Sport

Druga strona medalu (odc.28) - Jakub Słowik

2018-04-04, Autor: Andrzej Gliniak

W pierwszym tegorocznym odcinku cyklu "Druga strona medalu" gościem Andrzeja Gliniaka jest bramkarz Śląska Wrocław, Jakub Słowik. Kto jest jego idolem? Kiedy rozegrał najlepsze spotkanie? Jak wspomina przygodę z reprezentacją Polski? Zapraszamy do lektury!

Reklama

Na początek gratulacje. Zostałeś świeżo upieczonym tatusiem.
To najpiękniejszy dzień w moim życiu. Wielka sprawa, ale też ogromna odpowiedzialność. Poród przebiegał bez problemu, choć ostatecznie zdecydowaliśmy się na cesarskie cięcie. Przede wszystkim dziękuję żonie Marcie za zdrową i piękną córkę Melanię oraz lekarzom za fachową opiekę, którzy pytali tylko czemu na boisku tak słabo idzie.

Związałeś się ze Śląskiem na dwa sezony. Jak Ci się podoba we Wrocławiu?
To piękne miasto. Do tego bardzo szybko zaaklimatyzowałem się w drużynie. Najlepszy kontakt mam z Mariuszem Pawelcem i Dominikiem Budzyńskim. Mimo że z "Budzikiem" na treningach rywalizujemy o miejsce w składzie, poza boiskiem świetnie się dogadujemy. Często jeździmy razem na ryby. Nasz rekord to ponad 10-kilogramowy karp. Zresztą z jego złowieniem wiąże się całkiem śmieszna historia. Na miejscu popsuł nam się podbierak i dopiero przechodzący obok wędkarz pożyczył nam sprawny. Pożyczony sprzęt przyniósł nam szczęście.

W poprzednim klubie nie było tak różowo.
Od początku przyjścia do Pogoni wokół mojej osoby wytworzyła się niezdrowa atmosfera. Idolem w Szczecinie był Radek Janukiewicz, a tymczasem klub ściągał mnie na jego pozycję. Każdy mój błąd był wyolbrzymiany przez kibiców. Raz w środku nocy odebrałem telefon z dyplomatycznym przesłaniem od jednego z fanów, żebym odszedł z klubu. Gryzłem się jednak w język i grałem dalej. Najważniejsze było dla mnie, żeby bronić. Nie chce też generalizować, bo w Szczecinie poznałem wielu świetnych, pomocnych ludzi. Nie ukrywam jednak, że czas tam spędzony to spory bagaż doświadczeń i kiedy pojawiła się konkretna propozycja ze Śląska Wrocław, pomyślałem, że to dobry czas na zmianę. WKS to lepszy zespół, z pięknym stadionem i bogatą tradycją. To wielki zaszczyt być tutaj.

Z miejsca stałeś się ulubieńcem kibiców WKS-u. To rzadkość, żeby po tak krótkim czasie fani skandowali nazwisko piłkarza.
To jest dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie. W szatni chłopaki opowiadali, że takiego zaszczytu w ostatnich latach jako bramkarz doczekał jedynie Marian Kelemen, ale on miał tutaj status gwiazdy. Doping kibiców na pewno mobilizuje mnie do jak najlepszych występów, choć zawsze daje z siebie maksimum.

Profesjonalizm na boisku i poza nim wykształciła w tobie z pewnością znana i ceniona szkółka w Szamotułach.
Trenowanie tam i nauka w pobliskiej szkole dały mi prawdziwą lekcję życia. Pracowitość, systematyczność i przestrzeganie zasad. Między innymi tych cech nabrałem będąc tam przez kilka lat. Byłem chłopakiem spokojnym i bezkonfliktowym, choć zawsze miałem swoje zdanie. Do 19. roku życia w zasadzie nie piłem alkoholu. Często przyjeżdzał do nas Łukasz Fabiański a ja wpatrzony byłem w niego jak w obrazek. Wierzyłem, że podobnie jak on mogę trenować tutaj, a potem zrobić karierę za granicą.

Sam często uświadamiasz początkujących golkiperów, żeby szanowali swoją pracę.
Mój sprzęt to moje relikwie. Nie wyobrażam sobie wyjść na boisko w brudnych butach czy rękawicach. Obserwuję, że wielu młodych piłkarzy, którzy mają podpisane umowy sponsorskie, często dostają nowy sprzęt, przez co nie dbają o swoje narzędzia pracy. Mają w tyle głowy myśl, że i tak dostaną nowe, więc po co dbać. Nie mówię tego, bo komuś zazdroszczę, ale bardziej staram się pokazać, że to żaden problem dbać o swoje buty czy rękawice.

Jesteś odbierany jako bardzo spokojny człowiek. Masz jednak na swoim koncie wiele czerwonych kartek.
Dostałem je aż cztery razy. Często podejmuje ryzyko, a co za tym idzie moje interwencje są bardziej narażone na błędy. Przeklęty jest dla mnie przede wszystkim stadion w Kielcach. Dwukrotnie zostałem tam wyrzucony z boiska. Raz jako zawodnik Jagielloni Białystok złamałem nogę swojemu koledze z przeciwnej drużyny Maćkowi Korzymowi. Znamy się wiele lat i pochodzimy z Nowego Sącza. Oczywiście, nie było to celowe, a ja miałem potem długo wielkie wyrzuty sumienia. Maciek zachował się jednak jak profesjonalista, po meczu przyjechał na stadion z gipsem na nodze, spotkaliśmy się, przyjął przeprosiny i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Grając w Jagiellonii dostałem czerwoną kartkę w meczu ze Śląskiem. W Białymstoku prowadziliśmy 1:0 i kontrolowaliśmy sytuację, wtedy Flavio Paixao wyszedł na czystą pozycję, minął mnie, a ja złapałem go za nogę. Sędzia podyktował rzut karny, a mnie wyrzucił z boiska. Do naszej bramki wszedł wtedy Bartosz Drągowski, zaprezentował się bardzo dobrze i pozbawił mnie miejsca w pierwszym składzie Jagi na dłuższy czas.

Dwuznacznie wspominasz także swoją przygodę z reprezentacja.
Trener Fornalik powołał piłkarzy z polskiej ligi. Naszym rywalem, również w krajowym zestawieniu, była Rumunia. Prowadziliśmy już 4:0 a ja nagle puściłem gola, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Mając piłkę przy nodze za lekko podałem do stojącego kilkanaście metrów dalej obrońcy. Futbolówkę przejął rumuński napastnik i zdobył honorowe trafienie. Byłem przybity. Grałem z orzełkiem na piersi, spotkało mnie wielkie wyróżnienie, a ja nie potrafiłem wykorzystać szansy. Przez cztery lata nie oglądałem tej bramki. Dopiero psycholog zachęcił mnie, żebyśmy wspólnie obejrzeli moją "wpadkę".

To nie była jednak twoja najsmutniejsza chwila w życiu...
W barwach Jagiellonii graliśmy prestiżowy mecz z Legią w Warszawie. To takie małe derby, a kibice obu klubów - delikatnie mówiąc - za sobą nie przepadają. Moją najwiernieszą fanką zawsze była babcia Marysia. W telewizji oglądała niemal każdy mój mecz. Przed meczem dostałem telefon od siostry z informacja, że babcia nie żyje. Byłem przybity ale postanowiłem, że muszę zagrać i zadedykować jej zwycięstwo. Przez cały mecz miałem wrażenie, że babcia mocno dopinguje mnie z nieba i nam pomaga. Cała drużyna zagrała świetny mecz, a ja moim zdaniem rozegrałem najlepsze spotkanie w barwach Jagiellonii. Wygraliśmy niespodziewanie 2:1. Babcia nade mną czuwała...

Masz swoje wzorce bramkarskie?
Stara gwardia to dla mnie największe autorytety. Gianluigi Buffon, Iker Casillas to wielcy profesorowie. Podziwiam też niemiecką szkołę, Manuela Neuera czy Marca-Andre Ter Stegena. Nie zapominam oczywiście o naszych świetnych bramkarzach - Wojciechu Szczęsnym, Łukaszu Fabiańskim czy Arturze Borucu. Można się od nich wiele nauczyć.

Boisz się czegoś?
Kiedy miałem problemy z barkiem lekarze skierowali mnie na rezonans. W szpitalu włożyli mnie do specjalnego urządzenia. Czułem się jak w trumnie. Ledwo mogłem oddychać. Miałem wrażenie, że się dusze. Kto wie czy to nie były objawy klaustrofobii.

Partnerem cyklu jest restauracja europejska Cherry Lounge & Restaurant mieszcząca się przy ulicy Kuźniczej 10 we Wrocławiu.

 

Oceń publikację: + 1 + 2 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1273