Sport
Górale postraszyli we Wrocławiu. Śląsk - Podbeskidzie 1:1
Sebastian Mila (w środku) w meczu z Podbeskidziem był cieniem samego siebie, zmarnował też rzut karny.
Rywale pogubili punkty, do Wrocławia przyjechał przedostatni zespół ligi... Wydawało się, że piłkarze Śląska skorzystają ze szczęśliwego splotu okoliczności i dzięki zwycięstwu z Podbeskidziem awansują na podium T-Mobile Ekstraklasy. Boisko zweryfikowało jednak wszelkie przedmeczowe spekulacje. Okazało się, że jeden z najsłabszych zespołów T-Mobile Ekstraklasy może zagrać z mistrzem Polski na jego boisku jak równy z równym. Nie można tu oczywiście mówić o specjalnie wysokim poziomie, bo oba zespoły zagrały równie mizernie. Ale wrocławianie mogą mówić o sporym szczęściu. Gdyby nie gol Łukasza Gikiewicza już w doliczonym czasie gry, ich porażka nikogo by nie zaskoczyła. Mało tego - Śląsk zapracował na to, by niedzielny mecz przegrać.
Trener Śląska Stanislav Levy przed meczem z Podbeskidziem dokonał kilku roszad w składzie. W pierwszym składzie wystawił debiutującego w Śląsku Adama Kokoszkę, a w roli napastnika obsadził Łukasza Gikiewicza. Popularny “Giki” zastąpił Cristiana Omara Diaza, który w poprzednim meczu ligowym z Ruchem Chorzów zagrał tak, jakby nałykał się środków nasennych i trener Levy dał odpocząć Argentyńczykowi. Wydawało się, że te zmiany przyniosą pożądany, pozytywny efekt. Śląsk nieźle wszedł w ten mecz i przez pierwszy kwadrans miał monopol na prowadzenie gry. I wypracował sobie kilka niezłych sytuacji, ale piłka po strzale Sebastiana Mili trafiła w słupek, a uderzenie Gikiewicza z kilku metrów zablokował Bartłomiej Konieczny. Goście nie dali się jednak zepchnąć do narożnika i też groźnie zaatakowali. W 18. minucie bardzo bliski szczęścia był Tomasz Górkiewicz, który efektownie strzelił głową, piłka odbiła się od poprzeczki bramki Śląska i zatańczyła na linii bramkowej, aż wreszcie złapał ją Marian Kelemen.
W 32. minucie na połowę rywala wyprawił się obrońca Śląska Krzysztof Ostrowski. Wyprawa zakończyła się nieźle, bo po jego podaniu w pole karne, Gikiewicz zdołał wywalczyć rzut karny. “Jedenastkę” egzekwował Mila, ale trafił prosto w bramkarza Podbeskidzia Richarda Zajaca, a o jego dobitce nie napiszemy, bo też nie ma o czym. I wynik do końca pierwszej połowy pozostał bezbramkowy, choć trzeba przyznać, że widowisko mogło się podobać. Oba zespoły próbowały prowadzić grę, nieco lepsze wrażenie zostawił po sobie Śląsk, ale piłkarze z Bielska-Białej dotrzymywali wrocławianom kroku. I nie wyglądali jak drużyna, która zajmuje przedostatnie miejsce w lidze.
Im dłużej trwała pierwsza połowa, tym mocniej Śląsk gasł. Wrocławianie razili brakiem dokładności w grze i pomysłu na to, co w ogóle robić w ataku. W ich grze sporo było chaosu, a odpowiedzialny za dyrygowanie drużyną Sebastian Mila był zupełnie niewidoczny. Bielszczanie też nie grali specjalnie lotnego futbolu, ale wreszcie znaleźli drogę do bramki wrocławian. W 66. minucie obrona Śląska przysnęła i śledziła, jak rywale konstruują swoją akcję. A ci nie próżnowali, wreszcie ładnym strzałem popisał się Fabian Pawela, piłka odbiła się jeszcze od Antona Slobody i wpadła do bramki Śląska. I w powietrzu zapachniało kompromitacją mistrza Polski, bo nic nie wskazywało na to, by Śląsk miał jakiekolwiek argumenty pozwalające wierzyć, że sięgnie w tym meczu choćby po remis.
Trener Levy próbował ożywić grę swojego zespołu, wpuszczając na boisko Roka Elsnera i Sylwestra Patejuka. Słoweniec próbował walczyć w środku pola, choć szło mu to dość przeciętnie, natomiast Patejuk raził nieporadnością i zamiast zespół wzmocnić, dodatkowo go osłabiał. Śląsk zupełnie nie funkcjonował, notował sporo strat, miewał wręcz problemy z wyjściem z własnej połowy, a Podbeskidzie szukało okazji do kontrataku. I mogło się pokusić o kolejnego gola, ale Kelemen poradził sobie ze strzałami Damiana Chmiela i Roberta Demjana. W Śląsku zaś za ciągnięcie gry drużyny do przodu zabrał się debiutujący Eric Mouloungui. Napastnik z Gabonu przez osiem minut, które spędził na boisku, zrobił więcej niż niektórzy wrocławscy piłkarze przez cały mecz. Szukał gry, absorbował rywali, pokusił się o kilka strzałów, mógł też wywalczyć "jedenastkę", bo Gabończyk po ładnej, solowej akcji wpadł w pole karne i został powalony przez obrońców Podbeskidzi. Ale sędzia Siejewicz pokazał tylko "Wstajemy, gramy dalej". Mouloungui był też zamieszany w akcję, w której padł gol dla Śląska. Już w doliczonym czasie gry piłka, po serii podań, trafiła do Waldemara Soboty. Ten precyzyjnie dośrodkował w pole karne, wprost na nogę Gikiewicza, który potężnym strzałem nie dał szans Richardowi Zajacowi i uratował punkt dla Śląska.
Każdy ma prawo do słabszego meczu, ale to, co pokazali w niedzielne popołudnie piłkarze Śląska Wrocław, zasługuje na nieco szerszy komentarz. Bo "słabszy mecz" nie jest równoznaczne z brakiem zaangażowania i grania w sposób - by ująć to delikatnie - nonszalancki. Taki Krzysztof Ostrowski, który przez pół roku był na wakacjach od poważnego futbolu, w meczu z Podbeskidziem z pełnym zaangażowaniem harował jak wół przez cały mecz wszerz i wzdłuż boiska. A jego koledzy z zespołu, piłkarze mający w dorobku mistrzostwo Polski, walczyli głównie z własną niemocą. A piłkarsko chwilami odstawali od zespołu, który jesienią zdobył tylko dziesięć punktów i może już tylko honorowo walczyć o zachowanie miejsca w ekstraklasie. Śląsk walczy podobno o to, by obronić tytuł mistrza Polski. Z naciskiem na podobno, bo z taką formą i "zaangażowaniem" w grę, wrocławianie mogą mieć problem, by załapać się choćby na ligowe "pudło".
Śląsk Wrocław 1-1 Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 (0:0)
Bramki: Ł.Gikiewicz (90.) - Sloboda (66.)
Śląsk Wrocław: Kelemen - Ostrowski, Kowalczyk, Kokoszka, Spahić (72. Patejuk) - Sobota, Stevanović (72. Elsner), Kaźmierczak, Mila, Ćwielong (82. Mouloungui) - 27. Ł.Gikiewicz.
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Zajac - Sokołowski, Pietrasiak, Konieczny, Górkiewicz - Chmiel, Sloboda, Łatka, Pawela (72. Piter-Bučko), P. Malinowski (46. Wodecki) - Demjan.
Żółte kartki: Ostrowski, Kowalczyk, Patejuk - Chmiel, Zajac.
Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok).
Widzów: ok. 13 tys.
Zobacz także
Tagi: T-Mobile Ekstraklasa, Śląsk Wrocław, Podbeskidzie Bielsko-Biała, Łukasz Gikiewicz, Anton Sloboda, relacja
Zobacz także
Komentarze (1):
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Najczęściej czytane
Alert TuWrocław
Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!
Wyślij alert
~Dawid 2013-03-18
12:24:05
Kolejny mecz gra tragedia,bez ambicji bez walki. Spadek w dół tabeli będzie szybki co oni prezentują? NIC?
Z najsłabszą drużyną w Ekstraklasie która powinna wygrać była lepsza.
Stadion pusty po raz kolejny a ludzi będzie co raz mniej żadnych pozytywów
Koniec Śląska się zbliża klub bankrut ale to już temat poza sportowy