Kultura

Dziwne przypadki „wrocławskiego” zdobywcy Oscara

2018-03-03, Autor: Michał Hernes

Zbigniew Rybczyński podczas oscarowej gali, na której nagrodzono go statuetką Amerykańskiej Akademii Filmowej, wyszedł na chwilę na papierosa i… już tam nie wrócił, choć bardzo chciał. Oscarową noc spędził w więzieniu. Reżyser i naukowiec przez jakiś czas mieszkał i pracował we Wrocławiu w Centrum Technologii Audiowizualnych i niewiele zabrakło, by ta przygoda zakończyła się dla niego... więzieniem.

Reklama

Zbigniew Rybczyński w 1983 roku niespodziewanie dostał nominację do Oscara za krótkometrażowy film „Tango”. Jeszcze większą niespodzianką było to, że został nagrodzony tą prestiżową statuetką. Powiedział wtedy, że zrealizował mały film, ale ma nadzieje, że kiedyś powróci na oscarową galę z większym filmem, chociażby o Wałęsie. Po latach zrobił animowane fragmenty do "Wałęsy. Człowieka z nadziei” Andrzeja Wajdy, ale takiego sukcesu ten film nie osiągnął.

Po otrzymaniu Oscara za „Tango” Rybczyński wyszedł na papierosa i… już na galę nie wrócił, choć bardzo chciał. Po latach wspominał, że myślał, że mężczyźni w muszkach przy wejściu to kelnerzy, tymczasem byli to ochroniarze. Rybczyński słabo mówił po angielsku, nosił białe tenisówki, był ubrany w podkoszulkę i miał długie włosy. Rok wcześniej na scenę wbiegł golas, wzmocniono więc środki bezpieczeństwa. Polak wydał się ochroniarzom podejrzany i choć łamanym angielskim tłumaczył im, że zdobył Oscara, to mu nie uwierzyli. Gdy ich skopał, skuli go kajdankami. O dziwo, wylądowanie w więzieniu uważa Rybczyński za niezwykłe przeżycie. Był bardzo zadowolony, tłumacząc sobie, że to dowód, że woda sodowa nie uderzyła mu do głowy.

Choć słowo "wizjoner" bywa nadużywane, zastanawiam się, czy w przypadku Rybczyńskiego nie jest jak najbardziej na miejscu. To dziwak, ekscentryk, naukowiec i człowiek kina. Pewien reżyser opowiadał mi, że choć Rybczyński nie pamięta imienia swojego syna i nie wie, jakiej marki autem jeździ, to gdy jego żona zachorowała na raka, w ciągu kilku miesięcy opanował wiedzę medyczną niezbędną do tego, by próbować ją uratować. Niestety, nie udało się to, ale i tak należy mu się szacunek. O ile to prawda.

W trakcie wywiadu z Rybczyńskim pewien dziennikarz przekręcał fakty na jego temat, na co poirytowany zdobywca Oscara odpowiedział mu: „Zapomniał pan wspomnieć o najważniejszym dziele, które napisałem w 1834 roku w Paryżu, czyli o… Panie Tadeuszu”.

Od 1986 roku Rybczyński pracował nad filmami wideo i był jednym z prekursorów systemu wysokiej rozdzielczości, realizując filmy w integralnym związku z komputerem. Stworzył m.in. wideoklip do "Imagine" Johna Lennona, ale też filmy takie jak "Schody", "Czwarty wymiar", "Orkiestra" i "Kafka". Kiedy dostał Oscara za "Tango" Amerykanie byli zaszkoczeni tym, jakie Polacy muszą mieć nowoczesne komputery, tymczasem Rybczyński zrobił ten film ręcznie, bez pomocy komputerów.

W latach 1994-2001 pracował w Niemczech w międzynarodowym eksperymentalnym ośrodku filmowym w Berlinie (CBF – Centrum für Neue Bildgestaltung), którego był współtwórcą. Wykładał w Akademii Sztuki Medialnej (Kunsthochschule für Medien) w Kolonii, Columbia University w Nowym Jorku, Yoshiba University of Art and Design w Tokio. W 2001 powrócił do USA, gdzie kontynuował prace nad nowymi programami komputerowymi dla potrzeb produkcji filmowej. W roku 2008 PWSFTviT w Łodzi przyznała mu doktorat honoris causa.

W 2009 roku po latach pracy za granicą zdecydował się powrócić do Polski. Podjął się prowadzenia Szkoły Animacji 3D i Efektów Specjalnych – Drimagine utworzonej przy Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu. Prowadził też na terenie Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu uczelnię o nazwie Wrocławskie Studia Technologii Wizualnych. Ośrodek zajmował się realizacją filmów i badaniami nad obrazem i kształcił specjalistów w dziedzinie multimediów.

Rybczyński miał idealistyczne marzenie, żeby powrócić do idei z czasów renesansu. Zamarzyło my się, że będzie uczył humanistów języka programowania i informatyki, a umysły ścisłe- wiedzy humanistycznej. Pracował też nad technologią, która miała umożliwić filmowcom realizowanie filmów w ten sposób, żeby ich montaż nie był potrzeby. Chciał, by efekty specjalne powstawały w studiu w czasie rzeczywistym. Nic z tego nie wyszło. Rybczyński odszedł z wrocławskiego Centrum Technologii Audiowizualnych w atmosferze skandalu, oskarżony o przekręty finansowe. Czy jednak dla tego idealisty i Don Kichota pieniądze są najważniejsze? Czy w ogóle ma głowę do myślenia o tak przyziemnych sprawach?

Kiedy spotkałem się z nim kilka lat temu, ugościł mnie w swoim skromnym mieszkanku mieszącym się właśnie w Centrum Technologii Audiowizualnych. W tym miejscu największe wrażenie zrobił na mnie…. Oscar. Rybczyński powiedział mi wtedy wiele ciekawych rzeczy, chociażby:

„Pamiętam, że jak w latach osiemdziesiątych byłem w Nowym Jorku, w reklamach obowiązywała nienaruszalna zasada, że najszybsza zmiana obrazu to jedno ujęcie na sekundę. I to tylko w bardzo rzadkich momentach. Tymczasem dzisiaj obrazów na sekundę jest kilkanaście. Bez problemu potrafimy to przetworzyć. Proces ten widzimy w efektach specjalnych. W współżyciu ze sobą liter, grafik i symboli. Powoli idziemy w pewnym kierunku, uwidaczniając to, co się dzieje w naszym mózgu. Gdy skupimy się na tym, jakie widzimy obrazy i jak szybko robimy te transformacje między miejscami i czasami, możemy sobie uzmysłowić, jak będzie wyglądała sztuka wizualna i komunikacyjna. Nietrudno sobie to wyobrazić (…)

Wyobraźmy sobie, że Newtonowi, czyli najświatlejszemu przedstawicielowi przełomu XVII i XVIII wieku, ktoś opowiedziałby o telewizorze, czyli skrzynce na stole, gdzie wciska się przycisk i dzięki temu widzimy kogoś, kto chodzi, mówi i uśmiecha się. Przypuśćmy, że opiszemy mu dowolny film z Marylin Monroe, a potem dodamy, że ta kobieta zmarła kilkadziesiąt lat temu. Mimo to jesteśmy w stanie ją zobaczyć. Co na to Newton? Można mu tłumaczyć wszystko o satelitach i kablach, tymczasem on zapewne powiedziałby coś, co jest absolutną racją-  że oglądamy duchy(…)

Przypuśćmy, że patrzę na człowieka, który wchodzi do pubu, zamawia szklankę herbaty i siedzi nad nią trzydzieści minut. Myśli nad czymś i w jego głowie dzieją się niesamowite rzeczy. Niestety, nie potrafimy tego wyrazić. Spójrzmy na filmy, które nas fascynują. Dowodzą one, że jesteśmy tak ograniczeni w wyrażaniu tego, co przeżywamy, że trzeba wymyślić coś spektakularnego- że samolot się rozbije albo nastąpi wielki wybuch. Nasza codzienność jest zaś banalna i nudna. Obserwowany z zewnątrz człowiek, który pije herbatę, nic ciekawego sobą nie prezentuje. Inaczej to wygląda w jego umyśle. W głowie każdego z nas. Gdyby starać się jakoś do uwidocznić, byłaby to najlepsza forma edukacji. Może ludzie zaczęliby wówczas myśleć w bardziej zorganizowany i pożyteczny sposób? Zwróćmy uwagę, że wszyscy narzekają na reklamówki. Niezależnie od swoich wad, sądzę że sztuka komercyjna, która zajmuję się tą dziedziną, jest najbardziej twórczą i pozytywną formą działalności, którą najbardziej zbliżyłbym do tej artystycznej. Ludzie zaczynają naśladować to, co tam oglądają. Reklamy pokazują natomiast świat idealny. Wspaniałe rodziny, czystość czy sposób bycia. To jest krytykowane i nudne, a jednak ma na nas niesamowity edukacyjny wpływ. Stajemy się tacy, jak ich bohaterowie. Dzięki temu ludzie wiedzą, co jeść, jak się ubierać czy zachowywać. Co ciekawe, sztuka renesansowa nie pokazywała tego, jak świat wyglądał, ponieważ on był straszny.  Czasem ktoś się wyłamywał i przedstawił, jak dana osoba wyglądała naprawdę, z wszystkimi tymi wrzodami i brodawkami, co razi, gdy się patrzy na taki obraz. Była to reklamówka pokazująca, jak świat powinien wyglądać. I takim on się ostatecznie stał, ta wizja została zrealizowana. Niezależnie od faktu, że jej autorzy tworzyli w czasach brudu, smrodu, błota i chorób. Ale na obrazach nie ma zupełnie śladu tej rzeczywistości. Do tego stopnia, że jak oglądamy filmy, które dzieją się w średniowieczu, widzimy jak tam było fajnie i kolorowo. Zwyciężyła wizja przyszłości, którą oglądamy także dzisiaj”.

Fascynujące, prawda?

Pewien stary angielski dziennikarz wyznał kiedyś, że tylko raz w życiu miał wywiad z filmowcem, który oczarował go swoją wiedzą i erudycją. Tym reżyserem był… Krzysztof Zanussi. Ja to samo mogę powiedzieć o Rybczyńskim.



Oceń publikację: + 1 + 7 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kogo poprzesz w wyborach prezydenta Wrocławia?







Oddanych głosów: 8407