Sport

H2O Półmaraton Wrocław okiem debiutanta [RELACJA]

Prawie 800 osób ukończyło H2O Półmaraton we Wrocławiu. W gronie tych, którzy postanowili sprawdzić swoje mięśnie i kości na dystansie 21,1 km, był autor tego tekstu. I z tej uczestniczącej perspektywy powstała relacja z tego wydarzenia biegowego.

Reklama

Nazwa H2O Półmaraton Wrocław nie bez kozery miała w sobie chemiczny symbol wody. Organizatorzy bowiem wyznaczyli trasę biegu przez tereny wodonośne Wrocławia, czyli m.in. w okolicach Trestna, Mokrego Dworu, a także przez ul. Na Grobli obok budynków Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji i Hydropolis. Biegowy szlak przecinał też tereny fantastyczne pod względem krajobrazu. Długie kilometry upływały na biegu przez wspaniałą, budzącą się do życia na wiosnę zieleń. I, co ważne, z dala od samochodów, co pozwalało całkowicie skupić się na przyjemności biegania.

Na starcie w szranki stanęło dokładnie 761 biegaczy. W tym gronie znalazło się 562 mężczyzn i 199 kobiet. Co ciekawe, do mety dobiegli wszyscy zawodnicy. I jest to wyczyn, o którym warto wspomnieć, bo jednak przebiec ponad 20 km bez przerwy, bez przystawania i do tego w sensownym czasie nie jest łatwą sztuką.

Najlepszym startującym zawodnikiem H2O Półmaratonu był Adam Putyra, który pokonał trasę w czasie 01:11:47. Wśród Pań zwyciężyła Anna Wiese, z czasem 01:27:59. Tyle statystyk i informacji, teraz czas na wrażenia bezpośrednio z trasy.

Dla autora tego tekstu to był pierwszy półmaraton w poważniejszej przygodzie z bieganie, a zarazem krótkiej, bo rozpoczętej we wrześniu ub.r. Wtedy impulsem był… Maraton Wrocławski, kiedy zawodnicy walczyli nie tylko z królewskim dystansem, ale też ze skwarem lejącym się z nieba. Ich wysiłek był jak zastrzyk motywacji, bo jeśli można biegać maratony w nieprzyzwoitym wręcz upale, to tym bardziej można trenować regularnie bieganie mimo braku czasu. I tak to się zaczęło.

Ukoronowaniem treningów miał być Nocny Półmaraton Wrocławski, zaplanowany na czerwiec br. Po drodze jednak wpadł H2O Półmaraton i pokusa okazała się być z gatunku tych nie do odparcia. I stało się, a raczej: wybiegało się.

Autor tekstu zakończył swój pierwszy życiowy półmaraton z czasem 02:03:29. Doświadczeni biegacze widząc te liczby zapewne parskną śmiechem, bo to jest wynik zdecydowanie do poprawy. Ale nie o wynik tu chodziło, ale o przetarcie i rozpoznanie terenu bojem. Na mecie okazało się, że przed półmaratonem można wiele rozmyślać na temat tego, co będzie działo się na trasie i co robić, aby nie wrócić do domu na noszach, ale to wszystko psu na budę. Bo w praktyce wszystko okazuje się być zupełnie inaczej.

Biega się głową
Brzmi niedorzecznie? Pozory mylą. Owszem, bez dobrej kondycji i wytrenowanych nóg trudno sobie poradzić w biegu na 10 km, co dopiero w półmaratonie. Ale na dłuższych dystansach praca głową jest kluczowa! W półmaratonie trzeba myśleć i się pilnować: kiedy przyspieszyć, a kiedy lepiej trzymać równe tempo. Głowa to też słaby punkt, bo po 16-17 km ciągłego biegania zaczyna robić się nudno. A gdy myśli zaczynają lawirować w nieznane strony, pojawia się też poczucie lekkiej rezygnacji, a ból coraz mocniej stuka do drzwi. Warto o tym pamiętać, zanim wyruszy się w dalekie dystanse.

Nie ma drogi na skróty, a za błędy dostaje się karnego żółwika
Za plecami mniej więcej 10-11 km, z przodu równa i prosta droga, w nogach poczucie końskiej siły, ogólne samopoczucie rewelacyjne - brzmi dobrze, prawda? Ale to może być mieszanka wybuchowa. Dlaczego? Bo szarpiąc się zbytnio, można zgubić sporo sił. I to na pewno zemści się pod koniec biegu.

Taki błąd popełnił autor tekstu, jak na niedoświadczonego biegacza przystało. Za plecami było już 10 km, a także spora grupka innych zawodników. Z przodu zaś nieco za daleko sunęła grupa z pacemakerem, który miał pomóc dobiec w określonym przedziale czasowym. Jakże więc można było to tak zostawić? Oczywistym wyborem było przyspieszenie kroku, aby dołączyć do grupy. I to się udało, ale tylko na chwilę, za to na 18-19 km zaczęło się cierpienie.

Praktyczna lekcja jedzenia i picia
Próbowaliście kiedyś łapać jedzenie ze stołu, biegnąć? Albo sprawnie wypić wodę z plastikowego kubka w trakcie biegu? Jeśli nie - polecam zapisać się na bieg na dłuższym dystansie, aby się przekonać, że te proste czynności wcale w biegu stają się wyzwaniem. A po 10 lub 15 km w biegu woda, czekolada lub banany działają jak solidny zastrzyk energii. Warto po nie sięgnąć, ale tak, aby nie stracić zbyt wiele czasu. To też lekcja dla autora tekstu na kolejne półmaratony.

Chce się więcej!
Bieganie amatorskie ma to do siebie, że towarzyszy mu duże stężenie rozmaitych haseł motywacyjnych. Co nie dziwi, bo jeśli nie jest się zawodowcem z trenerem za plecami, wcale nie jest łatwo zabrać się za regularne treningi. Praca, rodzina, tzw. życie codzienne, stosy zaległych książek - to też naturalni rywale dla biegowej pasji.

Ale gdy zabrać się za bieganie na serio, przestać nie sposób. A apetyt rośnie w miarę jedzenia. Bieg na 5 km, potem na 10 km, półmaraton, może biegi górskie, wreszcie maraton… Do wyboru, do koloru, co kto lubi i ile mu potrzeba. We Wrocławiu pasjonaci biegania mają z czego wybierać, m.in. dzięki stowarzyszeniu Pro-Run, które organizuje rozmaite zawody biegowe. To ono stało za nieźle zorganizowanym H20 Półmaratonem, choć nie obyło się bez wpadek (gdzie zaginął obiecany punkt z wodą na 5 km?). I warto śledzić ich poczynania, zapisywać się na biegi i po prostu biegać!

Oceń publikację: + 1 + 8 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1223