Kultura

Marek Krajewski wraca do wysokiej formy

2011-06-25, Autor: Łukasz Maślanka
Lwowski cykl kryminałów Marka Krajewskiego z komisarzem Edwardem Popielskim w roli głównej robi się coraz ciekawszy. Po słabych “Eryniach”, wrocławski pisarz będący literacką gwiazdą ostatnich lat powoli odzyskuje formę, czego efektem są niezłe “Liczby Charona”. Nie jest to jeszcze być może Krajewski w swoim najlepszym wydaniu, ale jego pisarstwo ewoluuje i staje się coraz dojrzalsze.

Reklama

“Liczby Charona” to już trzecia książka Marka Krajewskiego, której bohaterem jest lwowski komisarz Edward Popielski, a zarazem druga, w której gra on pierwszoplanową rolę. Bo w “Głowie Minotaura” autor skrzyżował jego losy z przygodami swojego wcześniejszego bohatera (który stał się literacką gwiazdą), tropiącego kryminalistów w przedwojennym Breslau Eberharda Mocka. Później akcja kryminałów Krajewskiego na stałe trafiła do Lwowa i okolic, a sam autor zarzeka się, że do postaci Mocka już nie wróci.

Poprzednia książka Krajewskiego, zatytułowana “Erynie”, solidnie rozczarowała. Autor, mając dobrą okazję do tego, by wraz z radykalną zmianą scenerii i obsady swoich kryminałów mocno odświeżyć też swój pomysł na fabułę, ogrywał znane już wcześniej schematy. Efekt? Wyszło dość wtórnie, choć Krajewskiemu nigdy nie wolno odmówić językowej elegancji i talentu do odtwarzania topografii miast, w których toczy się fabuła jego książek. Przedwojenne Breslau przenicował, jak tylko się dało, również tajemnice dawnego Lwowa nie były dla niego twierdzą nie do zdobycia. Ale sęk w tym, że u Krajewskiego to wszystko już grali. W “Liczbach Charona” takich oczywistości już nie ma. Krajewski znów, rzecz jasna, daje popis językowego “ucha”, świetnie odtwarzając lwowski slang i potoczności. Jego Lwów ma swój specyficzny klimat, gęsty, wręcz namacalny. To żywe miasto, w zaułkach którego lepiej uważać, z kimś się rozmawia...

Samą fabułę Marek Krajewski poprowadził zaś nieco inaczej, niż zazwyczaj. Jest tajemnicza zbrodnia - ginie brutalnie zamordowana starsza kobieta, później na listę ofiar trafia też młoda lwowska prostytutka. Zabójca zostawia policji znaki w postaci tajemniczych, napisanych po starohebrajsku znaków, które po odkodowaniu okazują się być wskazówkami ocierającym się o zaawansowaną matematykę. Za tropienie sprawcy zabiera się Edward Popielski, tyle, że jako prywatny detektyw zwolniony z policji za obrazę szefa. Były komisarz gra o powrót do pracy, ale też o miłość i prywatną zemstę. W tej zapętlonej nieco fabule “Liczb Charona” nie ma wielu oczywistości, Krajewski prowadzi czytelnika to prostą drogą, to wąskimi zaułkami, by po chwili - jak po ostrym wirażu - wrócić na szlak łagodniejszej narracji. To wszystko czyni najnowszą powieść Krajewskiego dawką solidnej kryminalnej lektury. O tyle ciekawszej, że fabularnie pomysłowo połączonej przez autora z wątkiem przedwojennej tradycji lwowskiej szkoły matematycznej.

Po lekturze "Liczb Charona" można odnieść wrażenie, że Marek Krajewski jest na etapie intensywnego twórczego dojrzewania. Widać to po choćby sposobie prowadzenia fabuły, gdzie oszczędza sobie i czytelnikowi efekciarstwa, dostarczając za to solidnej językowo literatury. Można to też odczuć po sposobie, w jaki Krajewski nakreślił tym razem komisarza Popielskiego. W "Liczbach Charona" to mężczyzna jeszcze mocniej doświadczony przez życie, niż we wcześniejszych tomach, przeżywający coś w rodzaju męskiego fin de siecle, szukający miłości, trochę wątpiący w przyszłość.

Co drażni w "Liczbach Charona", to nieznośny momentami seksizm. W jakiejś mierze można to zrozumieć, bo przecież taki był pomysł autora, by swoje kryminały osadzić w mocnej, maczystowskiej wręcz scenerii gliniarzy działających często na granicy prawa. W takich ramkach dla wyrazistych kobiet wiele miejsca nie zostaje. Ale u Krajewskiego kobiece postaci często są redukowane do roli obiektów seksualnych, istot słabych, które można (i trzeba?) dowolnie wykorzystywać, ale też po rycersku bronić. Za dużo tego i za często.

Dziennikarz tygodnika "Polityka" napisał niedawno w recenzji najnowszej powieści Marka Krajewskiego, że o los lwowskiego cyklu jest spokojny. I coś w tym jest. "Liczbom Charona" brakuje nieco do poziomu, do którego Krajewski przyzwyczaił w swoich książkach z Eberhardem Mockiem w roli głównej. Ale po niezłych "Liczbach Charona" widać, że wrocławski autor ma coraz lepszy pomysł na to, jak kreować losy Popielskiego w scenerii Lwowa. Następca Eberharda Mocka staje się postacią coraz ciekawszą i nabierającą barw, już teraz solidnie się różniącą od swojego poprzednika. A sam Krajewski, po pewnym spadku formy, odzyskuje wigor, a umiejętności doskonałego kreowania przestrzeni swoich powieści nigdy nie stracił, ba - staje się w tym coraz lepszy.

Po tak dużym sukcesie, jaki osiągnął Krajewski dzięki Mockowi i serii powieści akcją osadzonych w Breslau, trudno wymyślić coś nowego. Ale "Liczby Charona" pozwalają wierzyć, że autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. I dają nadzieję, że Edward Popielski stanie się równie popularną postacią z kryminałów, jaką stał się Mock - rubaszny, hedonistyczny, balansujący na granicy między prawem i kryminałem gliniarz z mrocznego przedwojennego Wrocławia.

Marek Krajewski, “Liczby Charona”, wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

Tekst ukazał się też na blogu autora: www.ksiazkowisko.blogspot.com
Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kogo poprzesz w wyborach prezydenta Wrocławia?







Oddanych głosów: 8808