wątpliwości, kto jest lepszy. Pantery cały czas znajdują się na najwyższych obrotach, a rywal nie wytrzymuje tego tempa. Tylko który zespół w Polsce może się mierzyć z drużyną mającą tak szeroki skład?

Lowlanders Białystok to jeden z kandydatów do gry w tegorocznym finale. Udowadniać niczego nie muszą, bo należą do elity polskiego futbolu. Jednak od kilku lat nie potrafią wykonać ostatniego kroku, jakim jest pokonanie Seahawks Gdynia. Jastrzębie dały się we znaki nie tylko Panthers.

- Dopóki sami nie uwierzą w swoje możliwości, dopóty będą tylko kandydatem do tytułu, a nie finalistą. To się nie zmieni tak długo, aż Lowlanders nie ruszą czterech liter i po niego nie sięgną. Tak, białostoczanie wiem, że to czytacie i mogę to powtarzać w nieskończoność. Macie potencjał, żeby być lepszą sportowo drużyną niż Jastrzębie, tylko chyba wszyscy w to wierzą poza wami samymi. Mam nadzieję, że w sobotę zobaczę się ze stadem żubrów, a nie cielaczków - odpowiada w swoim stylu Ruta.

Dla wrocławskich kibiców najważniejsze jest to, że Pantery potrafią polować także na żubry. Zespołowo, z odpowiednią taktyką i cierpliwością. Tylko tak zdobywa się trofea.

Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kogo poprzesz w wyborach prezydenta Wrocławia?







Oddanych głosów: 8620