Kultura

Najlepsze piosenki z filmów Tarantino we Wrocławiu [WYWIAD]

2020-03-09, Autor: Michał Hernes

– Piosenki w oryginałach wykonywane są przez różnych wokalistów, a tutaj słuchacz słyszy je wszystkie ubrane w głos jednej osoby. To dla mnie odpowiedzialne zadanie, żeby sprawić, by nie brzmiały podobnie i nie nużyły słuchacza – mówi Natalia Juszczyszyn, piosenkarka związana z grupą wrocławskich muzyków, którzy grają na koncertach najlepsze muzyczne utwory z filmów Quentina Tarantino. Najbliższy taki koncert odbędzie się w poniedziałek, 9 marca o godz. 20, w Vertigo.

Reklama

Michał Hernes: Gdy słyszy pani imię i nazwisko Quentina Tarantino, co pierwsze przychodzi pani do głowy?
Natalia Juszczyszyn: teraz po tym słowie usłyszałam chórek, który pojawia się na początku piosenki „Down in Mexico” z „Death Proof” i wyobraziłam sobie świst katany Hattori Hanzo z „Kill Billa”. Taka fuzja.

Mam też porządny dreszczyk emocji za każdym razem, kiedy słyszę to nazwisko, bo zawsze zapowiada ono coś ekscytującego, to trochę jak odruch warunkowy Pawłowa. Quentin Tarantino jest świetnym reżyserem, ale też scenarzystą, więc myśląc o jego filmach, myślę także o tych, do których napisał scenariusz, nawet jeśli to była tylko jedna scena („Sin City”).

CZYTAJ TEŻ: WIDZIELIŚMY NOWY FILM QUENTINA TARANTINO [RECENZJA]

Które utwory z jego filmów najczęściej sobie pani nuci?
Ścieżki dźwiękowe są tak bogate i różnorodne, że zawsze bez namysłu znajdę coś adekwatnego do aktualnego nastroju. Znam ich na pamięć bardzo wiele i towarzyszą mi w życiu regularnie, śpiewam je bardzo często. Niektórymi z nich zdarza mi się komentować rzeczywistość.

Miewam sytuacje, w których zamiast mówić cokolwiek, zaśpiewałam pod nosem przykładowo: „bang, bang, he shot me down…”, bo nic nie pasowało lepiej. Gdybym umiała lepiej gwizdać, jestem pewna, że w kółko wygwizdywałabym „Twisted Nerve” z pierwszego „Kill Billa”, ale z racji, że uwielbiam swoich kolegów z zespołu, to nie mam serca katować ich moim nieudolnym gwizdaniem.
 
Czy wizualizuje sobie pani utwory z filmów Tarantino?
W tym właśnie tkwi ich siła, że po obejrzeniu filmów te obrazy już na stałe łączą się nam w głowie z muzyką i piosenkami z poszczególnych scen. Jak słyszę pierwsze dźwięki „After Dark” Tito y Tarantula, to nie dość, że momentalnie mam przed oczami Salmę Hayek z wężem na ramionach i jej bujające się biodra, to sama nie potrafię się nie bujać. Z moim tańczeniem podobnie jak z gwizdaniem, ale tutaj już nie potrafię się powstrzymać.
 
Skąd wziął się pomysł na projekt Tarantino Soundtracks?
Razem z gitarzystą i wokalistą Szymonem Paduszyńskim, z którym grałam w poprzednim projekcie, wpadliśmy na ten pomysł wracając z imprezy taksówką. Musiał mi później o tym przypomnieć.

Kochaliśmy te filmy, więc i tak graliśmy te piosenki. Wtedy postanowiliśmy scalić to w jeden projekt dedykowany tylko i wyłącznie tym ścieżkom. To było chyba w 2016 roku. Skrzyknęliśmy grupę naszych przyjaciół muzyków, którzy również dzielą te pasje (basista Andrzej Stagraczyński, czego mu cholernie zazdroszczę, widział koncert Tito y Tarantula na żywo!).

Przy klawiszach zasiadł Tomek Jędrzejewski, a za bębnami Tomek Garbera. Szymon zapoznał nas z Łukaszem Wieczorkiem, z którym na co dzień razem grają i śpiewają w Jamalu, a on, poza byciem fenomenalnym muzykiem, jest też wkręconym kinomanem i dopełnił naszą ekipę tak, że byliśmy już kompletni i gotowi do działania.
 
Skąd wzięła się u Pani fascynacja filmami Quentina Tarantino?
Rozpoczęła się, kiedy po raz pierwszy obejrzałam „Pulp Fiction”. To było dość wcześnie, za wcześnie, Miałam może 11 lat. Spodobał mi się tak bardzo, że oglądałam go regularnie, aż nauczyłam się dialogów na pamięć. Dalej było już z górki. Przyznam się, że zbyt wcześnie obejrzałam też film „Wściekłe psy”, który spodobał mi się równie mocno. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że to ten sam reżyser, po prostu nie sprawdziłam.

Czy ma pani ulubiony soundtrack z jego filmów?
„Django” jest bardzo obfity w perełki. Moją ulubioną ciekawostką, odkryciem, jest fakt, ze jak rozbije się „Pulp Fiction” na części, to okazuje się, że nie ma możliwości ułożyć zdarzeń chronologicznie. Ta historia nie miała prawa się wydarzyć. Poza tym Vic Vega, czyli Mr. Blonde grany przez Michaela Madsena  we „Wściekłych psach”, to brat Vincenta Vegi z „Pulp Fiction”. Podobno ten gorszy. Czytałam też, że Quentin wyreżyserował swoją scenę w „Sin City” za stawkę wynoszącą dolara.

Jak wielkim wyzwaniem jest zagranie koncertu Tarantino Soundtracks?
Jest to gigantyczne wyzwanie, bo operujemy środkami dźwiękowymi głównie. Piosenki w oryginałach wykonywane są przez różnych wokalistów, a tutaj słuchacz słyszy je wszystkie ubrane w głos jednej osoby. Dla mnie jest to odpowiedzialne zadanie, żeby sprawić, by nie brzmiały podobnie i nie nużyły słuchacza. Nie zawsze publiczność zna wszystkie filmy i wszystkie piosenki, więc staramy się, żeby te wykonania były także zachętą do obejrzenia całego filmu, taką namiastką klimatu jaki w nim panuje.

Nie każdy w poczet filmów Tarantino zalicza filmy, którym pisał scenariusze i czasem publiczność reaguje zdziwieniem, kiedy słyszą piosenkę z „Sin City” lub „Od Zmierzchu do Świtu”. Mam też problem z tym, że najchętniej pomiędzy piosenkami urządziłabym tam filmowy klub dyskusyjny, bo tak bardzo lubię o tych filmach mówić, ale forma koncertu nie pozwala na długie dyskusje.

Na najbliższym koncercie będzie można usłyszeć utwory z jego najnowszego filmu – Pewnego razu… w Hollywood”.
Soundtrack mogliśmy poznać jeszcze przed premierą, więc ciekawość została lekko zaspokojona już wcześniej. Rzecz dzieje się w latach 70’tych, więc klimat muzyczny można już sobie wyobrazić. Z racji, że będzie to nowa część koncertu, zostawię ją w domyśle, dla tych, którzy już byli i planują przyjść ponownie, albo dla tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli.
 
Ma pani ulubioną scenę z filmu Quentina Tarantino?
-Oh man…I shot Marvin in the face…
-Why the f*ck would you do that?!
-I didn’t mean to do it, it was an accident…

- K..wa, strzeliłem mu w ryj!
- Po jaką cholerę?!
- Nie chciałem. To wypadek.

Kogo chciałaby pani zagrać u tego reżysera?
Sierżant Hugo Stiglitz jest moim idolem!! To byłaby perfekcyjna rola dla mnie. Gdyby zapytał pan chłopaków z zespołu myślę, że obsadziliby się tam gdzie sam Quentin, czyli jako Richard Gecko w „Od Zmierzchu do Świtu” (kultowa scena z winem i Salmą to dobry argument).

Oceń publikację: + 1 + 3 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kto powinien zostać nowym marszałkiem Dolnego Śląska?






Oddanych głosów: 1526