Kultura

Jagoda Szelc szczerze o studiach filmowych: "Na wydziałach aktorskich dzieją się potworne rzeczy"

2019-03-11, Autor: Michał Hernes

– Pracując nad „Monumentem” miałam dwa ograniczenia – pierwszym (mniej przyjemnym) był mały budżet na film, a drugim (zdecydowanie przyjemniejszym) było to, że miałam do dyspozycji dwudziestu aktorów z bardzo zdolnego roku – mówi urodzona we Wrocławiu reżyserka filmowa, Jagoda Szelc. Jej „Monument” od piątku, 15 marca, będzie można oglądać w kinach.

Reklama

– Zdecydowałam się obsadzić ich wszystkich – mówi Jagoda Szelc. – Postanowiłam "zabić" w nich studentów, bo – mimo młodego wieku – są dla mnie artystami, a chyba nikt wcześniej ich tak nie traktował. Dodatkowo z wielkiego bagna wyruszyli na głębokie wody świata, z wykształceniem w bardzo trudnym zawodzie. Muszą to zaakceptować. Odnoszę wrażenie, że mają trudniej niż studenci polonistyki bądź medycyny. Na wydziałach aktorskich dzieją się, niestety, rzeczy potworne – podkreśla reżyserka.

Scenariusz "Monumentu" napisała z myślą o nich. Musiała też skonfrontować się z budżetem, ale jej zdaniem reżyser, który nie umie pisać "pod budżety", jest idiotą. – Ten film został niejako "wyżebrany" i mam nadzieje, że nie widać tego w trakcie seansu. Chciałam wspólnie z nimi zamknąć pewien etap – szkołę ukończyłam miesiąc po nich – powiedziała Szelc.

Bardzo trudny moment

– W „Monumencie” zawarliśmy nasze osobiste historie związane z trudnościami, jakie napotykamy w życiu i sprawami, na które nie potrafimy się zgodzić. Każdy z aktorów miał jakiś powód, żeby o o tym opowiedzieć. Początkowo było to dla nas trochę szokujące, ale całość ma ostatecznie oczyszczającą moc – podkreśla reżyserka filmu.

Jego przedostatnia scena miała mieć charakter performansu, a pomysł przerodził się w osobisty zapis działań grupy. Szelc wyznała, że aktorzy nie pamiętali, co robili podczas jej kręcenia. – Widz jest dla mnie świadkiem, który zobaczył tych aktorów w bardzo trudnym momencie ich życia. Nie przepadam za traktowaniem widza jako jurora – wyjaśnia.

Artystka nie ukrywa, że śmieszą ją doradcy zawodowi, którym wydaje się, że patrzy na karierę tak samo jak oni. – Definiuję ją tylko i wyłącznie w kategoriach osobistego rozwoju. „Monument” zrobiłam, ponieważ po festiwalu filmowym w Gdyni ludzie zaczęli mnie straszyć, że mój drugi film będzie sprawdzianem tego, czy jestem dobra, czy nie. Nie lubię dawać się straszyć i nie chciałam, żeby tak się stało – wyznała.

Bez zbędnych kalkulacji

Jagoda Szelc doszła także do wniosku, że jeśli ludzie mają uznać, że jest do niczego, niech stanie się to jak najszybciej. Właśnie dlatego zdecydowała się wyreżyserować ten film.

Scenariusz "Monumentu" napisała w półtora miesiąca. Zdjęcia trwały 23 dni, a zmontowała go w 10 dni, ale nie dlatego, że ekipa filmowa się śpieszyła. Zależało im na konsekwencji i precyzji. Przygotowując tę produkcję, Szelc po raz pierwszy pracowała na storyboradach.

Reżyserka podkreśla, że robi filmy tylko dla siebie i nigdy dla widzów. Nie jest fanką podejścia, że „ma coś widzowi dostarczyć”. Uważa, że widz jest autonomiczny i da sobie radę. Artystka nie wie, czy jest „widownia”. Nie obchodzą jej ani pozytywne, ani negatywne opinie. – Jestem już trochę za stara, żeby chcieć się podobać, a i tak nie przypadnę wszystkim do gustu – wyznała Szelc.

– Wiem, co robię i nie jest to mainstream. Nie interesuje mnie szeroka widownia, tylko sztuka, eksperyment i rozwój. Nie roszczę sobie pretensji do tego, żeby wysadzić w powietrze system. Pracując nad "Monumentem" chciałam zrobić coś "na szybko"; bez zbędnych kalkulacji i strachu. Nie kalkuluję w przestrzeni artystycznej – podkreśla reżyserka.

Szelc nie chce być jak wybitny austriacki Michael Haneke, który instruuje aktorów, gdzie dokładnie ma być pauza. Denerwuje ją, gdy pedagodzy w trakcie zajęć z aktorstwa opowiadają studentom efekt, który ma pojawić się na końcu, zamiast mówić, by skupili się na tym, jak rozwija się dana scena. Artystka nie przepada za "betonowaniem się" na efekt, którego nie jest łatwo zagrać, bo trudno wtedy o emocje.

Jest zainteresowana filmem jako instrumentem - czym jest i jak działa. – To ciekawe, gdy człowiek siada na dwie godziny przed ekranem, przenosi się gdzieś i na ten czas zamierają u niego różne procesy życiowe. Bardzo go to zmienia – mówi reżyserka, która wywodzi się z Akademii Sztuk Pięknych i bardziej od opowiadania historii ciekawi ją coś, co nie istnieje i czego materialnie nie ma. – Z ekologicznego punktu widzenia to jest super. Kręci mnie fakt, że do trumny pójdę z niczym – wyznała artystka, której marzy się zrobienie filmu na podstawie „Chłopów” Władysława Reymonta.  

Jagoda Szelc urodziła się w 1984 roku we Wrocławiu, gdzie ukończyła grafikę na Akademii Sztuk Pięknych. Jest też absolwentką Wydziału Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTviT w Łodzi. To reżyserka i scenarzystka, autorka krótkometrażowych etiud fabularnych i dokumentalnych. Jej pełnometrażowym debiutem fabularnym jest film „Wieża. Jasny dzień”, który został nakręcony w dolnośląskiej Bystrzycy Kłodzkiej.

Recenzję "Monumentu" można przeczytać tutaj.

Oceń publikację: + 1 + 20 - 1 - 9

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1259