Edukacja i nauka

Dziecko czy matka? Kto nosi tornister z napisem pierwsza klasa

2011-08-31, Autor: dk
Jako dziecko lubiłam to całe zamieszanie związane z pierwszym dniem września. Pamiętam, że na kilka tygodni przed rozpoczęciem roku szkolnego mama kupowała wyprawkę. Przynosiła do domu pachnące nowością książki, a ja robiłam okładki z resztek poremontowych tapet. Układałam beztrosko kredki w piórniku, podpisywałam zeszyty i czekałam na pierwszy dzwonek, choć do końca wakacji było jeszcze wiele dni. Teraz sama jestem matką sześciolatka i już szczerze nie cierpię dzisiejszej daty w kalendarzu.

Reklama

Tej wiosny musiałam podjąć trudną decyzję o wyborze szkoły dla mojego dziecka. Nie chodziło tylko o lokalizację, ale przede wszystkim o to, czy jako sześciolatek mój syn będzie chodził do zerówki, czy pójdzie od razu do pierwszej klasy. Wybrałam drugą opcję i powiedziałam młodemu, że zostanie pierwszoklasistą. Przyjął to z przejęciem i wydawało się, że zaakceptował nową sytuację. Niestety, do czasu. Kiedy w przedszkolu dowiedział się, że inne dzieci idą do zerówki, zastrajkował. Swoimi słowami powiedział mniej więcej to, że temat wyboru ścieżki edukacji jest szeroko komentowany i dyskutowany w domach rówieśników. Miał żal, że jak inni rodzice nie zapytałam go, czy chce pójść do zerówki, czy do pierwszej klasy. Wakacje były koszmarne. Dzień w dzień musiałam przekonywać go, że sobie poradzi, że jest już przygotowany do pójścia do szkoły, że będzie fajnie.



W sierpniu ruszyłam do sklepów, by kupić dziecku wyprawkę złożoną z zeszytów i przyborów. Z listą książek, którą dostałam w szkole, poszłam do księgarni. Zdziwiłam się, że w dzisiejszych czasach musiałam objechać pół miasta i przetrząsnąć internet, by skompletować zestaw podręczników. Szokiem były też kwoty pojawiające się na rachunkach. Przy dziecku nawet nie pisnęłam, jak ciężko było to wszystko zdobyć. Cieszyłam się widząc, jak z zapałem przegląda strony nowych książek i snuje wizje lekcji w szkole. Odzyskałam spokój, ale tylko do pierwszego września.


Kiedy zobaczyłam plan lekcji dla pierwszych klas w szkole mojego syna, zamarłam. Trzy dni w tygodniu pierwszoklasiści zaczynają zajęcia prawie w południe, a dwa przed godziną ósmą rano. To oznacza, że moje dziecko będzie musiało spędzać wiele godzin w świetlicy w oczekiwaniu na pierwsze zajęcia lub czekać na to, aż skończę pracę i je odbiorę. To komplikuje nie tylko moją pracę zawodową, ale przede wszystkim rzutuje na rytm jego nauki i zabawy. Najlepiej byłoby gdybym dziś rzuciła pracę i została etatową mamą, która odwiezie do szkoły i przywiezie ze szkoły, po drodze zrobi zakupy, w międzyczasie ugotuje jeszcze obiad. Nie wiem jak to wszystko ułożę, ale zaczynam żałować, że nie odłożyłam w czasie dycyzji o posłaniu dziecka do szkoły. Młody byłby zadowolony, a ja miałabym cały rok na przeorganizowanie życia.


Klamka jednak zapadła. Zeszyty podpisane w modnym tornistrze czekają w przedpokoju. Teraz trzeba wspólnie pchać ten wózek z napisem: pierwsza klasa.

 

Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1250