Wiadomości

Dzień przedszkolaka na stadionie: jak bardzo można spartolić taką imprezę [LIST]

2013-06-10, Autor: Grzegorz Tlołka
W sobotę na Stadionie Miejski odbył się IV Wrocławski Dzień Przedszkolaka. Impreza zorganizowana przez miasto przyciągnęła na arenę kilkanaście tysięcy dzieci ze swoimi rodzicami. Według jednego z odwiedzających, wydarzenie nie zostało jednak dobrze i sprawnie przygotowane, a potencjał imprezy został zmarnowany. Poniżej prezentujemy list naszego czytelnika.

Reklama

W 2009 roku włodarze Wrocławia postanowili wzbogacić kalendarz miejskich imprez o Dzień Wrocławskiego Przedszkolaka. Szczerze powiedziawszy, poprzednie edycje całkowicie umknęły mojej uwadze – wystarczająco dużo działo w „naszym” przedszkolu, żeby jeszcze gdzieś się „włóczyć” po mieście. W tym roku jednak było inaczej.Czwarta edycja Dnia Wrocławskiego Przedszkolaka została w tym roku zorganizowana 8 czerwca na Stadionie Miejskim.

 

W ramach przygotowań, w Przedszkolach przeprowadzane były zapisy na wejściówki – każdy z rodziców został poproszony o zadeklarowanie ile osób (dorosłych i dzieci) z danej rodziny chciałoby wziąć udział w imprezie – wiadomo – Przedszkolaki mają chociażby rodzeństwo, nierzadko młodsze, które nie zawsze może pozostać w domu. Kilka dni przed imprezą, do naszego Przedszkola dotarły zamówione wejściówki. Z około 500 zamówionych – nieco ponad 300. Wystarczyło chyba dla każdego, ale były cięcia – Dyrektorka nieźle się napociła, żeby każdemu z osobna mówić, że tylko tyle dostała.

 

Zapowiedź imprezy na stronie wroclaw.pl brzmiała bardzo zachęcająco – jak się za chwile przekonacie, był to niestety zwykły PR.

 

 

Nieco po 10:30 wsiedliśmy do tramwaju i podjechaliśmy pod Stadion. To zaledwie 4 przystanki od domu i jazda samochodem nie miałaby sensu – szkoda stać w korkach na wjeździe i wyjeździe, tym bardziej, że notatka na wejściówkach zapewniała darmowy transport komunikacją miejską. Co prawda w głowie układałem sobie plan potencjalnej awantury z kontrolerami, ponieważ niektórzy z rodziców twierdzili, że darmówka dotyczy tylko linii specjalnej T1, ale obyło się bez problemów. Podobnie miała się sprawa z samym wejściem na teren Stadionu – przez bramy przeszliśmy praktycznie bez zatrzymywania się – wystarczyło tylko pokazać wejściówki.

 

Pierwszy drobny zgrzyt nastąpił przy próbie wejścia na sektor. Nikt z Organizatorów nie pomyślał, że skoro czynne będą tylko niektóre bramki kontrolne, to na pozostałych wypadałoby wywiesić kartki ze strzałkami „do wejścia” – przez chwilę naiwnie próbowaliśmy wsuwać nasze zaproszenia w czytniki :) Na szczęście przeważył instynkt stadny i powędrowaliśmy po chwili za resztą tłumu do bramki otwartej. Tu nastąpiła druga kontrola wejściówek – biedne dziewczę każdego gościa wpuszczało ręcznie – mam nadzieję, że przycisk aktywujący ten obrotowy rożen zwany bramką wytrzymał wszystkie kliknięcia.

 

Wybiła godzina 11:00 – rozpoczęła się część oficjalna. W zasadzie 11:15 – ale wiadomo – skoro ma się odbyć Parada Przedszkoli, to trzeba dać wszystkim czas do zgrania dzieciaków. I tu zaczyna się długa lista potwornych braków organizacyjnych. Pierwszym potężnym minusem, był całkowity brak przygotowania nagłośnienia dla Dętej Orkiestry Strażaków, która przygrywała w trakcie parady – siedząc na przeciwległej trybunie słyszeliśmy tylko jakieś sporadyczne dźwięki. A wystarczyłoby postawić ze dwa, trzy mikrofony. Delegacje przedszkolaków dwoma wejściami wmaszerowały na płytę Stadionu (oczywiście nie na samą murawę) – tu jednak nie popisał się animator. Byłem przekonany, że będzie miał w rękach listę i będzie odczytywał nazwy i numery placówek, które się w bramach pojawiały – niestety, pomyliłem się. O tym, że nasze Przedszkole się pojawiło dowiedziałem się z filmiku wrzuconego na fanpage stadionu – akurat logo P24 pokazało się jako miniaturka klipu.

 

Po paradzie grupa taneczna „Stepusie” wniosła na środek płyty płachtę z jakimś logo i wkroczył nasz Wielce Szanowny Pan Prezydent Rafał Dutkiewicz. W krótkich na szczęście słowach przywitał wszystkich i odczytał wierszyk. Czepnę się teraz, ale z szacunku dla dzieciaków mógł się go nauczyć na pamięć. Krótki był. Po nim na arenę wkroczyły dwa zespoły – „Orliki” reprezentowane przez młodzików z WKS Śląsk i Wrocławskie Krasnale. Szybki mecz wielką dmuchana piłką był chyba największą atrakcją – wynik 3:3 i meksykańska fala poniosły każdego.

 

Po meczu na boisku pojawił się jeden z Domisiów – postaci występującej w emitowanym przez TVP programie dla dzieci i Majka Jeżowska. Domisiowa dziewczynka próbowała wciągnąć dzieciaki we wspólne śpiewanie, jednakże totalna desynchronizacja śpiewu z muzyką (nie da się zrobić odsłuchu na słuchawce?) wcale w tym nie pomagała. Majka za to jak to Majka – żelazny repertuar, który towarzyszył także mojemu dzieciństwu, niestety okrojony do jednej czy dwu zwrotek z trzech piosenek – i zaproszenie na dalszy koncert na scenie ustawionej przy stadionie.

 

Czy to było coś co mogło zachwycić kilka tysięcy dzieci? Widząc co się działo na naszym sektorze z pełną stanowczością stwierdzam, że nie. Tym bardziej, że nawet bańki mydlane wywoływane na koniec przez prowadzącego się nie udały – trudno.

 

Nie pozostało nam nic innego, jak wyjść na esplanadę, wydać nieco grosza na popcorn, colę, gofry czy lody i pozwolić dzieciakom na zabawę w licznych przygotowanych dodatkowych atrakcjach. Co przygotowali organizatorzy? 6 bądź 7 „dmuchańców” – tyle co na średniej wielkości festynie osiedlowym budki z jedzeniem, które albo były oblężone jak mięsny w PRLu gdy salceson rzucili, albo oferujące – jak w punkcie, do którego udało nam się dobić w dobrym czasie 5 minut – lody na patyku „czerwone” i „zielone”, o których smakach sprzedająca je dziewczyna nie miała pojęcia, zamknięte zgrzewki z colą (bo nie mam kubków, więc nie mogę sprzedać) i pustą ladę w której prawdopodobnie miały się grzać hot-dogi.

 

Do wspomnianych dmuchańców dodać należy dwie małe sceny z występami, karetkę pogotowia, jeden czy dwa wozy wojskowe, kilkadziesiąt osób roznoszących ulotki i maskotki WKS Śląsk Wrocław rzucone pod płot jak jakieś śmieci, z przyklejoną nad nimi kartką „Promocja”. Nie jestem kibicem piłkarskim, ale było mi wstyd za organizatorów, którzy nawet nie przygotowali stolika na te maskotki. Zauważyć się także dało kilka punktów animacyjnych. A wszystko to oblężone przez kilkanaście tysięcy ludzi. Dno i dwa metry mułu.

 

I tak się zastanawiam – jak bardzo można spartolić tak fajnie zapowiadającą się imprezę. Czy naprawdę aż tyle kosztowałoby wynajęcie kilkunastu dmuchańców więcej? Postawienie przy każdym z nich 3 – 4 wolontariuszy, do pilnowania (zauważyłem po jednym), nawet, jeśli te 5 minut zabawy miałoby rodzica kosztować symboliczną złotówkę? Czy nie da się postawić kilku ruchomych punktów gastronomicznych (albo wyraźnie zaznaczyć, że czynne są określone stacjonarne? Czy nie można przygotować namiotów i ławek, żeby człowiek mógł sobie usiąść, porozmawiać z innymi rodzicami, poczekać na zwolnienie się miejsc przy atrakcjach?

 

I czy naprawdę aż tak bardzo trzeba było limitować wejściówki? co najmniej 1/3 stadionu była pusta – dlaczego? Według zapowiedzi organizacją zajmowały się wrocławskie przedszkola – nie wierzę jednak, że odbywało się to bez ścisłej kontroli Miasta. Dlatego w pełni świadomie oskarżam Miasto, a dokładniej jego reprezentanta pana Prezydenta Rafała Dutkiewicza o to, że zmarnował (nie po raz pierwszy) okazję do zarobku, i pokazania, że Prezydent Miasta jest lepszym i większym Organizatorem niż proboszcze w osiedlowych parafiach – dla przykładu bowiem dodam, że w Leśnicy i na Złotnikach od kilku lat organizowane są festyny, które ilością atrakcji biją tegoroczny Dzień Przedszkolaka na głowę. Że o imprezach organizowanych przez Zamek Leśnicki już nawet nie wspomnę.

 

W domu byliśmy o 13 z minutami, hot-doga zaliczyliśmy na Orlenie, a żeby sobota do reszty nie była spartolona, odwiedziliśmy Przełęcz Tąpadła w sympatycznym towarzystwie znajomych. Ile osób przeniosło się ze swoimi pociechami i portfelami do najbliższych galerii handlowych – po tłoku na przystankach MPK sądzę że naprawdę dużo.

 

Wrocław potrafi przygotować świetne imprezy – Jarmark Wielkanocny, Święto Dyni i wiele innych są tego świetnym przykładem – dlaczego Dzień Przedszkolaka wypadł tak jak wypadł chyba się nigdy nie dowiemy. Za rok o tej porze Junior będzie kończył zerówkę – więc już się raczej nie załapiemy na 5 edycję – i chyba nie będę żałować.

Oceń publikację: + 1 + 1 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (4):
  • ~ 2013-06-10
    13:14:53

    3 0

    O, trafiłem do publikacji :)

  • ~ 2013-06-10
    14:18:57

    3 0

    Zgadzam się z autorem. Wiekszość ludzi i tak wyszła o 12 bo najnormalniej nic się nie działo. W Kątach Wrocławskich na festynie z okazji Dnia Dziecka było więcej dmuchawców niż dla całego wrocławia. ŻENADA i tyle więcej nie pójdę szkoda robić dziecku przykrość i słuchać jak płacze bo kolejka na godzinę czekania. NIGDY WIĘCEJ. Panie Dutkiewicz panu już podziękujemy. Może czas żeby wyjechał Pan do Łodzi.

  • ~yasiu 2013-06-10
    14:21:59

    2 0

    Całkiem słusznie, bo impreza nie była najwyższych lotów. Nasze dzieci lepiej bawiły się przez 90 minut meczu Śląska z Wisłą niż od 11:00 do 11:25 kiedy postanowiliśmy wyjść na esplanadę, bo parada niestety porywająca nie była.

    Zgadzam się, ilość dostępnych atrakcji była tragicznie mała. Naszym córom udało się pomalować buzie, tylko dlatego, że wyszliśmy wcześniej. Dmuchana zjeżdżalnia już nie była dla nas, bo stać w kolejce na 200 osób to niezbyt fajne.

    Nie zadbano też o komunikację miejską. W dni meczowe kursują dwa tramwaje, na tę imprezę z frekwencją wyższą niż meczowa, postanowiono uruchomić jedną linię.

    Za rok pewnie spróbujemy znów, ale będziemy mieli plan zapasowy :)

    btw. otwieranie bramek ręcznie mają stewardzi opanowane, podczas meczów też każdy jest wpuszczany pojedynczo :)

  • ~Boguś 2013-06-11
    09:53:34

    2 0

    Ku przestrodze na następny raz... Ja bym trochę dosadniej jeszcze napisał niż autor artykułu. Dzieciaki po prawie 2 godzinach stania \"w boxach, gotowe do biegu\" zostały wpuszczone na stadion w paradzie. Ale żeby pozwolić im usiąść na skrawku murawy (nie mówię o wchodzeniu 2 metry w głąb) i oglądać to \"arcyciekawe widowisko\" przy brzegu to nie było mowy. Kara 2000,00 PLN za \"skorzystanie\" z murawy to jakieś kpiny... Bo dzieci trawą się żywią i by zjadły za dużo... Cała ta impreza to jedna wielka porażka... nie pierwsza niestety...

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.