Wiadomości

Dlaczego w bastionie PO nie ma PO, czyli o tych, co już by chcieli Inflanty

Panie licealisto, nie ma czegoś takiego jak matematyka życzeniowa – mawiał mój nauczyciel tego przedmiotu, kształcony jeszcze we Lwowie, gdy widział niektóre nasze nieudolne próby rozwiązywań zadań na tablicy. – To dziedzina bardzo precyzyjna, która nie uznaje pojęcia „wydaje mi się”. Bez precyzji nie ma co marzyć o promocji do następnej klasy.

Reklama

Taką właśnie życzeniową matematykę od jakiegoś czasu uprawiają niektórzy dolnośląscy politycy Platformy Obywatelskiej prezentując sondaże poparcia partii. Sondaży tych powstaje mnóstwo każdego tygodnia i w każdym widać jedno - liderem jest PiS, a potem już różnie, ale ostatnio na drugie miejsce powróciła PO. Bez szans na wygraną, co rozumiem mocno ich już męczy. Więc co czynią działacze? Zaczęli podawać, że gdyby połączyć ich wynik z wynikiem ruchu Hołowni, to czasami by wyprzedzili lidera. I się cieszą. Nie powiem jak kto i do czego.

Po pierwsze czasem, po drugie, czy tylko mi się wydaje, że ów ruch powstał właśnie dlatego, ponieważ wielu wyborców i działaczy miało już dość zmanierowanej Platformy i chcą być innym wyborem, a nie tulić się w ramiona ugrupowania Donalda Tuska?

A poza tym, warto wspomnieć wcale nie taki drobny szczegół. PO na Dolnym Śląsku, który był zawsze bastionem tej partii, nie istnieje. W sejmiku województwa ich klub to Koalicja Obywatelska. Miało to sens, gdy byli razem, ale teraz ugrupowanie założone przez Ryszarda Petru ma już swój klub. A we wrocławskiej radzie dali się wchłonąć przez twór nazwany Klub Radnych Forum Jacka Sutryka Wrocław Wspólna Sprawa. Mieszanka to niezwykła, niczym śledź w oleju silnikowym z dodatkiem rodzynek, musztardy i trocin. Działają w nim politycy związani kiedyś lub teraz z PiS vel Zjednoczona Prawica, PO, SLD czy nawet PZPR. W regionie natomiast weterani PO, wspierani przez człowieka Grzegorza Schetyny pana Jacka Sutryka i kilku zasłużonych lewicowców, schowali się za firanką z napisem Stowarzyszenie Dolny Śląsk-Wspólna Sprawa i udawali (udają nadal?), że dla nich najważniejszy jest samorząd, żadne tam partie czy wielka polityka. Tak bardzo są „apolityczni” i „bezpartyjni”, że jeden z ich liderów, wspierany przez prawie wszystkich ze Stowarzyszenia, pan Roman Szełemej z Wałbrzycha, startował na szefa… Platformy Obywatelskiej na Dolnym Śląsku. Bezskutecznie. Może za bardzo się maskował?

Z jakiego powodu w regionie nie widać szyldu PO? Teorii jest kilka. Ta najczęściej powtarzana, to fakt, że nikt nie chce się utożsamiać z kimś/czymś, kto ostatni sukces odniósł już tak dawno, iż śmiało można przywołać epokę „gdy ludzie kamieniami rzucali do dinozaurów”. Oczywiście wiedzą Państwo czyje to określenie? Tak, też wyszło z PO, ale przez nie kilku paleontologów do dzisiaj nie odzyskało przytomności. W każdym razie, pokazywanie barw PO stawało się ryzykowne, jak wśród niektórych fanów angielskiego futbolu chodzenie w koszulce Manchester United lub w gronie wielbicieli hokeja spod znaku NHL w bluzie Anaheim Ducks. Poza tym, jak można się chwalić partią, która od lat nie ma programu i zaczyna przypominać kanadyjską Partię Nosorożców, której jedynym postulatem jest… konsekwentne łamanie wszystkich swoich obietnic. W przypadku PO, oprócz przywołanego postulatu, ewentualnie jeszcze jeden – PiS jest dziki, PiS jest zły, PiS ma bardzo ostre kły… I tyle.

Politycy PO zagarniając te cudze wyniki sondażowe zachowują się niczym Onufry Zagłoba. Bohater Trylogii, zmęczony jest przydługimi walkami ze Szwedami, miał wyrazić życzenie, zarówno w wersji książkowej jak i filmowej: „Byle z tymi Szwedami prędzej skończyć! Jechał ich sęk! Niech ustąpią Inflanty i miliony pozwolą, darujem ich zdrowiem”.

W wersji książkowej Skrzetuski, a w filmowej Wołodyjowski, rezolutnie mu odpowiedzieli: „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma! Jeszcze Carolus w Polsce, jeszcze Kraków, Warszawa, Poznań i wszystkie znamienitsze miasta w jego ręku, a ojciec już chcesz, żeby się okupował. Ej, siła się jeszcze przyjdzie napracować”.

No to teraz przed powołanym kilka tygodni temu szefem dolnośląskiej Platformy dość ciężki wybór. Iście sienkiewiczowski, zwłaszcza, że i jemu na imię tak jak pułkownikowi Wołodyjowskiemu. Jaki wybór? Michał Jaros może posłuchać tych, co już zmęczeni są mękami PO i wtedy „Kończ... waść!... wstydu oszczędź!”. Lub też zupełnie inaczej i da się ponieść retoryce tych, co jeszcze mają siłę na dalszą walkę i będą go zachęcać słowami księdza Kamińskiego z zakończenia „Pana Wołodyjowskiego”. Oczywiście z pominięciem tego kontekstu funeralno-sakralnego, bo jak pamiętamy imć pułkownik już wtedy nie żył, a pan poseł Jaros nadal przeżywa pierwszą młodość polityczną, choć od lat zasiada w parlamencie. Dlatego ma tak ogromne doświadczenie, choć lat nie za wiele, że jak złośliwi mówią pierwszy raz do Sejmu dostał się chyba zaraz po komunii. No dobrze, to co mówił ksiądz Kamiński? No jak co… „Larum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach! a ty się nie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz?”. Właśnie czyli wybranie wersji „dorzynania watahy”, bo wróg jest od dawna określony.

Jest jeszcze trzecie wyjście. Trzeba powiedzieć wreszcie Polakom czy Platforma de facto jeszcze istnieje i co ma im do zaoferowania. Może skorzystają. Demokracja to nieprzewidywalna bestia.

Oceń publikację: + 1 + 16 - 1 - 16

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.