Sport

Druga strona medalu (odc.38) - Michał Michalski

2018-11-26, Autor: Andrzej Gliniak

Michał Michalski, wojownik federacji KSW, który już w sobotę w Gliwicach stoczy swoją kolejną walkę jest gościem Andrzeja Gliniaka w kolejnym odcinku "Drugiej strony medalu".

Reklama

Jesteś idealnym przykładem, że zawsze trzeba wierzyć w marzenia.
Pochodzę z Wilkowa, maleńkiej, zamieszkałej przez zaledwie tysiąc osób wioski nieopodal Złotoryi. Szara, codzienna rzeczywistość, brak perspektyw dla młodych. Wprost idealne warunki, żeby popaść w marazm i skończyć na ławce z piwem w ręku. Bynajmniej nie dla mnie. Pracowałem w warsztacie samochodym, jak tysiące innych chłopaków, ale zawsze miałem marzenia. Wierzyłem, że jeśli się czegoś chce to można "przenosić góry". Pewnego razu wracając do domu zobaczyłem plakat o zajęciach MMA, które odbywały się w Legnicy. Nie wahałem się ani minuty. Zapisałem adres i na drugi dzień po pracy pojechałem na trening. To była miłość od pierwszego wejrzenia. MMA mnie pochłonęło. Połowę swojej wypłaty przeznaczałem na dojazdy, bo do pokonania w jedną stronę było ponad 30 kilometrów. Od początku musiałem być twardy, bo wiele osób mnie po prostu wyśmiewalo. - Michał, po co ci to? Zajmij się chłopie czymś normalnym - słyszałem często.

Byłem jednak na tyle zdeterminowany, że wszystkie "dobre" rady puszczałem mimo uszu. Zdecydowałem się wziąć udział w programie telewizyjnym MMA Master. Był to swoisty konkurs dla sympatyków i amatorów sportów walki. Wystartowało blisko 80 osób. Dwóch finalistów dostawało szanse walki na zawodowej gali MMA. Zanim jednak marzyło się komuś stanąć do decydującej potyczki trzeba było dostać się do samego show, a o to nie było wcale łatwo. Decydowało gęste sito eliminacyjne, pełne wyśrubowanych testów sprawnościowych i wydolnościowych. Nasze umiejętności oceniała m.in. Joanna Jędrzejczyk. Udało się. Zakwalifikowałem się do programu, ale to nie było moje ostatnie słowo. Postawiłem wszystko na jedną kartę, nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu. W każdym odcinku odpadało kilkunastu sportowców, więc od początku do końca musiałem dawać z siebie maksimum. Doszedłem do finału. Nagrodą była pierwsza zawodowa walka. Gala odbyła się w Niemczech. Przegrałem z drugim finalistą, Danielem Skibińskim, ale zebrałem wiele cennego doświadczenia.

Wróciłeś do Wilkowa i musiałeś podjąć kolejną trudną decyzję.
W najważniejszych momentach zawsze była ze mną Klaudia, moja obecna żona. Usiedliśmy i długo rozmawialismy. Rozważaliśmy wszystkie za i przeciw. Chciałem postawić wszystko na jedną kartę i zawodowo zająć się MMA. Mekką był Wrocław. Tylko tam mogłem trenować z najlepszymi i regularnie podnosić swoje umiejętności. Spakowaliśmy najważniejsze rzeczy, zawinałem rulonik tysiąca złotych do kieszeni, wsiedliśmy w rozklekotanego Seata i udaliśmy się w podróż po marzenia. Po raz kolejny wierzyłem, że się uda, choć nie mieliśmy nawet zaklepanego mieszkania.

We Wrocławiu szybko się jednak zaklimatyzowałeś.
Trafiłem pod skrzydła Mariusza Kozieja z Rio Grappling. Klub stał się moim drugim domem. Żeby opłacać treningi musiałem jednak zacząć pracować. Pomogli mi koledzy z Wrocławia. W nocy stałem na bramkach, a w ciągu dnia trenowałem. Na początku dwa razy w tygodniu. Wszystkie zarobione pieniądze inwestowałem w MMA. Moim trenerem od stójki został Tariel Zandukeli, parter ćwiczyłem z Filipem Kopij i Mateuszem Dubiłowiczem. Managerem i przyjacielem w jednej osobie był Krzysztof Latocha.

Co najważniejsze zacząłeś regularnie walczyć.
Najpierw stoczyłem dwa pojedynki na mniejszych galach w Lesznie i we Wrocławiu. Oba wygrałem. Podpisałem kontrakt z Fight Exclusive Night, drugą największa federacja w Polsce. Nikt nie dawał mi taryfy ulgowej.  Od razu czekało mnie ciężkie wyzwanie. W swoim debiucie, na gali FEN 5 "Cuprum Heroes" w Lubinie moim rywalem był Adam Niedźwiedź. Wygrałem przez TKO w 1. rundzie. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Włodarze federacji zaproponowali mi walkę już na kolejnej gali "Showtime" we Wrocławiu. Czekał na mnie Mariusz Radziszewski - kolejny doświadczony wojownik. Znowu zwycieżyłem w 1. rundzie, tym razem przez duszenie zza pleców. Następnym rywalem na FEN 9 był Rafał Błachuta, wcześniej zwiazany z federacją KSW. To była emocjonująca walka na pełnym dystansie, po której sędzia uniósł moją rękę w geście zwycięstwa.

Do czterech razy sztuka. Doczekałeś się wreszcie pojedynku o pas.
Znów Wrocław. Gala FEN 12 "Feel the Force" a moim rywalem Davy Gallon z Francji. Hala Stulecia wypełniona niemal do ostatniego miejsca, a moja walka wieczoru na antenie otwartego Polsatu przed milionami kibiców. Czego chcieć więcej. A jeszcze kilka lat temu pracowałem jako mechanik w warsztacie samochodowym. Obaj podeszliśmy do siebie z wielkim szacunkiem, ale na ringu była już prawdziwa wojna.  Przegrałem w 4. rundzie. Francuz przerwał moją passę 5 zwyciestw z rzędu. Marzenia o pasie prysły niczym bańka mydlana. Z perspektywy czasu uważam, że nie byłem jeszcze wtedy fizycznie gotowy, żeby walczyć na pełnym dystansie pięciu rund po pięć minut. Teraz pewnie rozłożylbym siły zupełnie inaczej, ale jak mówi powiedzenie "mądry Polak po szkodzie". Na szczęście mam taki charakter, że porażki tylko mnie wzmacniają. Powiedziałem sobie, że wrócę silniejszy.

Na kolejną szanse nie musiałeś długo czekać.
Włodarze FEN-u docenili moje wcześniejsze walki i po niedługim czasie zakontraktowali mi kolejnego rywala. Na gali FEN 15 Final Strike w Lubinie miał nim być młody, ale bardzo niebezpieczny Kamil Gniadek. Ciężko trenowałem i liczyłem, że wygrana pozwoli mi się odbudować i ponownie stanę przed szansą walki o pas.

I wtedy przydarzyła się kontuzja.
Byłem w gazie. Trenerzy byli pod wrażeniem, a ja czułem się naprawdę świetnie. Podczas jednego z treningów naderwałem więzadła. To jednak nie koniec pecha. Pękła mi łękotka w kolanie, co było konsekwencją zajechanej przez długie lata chrząstki. Pełen obaw pojechałem na rezonans. Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Konieczna była operacja. Walka z Gniadkiem została odwołana, a ja na święta dostałem najgorszy prezent w życiu. Przynajmniej mogłem się najeść (śmiech). Nie było mi wtedy jednak do śmiechu. Zabieg na szczęście się udał a mnie czekała rehabilitacja. Przytyłem aż dwadzieścia kilo.

Wróciłeś po prawie pół roku.
Żeby dojść do formy dużo zainwestowałem w dietę i odżywki. Krokiem milowym w moim marketingowym rozwoju było nawiązanie współpracy z Artnox Fight Sport, agencją managerską. Owocna współpraca trwa do dziś. Prezes i menager w jednej osobie Artur Gwóźdź, bardzo dużo mi pomaga. Mam wolną glowę i mogę skupić się wyłacznie na walkach. Od początku moim celem było trafić do KSW, musiałem jednak stoczyć jeszcze jedną walką na Feni-e, który dał mi szansę wypłynać na szersze wody. Po raz kolejny areną zmagań był Wrocław. FEN 19. Hala Orbita. Rywalem Nassourdine Imavov, bardzo dobry francuski fighter. To było moja najtrudniejsza batalia. Nie dość , że przeciwnik był bardzo wymagający to jeszcze walczyłem po raz pierwszy po ciężkiej kontuzji. Ciążyła  na mnie też duża presja, bo w perpektywie czekała na mnie walka w KSW a moje starcie z Imavovem bacznie śledzili jej włodarze. Wchodząc do ringu kompletnie się jednak wyłączyłem. W głowie ustawiłem sobie, że to tylko sparing. Wygrałem przez decyzję i wielki kamień spadł mi z serca.

Wreszcie mogłeś zrealizować jedno ze swoich marzeń
Na rozmowę z Maciejem Kawulskim, współwłaścicielem KSW, pojechałem z Arturem Gwoździem. Dogadaliśmy się bardzo szybko. Kiedy podpisywałem kontrakt drżała mi ręka. To był dla mnie wielki dzień, na który czekałem całe życie. Mechanik samochodowy z maleńkiego Wilkowa będzie walczył dla jednej z najleszych federacji świata. Nigdy nie można rezygnować z marzeń.

Na pierwszy ogień dostałeś bardzo wymagającego rywala.
Był nim Dawid Zawada a walka odbyła się we Wrocławiu. Jak zwykle litry potu wylane na treningach a święta spędzone przy filiżance kawy. Hala Stulecia była pełna. Wchodząc do klatki czułem się jak w piekle. Moi kibice stworzyli fantastyczną atmosferę. Sam rywal był pod wrażeniem dopingu dla mnie. Od początku zdominowałem walkę i wystarczyło, że postawie kropkę nad i nokautując rywala. To jedna z tych walk kiedy jesteś lepszy a...przegrywasz.  W ostatniej rundzie nadziałem się na kontrę i rywal mnie udusił. Słabe pocieszenie, że naszą walkę wybrano jedną z najbardziej emocjonujących tej gali.  Z perspektywy czasu uważam, że z Zawadą zapłaciłem frycowe, które jestem przekonany, już nigdy się nie powtórzy. Potrafię uczyć się na błędach a do tego z każda kolejną walką staje się dojrzalszym wojownikiem. Pojedynek w KSW mam już za sobą, więc presja związana z debiutanckim występem nie będzie mi doskwierać.

Przed każdą walką starasz się wyciszyć i nigdy nie wdajesz się w słowne przepychanki z przeciwnikiem.
Nie jestem zwolennikiem trash-talku. Zawsze podchodzę do każdego rywala z odpowiednim szacunkiem. Uważam, że nie słowa a czyny są najważniejsze. Jedynym gościem, którego zawsze podziwiam za pewność siebie i niekonwencjonalne zachowanie przed pojedynkami jest Conor McGregor. Jego słowa dosłownie zmieniają się w czyny. Jak mówi tak robi . Kiedy buńczucznie deklarował że jego rywal padnie na deski już w 1. rundzie, wchodził do ringu i nokautował go po kilkudziesięciu sekundach. Niesamowity gość. Mocno mu kibicuje.

Żeby sportowiec mógł skupić się wyłącznie na walce powinien mieć czystą głowę. Ty ustabilizowaleś swoje zycie prywatne.
Po sześciu latach znajomości wzięliśmy z Klaudią ślub. Byłem pewny, że  to kobieta z którą chcę przeżyć resztę życia. Sprawdziła się w najtrudniejszych momentach mojego życia. Zawsze była przy mnie i mogłem na niej polegać. W podróż poślubną pojechaliśmy do Pragi. To nasze ukochane miejsce. Powoli planujemy też potomka. Bardzo chciałbym mieć syna, ale pewnie będzie córka (śmiech).

Często podreślasz,  że najpiękniejsze w życiu są wspomnienia.
No tak, bo nikt nigdy Ci ich nie odbierze. Dzięki MMA odwiedziłem niesamowite kraje jak Tajlandia czy Dubaj. W tym pierwszym byłem w tym roku w okresie wakacje. Ciężko trenowałem, głównie stójkę bo przecież to mekka muay-thai i k-1. Tajlandia urzekła mnie życzliwością mieszkańców. Do tego jest bardzo cieplo, piękne widoki no i jedzenie jest tanie. Na pewno wrócę tu kiedyś na urlop.  Dubaj to z kolei kraj pełnej bogactwa. Aż kapie od złota. Dominuje blichtr i przepych. Wielkie wrażenie zrobił na mnie stok narciarski w jednym z centrów handlowych.

Gdzie pojedziecie z Klaudią po wygranej walce z Krystianem Kaszubowskim?
Najpierw muszę zwyciężyć. To jest teraz dla mnie najważniejsze.  Niczym innym nie zaprzątam sobie głowy. Liczę na swoich fanów. Zrobię wszystko, żeby Was nie zawieźć. Zawsze wspierają mnie kibice Śląska Wrocław, którym chciałbym serdecznie podziękować, bo wiem, że sporą grupą wybierają się do Gliwic. Moją walkę obejrzy na pewno cała rodzina z babcią na czele, która jest jednym z moich najwierniejszych fanów. Zostało już tylko kilka dni. Będzie ogień! Obiecuję! Trzymajcie kciuki!

Oceń publikację: + 1 + 12 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kogo poprzesz w wyborach prezydenta Wrocławia?







Oddanych głosów: 8502