Sport

Licznik meczów bez zwycięstwa nadal bije. Śląsk Wrocław - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0 [RELACJA]

2015-04-04, Autor: ŁM
Droga piłkarzy Śląska Wrocław jest wiosną bardzo kręta. Wrocławianie mieli nadzieję, że ich pierwszą ofiarą padną piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała, ale zamiast trzech punktów Śląsk stać było tylko na bezbramkowy remis.

Reklama

Na mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała do składu Śląska wrócił bramkarz Mariusz Pawełek, który przez ostatni miesiąc leczył kontuzję palca. I z miejsca stał się pewnym punktem zespołu. Pawełek zaliczył kilka ładnych interwencji, pewnie piąstkował piłkę, dobrze też dyrygował obroną. I to w dużej mierze jego zasługa, że Śląsk w meczu przeciwko bielszczanom zachował czyste konto.

 

Obrona to jednak nie wszystko, trzeba jeszcze wypracować dobre okazje strzeleckie i umieć je wykorzystać. Z tym zaś wrocławianie w sobotnie popołudnie mieli pewne kłopoty. Podobnie zresztą jak zespół z Bielska-Białej. Piłkarze gości wykopali głębokie zasieki na własnej połowie boiska i trzeba przyznać, że bronili się umiejętnie. Ale ich ataki najczęściej wyglądały na próbę radosnej improwizacji. Dobrze grająca defensywa Ślaska radziła sobie z tym bez większych problemów.

 

 

Pierwsza połowa meczu Śląska z Podbeskidziem stała na poziomie… No, powiedzmy, że takim, który nie wynagrodził kibicom ich wizyty na stadionie w przeddzień Świąt Wielkanocnych. Równie dobrze można było zostać w domu i sprawdzić wynik po zakończeniu spotkania. Dostarczyłoby to podobną dawkę emocji, co oglądanie tego spotkania na żywo.

 

Wrocławianie próbowali grać swoje, czyli długo operować piłką, zmuszać rywala do biegania, wymieniać szybkie podania i tak dostawać się pod bramkę rywala. Tyle, że w grze Śląska brakowało dokładności i choć faktycznie bywał częściej przy piłce, to przed polem karnym Podbeskidzia akcje gospodarzy na ogół traciły impet.

 

W pierwszej odsłonie gry Śląsk zaatakował w miarę groźnie tylko dwa razy - w 12. minucie bliski zdobycia gola był Marco Paixao, a w 32. minucie sporo zamieszania pod bramką rywala wywołał Robert Pich. Natomiast chcąc opisać groźniejsze akcje bielszczan, musieliśmy mocno zanurzyć się w notatki w meczu. I naliczyliśmy tylko jedną akcję Podbeskidzia, którą warto opisać, a mianowicie strzał z dystansu Macieja Iwańskiego, po którym poziom zagrożenia pod bramką Śląska wyniósł okrągłe zero.

Po przerwie żaden z zespołów nie dostał zastrzyku dodatkowej piłkarskiej mocy. I na boisku nadal działo się niewiele. Owszem, kibice byli świadkami kilku historii, które mogły wywołać emocje. Na początku drugiej połowy mocno zakotłowało się pod bramką Podbeskidzia. Walczący o piłkę Flavio Paixao nieco zbyt ostro potraktował bramkarza gości, Richarda Zajaca. Za tłumaczenie Portugalczykowi, co zrobił źle, zabrał się Marek Sokołowski, a później oba zespoły przeszły na argument siły. Efekt? Prawie wszyscy piłkarze na boisku skończyli w przepychance, która toczyła się w bramce Podbeskidzia.

Później atrakcje kibicom zafundowała pogoda. Choć mecz zaczął się w ładnej, wiosennej aurze, to po mniej więcej godzinie gry zaczął… sypać śnieg - i to całkiem intensywnie. Na szczęście pomruk zimy skończył się szybko i żaden z zespołów nie popełnił błędu na mokrej murawie, który kosztowałby go utratę gola.

I wreszcie atrakcja nr trzy, czyli spektakularny występ Słowaka Milosa Lacnego w Śląsku Wrocław. Lacny to postać ciekawa, bo w Śląsku jest od początku rundy wiosennej, ale póki co, w Ekstraklasie nie zaistniał. Trener Pawłowski wśród napastników stawia na Marco Paixao. Słowak zdążył już dać upust swojej frustracji, mówiąc w jednym z wywiadów, że kapitan Śląska nie jest Zlatanem Ibrahimoviciem, za którego się go uważa we Wrocławiu. Dodał też skromnie, że uważa siebie za najlepszego piłkarza w polskiej Ekstraklasie.

Cóż możemy dodać po jego występie przeciwko Podbeskidziu… Milos Lacny grał 11 minut, w tym czasie zaliczył strzał w słupek oraz dwie żółte kartki, po których wyleciał z boiska. Oba faule, za które obejrzał “żółtko”, były bezdyskusyjne, a nas zastanawia zwłaszcza pomysł Słowaka na akcję, z której wyszedł z nakazem zejścia do szatni. Bo wślizg, którym planował odebrać piłkę Piotrowi Tomasikowi, był pomysłem karkołomnym. Szanse Lacnego na to, by “dziubnąć” futbolówkę bez narażania Tomasika na uszczerbek na zdrowiu, były praktycznie zerowe, a mimo to Słowak podjął ryzyko. Efekt był taki, że przez ostatnie minuty meczu Śląsk musiał grać w dziesiątkę i na szczęście w tym czasie nie stracił gola.

I to w zasadzie wszystko, co można napisać o meczu Śląska Wrocław z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Było to spotkanie pełne walki, które przez dłuższy czas pamięta się w kościach. A sam remis można uznać za wynik sprawiedliwy, bo żaden z zespołów nie zagrał tak, by zasłużyć na wygraną. Ambicji i waleczności nikomu nie odmawiamy, ale w sobotnie popołudnie na Stadionie Wrocław trzeba było czegoś więcej, by wygrać.

Wiosenna niemoc piłkarskiego Śląska Wrocław robi się coraz bardziej zastanawiająca. Bo zespół trenera Tadeusza Pawłowskiego nie gra słabo czy wręcz źle. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że Śląsk gra taki futbol, który średnio pasuje do realiów polskiej ligi. Według zapowiedzi trenera, wrocławianie mają grać jak Bayern Monachium. Tyle, że realia rodzimej Ekstraklasy są mocno przyziemne i taki styl gry może wyglądać ładnie dla oka, ale nie przekładać się na zdobyte punkty. A Śląsk momentami wygląda tak, jakby chciał za wszelką cenę wjechać z piłką do bramki rywala.

Za próby gry innej niż ta, do której Ekstraklasa przyzwyczaiła kibiców, Śląskowi należą się brawa. Ale wrażenia estetyczne to jedna rzecz, zaś wygranie meczów to druga sprawa. I przydałoby się, aby Śląsk wreszcie zaczął zwyciężać, jeśli w tym sezonie chce osiągnąć coś więcej niż małą stabilizację.

Śląsk Wrocław - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0

Śląsk Wrocław: Pawełek - Zieliński, Celeban, Pawelec, Dudu Paraiba - Hołota, Hateley - Flavio Paixao, Grajciar (71. Danielewicz), Pich (76. Lacny) - Marco Paixao.
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Zajac - Górkiewicz, Konieczny, Stano, Tomasik - Sokołowski, Deja, Iwański, Śpiączka (71. Demjan), Chmiel (87. Malinowski) - Korzym (62. Chrapek).

Żółte kartki:Pawelec, Flávio Paixão, Hateley, Lačný - Górkiewicz, Konieczny, Sokołowski.
Czerwona kartka: Lacny (87. - za drugą żółtą).
Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Widzów: ok. 8,2 tys.

Oceń publikację: + 1 + 1 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (3):
  • ~Ante 2015-04-04
    19:10:14

    5 0

    No i dobrze. Drużynę rozwiązać, stadion zburzyć, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na komunikację zbiorową.

  • ~kibuc sportowy 2015-04-04
    21:22:19

    3 0

    Tab bardzo się napinali, aż się zes..li

  • ~Dyngus 2015-04-04
    21:51:50

    0 0

    O:O - Śląsk takie jaja robi sobie z kibiców przez cały wiosenny sezon.
    Może by tak raz zagrali chłopaki z jajami.
    Czy wszystkie oddali do koszyka z pisankami i dlaczego od tak dawna ?

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kto powinien zostać nowym marszałkiem Dolnego Śląska?






Oddanych głosów: 1239