Wiadomości

Janikowski: od bramkarza na dyskotekach do medalisty na igrzyskach

2012-08-07, Autor: Mariusz Wiśniewski
Damian Janikowski w poniedziałek sięgnął po brązowy medal igrzysk w Londynie. A jeszcze nie tak dawno zawodnik Śląska stał na bramkach we wrocławskich dyskotekach i walczył w amatorskich walkach MMA.

Reklama

- Długo czekaliśmy na ten medal, ale w końcu jest. Może to dobry prognostyk? Musimy teraz wykorzystać ten sukces, aby nasze zapasy ponownie stały się mocne w świecie – opowiada Józef Tracz, klubowy trener Damiana Janikowskiego, który przerwał szesnastoletnią posuchę w polskich zapasach na igrzyskach olimpijskich.

 

Kiedy ostatni raz Polak stawał na podium w Atalancie w 1996 roku, Janikowski miał zaledwie siedem lat. - Co wtedy robiłem? – zastanawiał się głośno po poniedziałkowych zawodach. – Pewnie chodziłem do szkoły, a po szkole biegłem na podwórko i biłem się z rówieśnikami. I tak mi pozostało do dzisiaj – odpowiadał ze śmiechem.

 

Zapasy zaczął trenować w wieku dziesięciu lat. Trenerzy zwrócili uwagę na jego niezwykłą gibkość ciała i sprawność. – Damian trenował u nas od małego. Patrzyliśmy jak się rozwija i robi postępy. Dlatego radość z tego medalu jest jeszcze większa – przyznaje Mariusz Kruczyc, szef sekcji zapaśniczej Śląska Wrocław.

 

Nie oznacza to bynajmniej, że droga Janikowskiego do medalu na igrzyskach była prosta i łatwa. Wręcz przeciwnie – zawodnik miał w swoim życiu kilka zakrętów i zanim wspiął się na olimpijski szczyt musiał mocno się napracować.

Zapasy to nie piłka nożna i nie jest łatwo się z utrzymać ze startów w samych tylko zawodach. Janikowski był jednak zdeterminowany. Do tego stopnia, że przeprowadził się do babci, aby mieć bliżej na salę treningową. Zarabiał natomiast jako bramkarz we wrocławskich dyskotekach. W jednym z wywiadów tłumaczył: - Nie miałem jeszcze za co żyć, a chciałem się przy zapasach utrzymać.

 

Ale nie praca w dyskotekach była największym zagrożeniem dla jego kariery, ale walki MMA. Janikowski jak najbardziej chciał spożytkować swój talent. Startował więc w niemieckiej lidze zapaśniczej, ale również dał się namówić na walki MMA. Utrzymywał to w tajemnicy, bowiem zdawał sobie sprawę, że trenerzy w Śląsku nie będą zadowoleni. W końcu jednak sprawa ujrzała światło dzienne i Janikowskiemu groziło nawet wyrzucenie z klubu.

 

Józef Tracz klubowy trener Janikowskiego dzisiaj mówi: - Jak każdy młody chłopak, Damian był pełen energii. Wiedzieliśmy, że ma wielki talent i baliśmy się, że może mu się coś stać w tych walkach.

 

- Trzy lata temu u Damian nastąpiła zmiana. Wtedy postawił sobie za cel zdobycie medalu w Londynie i robił wszystko, aby to założenie osiągnąć – opowiada Kruczyc.

 

Wrocławianin znalazł się w  elitarnym klubie Polska Londyn 2012, co pozwoliło mu spokojnie przygotowywać się do igrzysk. Poza tym został zawodowy żołnierzem. Stąd też po walce o brąz z uśmiechem mówił: - Melduję wykonanie rozkazu. Medal jest. Nie złoty, ale medal to medal.

 

Przed wyjazdem do Londynu zawodnik nie ukrywał, że chce stanąć na podium. Pierwsze walki wygrywał w wielkim stylu i ekspresowo awansował do półfinału. Tam musiał jednak uznać wyższość rywala. - Oczywiście, że jakiś tam żal jest. Finał był bardzo blisko. Brakowało dosłownie ze dwa milimetry, aby udało mu się zrobić akcję i wygrać – opowiada Tracz. – Nie przegrał jednak z byle kim. Egipcjanin to mistrz olimpijski z Aten. Bardzo groźny i mocny zawodnik.

 

W walce o brąz Janikowski pokazał ponownie klasę. Wygrał pewnie i mógł unieść ręce w geście triumfu. – Walka o brąz jest najtrudniejsza. Bo albo się wygrywa i ma medal, albo się nic nie ma. Tracz dodaje: - Od strony psychologicznej walka o brąz jest trudniejsza niż finał. Zawodnik musi sobie poradzić z myślą, że porażka będzie oznaczała brak medalu. Walcząc w finale ma się pewny medal. Damian rozegrał to fantastycznie i udowodnił, że jest nie tylko zapaśnikiem z wielkimi umiejętnościami, ale także z dużą odpornością psychiczną.

 

- Były łzy radości, ale obiecuję, że już nie będę płakał – zdradził przed dekoracją Janikowski. Słowa nie dotrzymał, bo już na podium ponownie z oczu popłynęły mu łzy. - Radość, krzyki, podskoki, ale też łzy. Trudno to opisać, co się działo po wygranej walce Damiana. Po prostu była wielka radość – opowiada Tracz.

 

Już po dekoracji pojawiły się informacje, że dla Janikowskiego może to być pożegnanie z zapasami. Trener Tracz na szczęście uspokaja: - Teraz dopiero przed Damianem wszystko się zaczyna. On ma dopiero 23 lata i jeszcze wiele do zdobycia. Za cztery lata kolejne igrzyska i będzie szansa poprawienia wyniku. Mocno w to wszyscy wierzymy.

Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~darecki 2012-08-08
    08:02:55

    0 0

    w jakim klubie we wro stał na bramce?

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.