Sport

Druga strona medalu: Maciej Zieliński (odc.7)

2017-05-20, Autor: Andrzej Gliniak

W rozmowie z Andrzejem Gliniakiem legendarny "Zielony" zdradza najśmieszniejsze momenty swojej przygody z basketem, opowiada jakie były najważniejsze momenty w jego karierze, a także co było najtrudniejszym momentem w jego życiu.

Reklama

Najzabawniejsze sytuacje w sportowej karierze?
W Śląsku cały czas robiliśmy sobie kawały i każdy musiał się mieć na baczności. Na obozach jednym z naszych stałych numerów było wlewanie do pustej szklanki magi zamiast coli. Pechowiec, niczego oczywiście nie podejrzewając, brał głęboki łyk i już po chwili biegł do toalety. Śmiechu było co niemiara.
Do historii przeszedł także legendarny już śmigus-dyngus w hali na Mieszczańskiej. Oblewaliśmy głównie zagranicznych koszykarzy, którzy nie byli w temacie. Kiedyś mega wkurzył się o to na mnie Harold Jamison. Przyszedł na trening ubrany w elegancką skórzaną kurtkę, jeansy i najnowsze buty. Żadnej taryfy ulgowej oczywiście nie dostał. Wręcz przeciwnie. Był przemoczony do suchej nitki. Zdenerwowany zaczął mnie gonić po całej hali. W końcu chłopaki wytłumaczyli mu zasady tej świątecznej tradycji. I tak mu się spodobało, że już chwile później prosił mnie o największe wiadro, żeby oblać trenera Urlepa.

Było też śmiesznie ale i groźnie?
Dawne czasy. Z meczu reprezentacji Polski w Pruszkowie wracam pociągiem. Warszawa Centralna. Siedzę w przedziale z walkmanem na uszach i czekam na odjazd. Nagle słyszę głośne krzyki i śpiewy. Wychodzę na korytarz i przez okno widzę cały peron kibiców Legii i to bynajmniej nie tych najgrzeczniejszych. Jechali na mecz do Lubina. Wróciłem do przedziału. Po chwili otwierają się drzwi i do środka wchodzi kilku rosłych, podchmielonych fanatyków ze stolicy - A skąd ty kur*a jesteś? Nabrałem powietrza i wyrecytowałem -WKS Śląsk Wrocław. Przez całą drogę miałem potem eskortę legijnej starszyzny, ale wcześniej z pewnością nie było mi do śmiechu.

Twój najtrudniejszy moment w życiu?
Po jednym z meczów poczułem duży ból w kręgosłupie. Trener Urlep wysłał mnie do lekarza. Diagnoza była jak wyrok -ma pan nowotwór kręgosłupa. Zaschło mi w gardle. Nie wiedziałem co powiedzieć. Całe życie przeszło mi przed oczami. Niezwłocznie udałem się do innego medyka. Seria badań trwała kilka dni. To był chyba najgorszy okres. Oczekiwanie w niepewności i obawa przed potwierdzeniem choroby były straszne. Po tygodniu lekarz zaprosił mnie do gabinetu -Absolutnie nie ma pan raka, to jakaś pomyłka. Kamień spadł mi z serca.

Główna cecha twojego charakteru?
Waleczność.

Jaka jest twoja największa wada?
Upartość.

Twój najważniejszy moment w karierze sportowej?
Siódme miejsce na mistrzostwach Europy w Hiszpanii w 1997 roku. Nikt na nas nie stawiał, a my rozegraliśmy turniej życia. W fazie grupowej pokonaliśmy Chorwację, co było jedną z największych sensacji turnieju. W drugiej rundzie wygraliśmy z Niemcami, co dało nam awans do najlepszej ósemki imprezy. W walce o półfinał graliśmy z europejską potęgą- Grecją. Szło nam świetnie do...27-minuty. Prowadziliśmy 10-punktami i pisaliśmy historię polskiej koszykówki. Zwycięstwo dawało nam walkę o medale i awans do mistrzostw świata. Niestety nie udało się. Przegraliśmy 62:72, a potem kolejne dwa mecze z Litwą i Turcją zajmując ostatecznie i tak świetne siódme miejsce.
To był bez wątpienia jeden z najlepszych występów reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy w ostatnich kilkunastu latach.

Jeśli chodzi o Śląsk i karierę klubową to bez wątpienia wygrana w 2002 roku w Madrycie z Realem 85:79 w rozgrywkach Euroligi. Królewscy to najbardziej utytułowany zespół w europejskiej koszykówce. Rok wcześniej w wypełnionej do ostatniego miejsca Hali Ludowej we Wrocławiu pokonaliśmy innego giganta - Maccabi Tel Awiw 79:65. Wielu ekspertów twierdzi, że był to jeden z najlepszych meczów Śląska w historii.

Święta wojna czyli?
Odwieczna rywalizacja Śląska i Anwilu odmieniana już była przez wszystkie przypadki. Kibice z Włocławka nienawidzą mnie chyba za całokształt, bo nie przypominam sobie konkretnej sytuacji, która spowodowałby taką wrogość.
Przed wyjazdowymi meczami autokar parkowaliśmy na komisariacie, a do hali jeździliśmy małymi grupkami pod eskortą policji, wyposażonej w broń gładkolufową. Na miejscu wyzwiskom nie było końca, a na moją cześć tworzono kukły czy dmuchane lalki. Tylko mnie to mobilizowało. Uwielbiałem grać pod taką presją widowni. Do tej pory, już wiele lat po zakończeniu kariery, dostaje "sympatyczne" wiadomości od fanów Anwilu.

Inne gorące hale?
Największe wrażenie zrobili na mnie kibice w Belgradzie. Partizan i Crvena. Pełny fanatyzm. Piekło na trybunach. Głośny doping od pierwszej do ostatniej minuty. Na parkiecie lądowały zapalniczki, plastikowe kubki czy monety.

Z jaką kobietą najchętniej zjadłbyś kolacje?

Z Moniką Bellucci. Piękna kobieta z klasą.

Koszykarz, którego podziwiasz?
Nie będę oryginalny. Michael Jordan- koszykarz wszechczasów. To dla niego zarywałem noce. Ze starszych zawodników Larry Bird, legenda Boston Celtics. W polskiej lidze imponowali mi Keith Williams, Ed i Charles O'BannonowieLynn Greer czy Qyntel Woods.

Jakiej pracy nigdy byś nie wykonywał?
Żadna praca nie hańbi. Jeszcze jako student, grając w Providence, kosiłem trawniki i roznosiłem piwo.

Na co wydałeś pierwsze zarobione pieniądze?
W każdą niedzielę w kultowym "Pałacyku" odbywała się giełda płytowa. W piątek dostałem klubowe stypendium, a już dwa dni później wydałem je w całości na płytę zespołu Death Angel.

Dar natury, który chciałbyś posiadać?
"Force" czyli moce z Gwiezdnych Wojen np. przesuwanie przedmiotów.

Wyjątkowe miejsce, które odwiedziłeś podczas kariery sportowej?
Islandia. Byliśmy tam w zimie z reprezentacją na obozie. Na wyspie panuje "wieczny mrok". Niesamowite wrażenie robią gejzery, czyli gorące źródła. Na dworze mróz a ty chodzisz po śniegu w samych kąpielówkach. Poza tym niesamowicie wieje. Raz jadąc autobusem, powiew był tak duży, że aż wyrwało nam drzwi. Na szczęście nikt nie wypadł.

Gdybyś nie był sportowcem?
Z pewnością zostałbym gitarzystą w zespole heavy-metalowym.

Partnerem cyklu jest renomowana włoska restauracja Ristorante Liberta 7 na Placu Wolności 7 we Wrocławiu. 

Oceń publikację: + 1 + 20 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1075