Nie przegap

Nowy rektor Uniwersytetu: nie znam pana ministra Czarnka

2022-06-23, Autor: Arkadiusz Franas

- Jestem zdecydowanym zwolennikiem neutralności światopoglądowej, politycznej i religijnej uniwersytetu. A jednocześnie stanowczo opowiadam się za możliwością prezentowania różnorodnych opinii. Jestem też zwolennikiem zapraszania polityków na uczelnię, ale różnych opcji, którzy będą mieli możliwość wygłoszenia referatu, a potem wzięcia udziału w dyskusji. To też jest element kształcenia - mówi w rozmowie z portalem TuWroclaw.com prof. Robert Olkiewicz, nowy rektor Uniwersytetu Wrocławskiego.

Reklama

Z profesorem Robertem Olkiewiczem, nowym rektorem Uniwersytetu Wrocławskego, rozmawia Arkadiusz Franas.

Panie profesorze, rozglądam się po gabinecie, ale nigdzie nie widzę portretu ministra Przemysława Czarnka ani żadnego popiersia…

Rozumiem, że to takie prowokacyjne nawiązanie do tych różnych insynuacji, jakie padały przed wyborami rektora ze strony niektórych mediów i środowisk, że jestem człowiekiem ministra. Otóż oświadczam, że nie znam pana ministra, nigdy nie rozmawialiśmy ani nawet nie wymienialiśmy żadnych maili. Kompletnie nie rozumiem, skąd w niektórych głowach powstawały takie opinie.

Pewnie stąd, że wygaśnięcie mandatu poprzedniego rektora zatwierdził minister Czarnek.

Wygaszenie mandatu poprzedniego rektora nie ma ze mną nic wspólnego – może jedynie to, że wystartowałem w przedterminowych wyborach, które były jego konsekwencją. Sprawa pobierania przez rektora Wiszewskiego dodatkowego wynagrodzenia bez zgody rady uczelni trafiła do Ministerstwa Edukacji i Nauki w związku z pismem organizacji związkowych, działających na Uniwersytecie Wrocławskim, które poprosiły ministra o wyjaśnienie sytuacji. Na początku roku 2021 r Rada Uniwersytetu Wrocławskiego wydała zgodę na pobieranie dodatkowego wynagrodzenia - to dobrze, ale wydała też taką zgodę wstecz. Czyli de facto wydała ją w imieniu starej rady, która tego nie uczyniła, a to już budziło słuszne wątpliwości. Nie ukrywam, że - moim zdaniem - wygaszając ten mandat minister postąpił prawidłowo. O fakcie tym dowiedziałem się z prasy i przyznam, że w tamtym momencie nie byłem nawet zainteresowany kandydowaniem. Dopiero głosowanie indykacyjne, czyli wstępne wskazywanie potencjalnych kandydatów na rektora przez grono elektorów wybranych przez całą społeczność akademicką, a także rozmowy z pracownikami różnych wydziałów skłoniły mnie do wyrażenia zgody na udział w wyborach.  

A ministerstwo czy sam szef resortu w jakiś sposób ingerowali w te wybory?

Z tego, co wiem - w żaden sposób. To był proces demokratyczny. Startował przecież także profesor Wiszewski, była również kandydatka z ekipy poprzedniego rektora oraz kilku nowych kandydatów. Myślę, że żadne za nas nie pozwoliłoby na nawet najmniejszy element ingerencji politycznej w wybory.

Który z Pana pomysłów zapewnił wygraną w wyborach?

Myślę, że przede wszystkim spokojne podejście do problemów, którymi zamierzam się zająć. Na przykład kwestia naszego działu komunikacji, który stał się ogniskiem zapalnym podczas wyborów. Zapowiedziałem, że najpierw na spokojnie się przyjrzę polityce informacyjnej, jaka tam jest prowadzona, a potem podejmę decyzję, co z nim dalej i jakie wprowadzić zmiany. Myślę, że duże znaczenie miała zapowiedź, że będę chciał wyciszyć wszystkie problemy, które ostatnio pojawiły się na uczelni. Tak, żeby uniwersytet stał się przyjaznym miejscem, gdzie chce się pracować i studiować.

Aby wyciszyć, ale i najlepiej zarządzać szkołą wyższą, to rektor powinien być politykiem, menedżerem czy naukowcem?

A także – dodałbym na pewno - dydaktykiem.

Wystarczy na to czasu?

Musi wystarczyć. Rektor powinien być człowiekiem, który rozumie proces badawczy, ponieważ nadzoruje badania naukowe. Rektor musi być dydaktykiem, ponieważ przekazywanie wiedzy to nadal podstawowa misja uczelni. Rektor musi być politykiem, bowiem musi zadbać o dobre relacje z ministerstwem, wojewodą i marszałkiem czy prezydentem miasta. No i rektor musi być menedżerem, ponieważ mając ponad 3400 pracowników musi sprawnie zarządzać tą organizacją. Jesteśmy przecież trzecim pracodawcą na Dolnym Śląsku, po KGHM i Politechnice. Dlatego też zawsze uważałem, że rektor powinien zdobyć najpierw umiejętności zarządzania na niższych szczeblach organizacyjnych, jak wydział czy instytut. Tam trzeba zaczynać poznawać uczelnię.

Wobec powyższego proszę mi powiedzieć, bo czasami pojawiają się takie pytania, kto lepiej sprawdza się jako rektor: humanista czy przedstawiciel nauk ścisłych?

Znowu prowokacyjne pytanie. Jakbym nie odpowiedział, jakiejś grupie podpadnę. Ale w praktyce nie ma zasadniczego znaczenia, czy rektor wywodzi się z nauk ścisłych, czy humanistycznych. Chodzi bardziej o cechy osobowościowe i o zdobyte doświadczenie organizacyjne. Naprawdę nie jest istotne, z jakiego wydziału się wywodzi.

W różnych dyskusjach przeważa opinia, że jednak przedstawiciele nauk ścisłych.

Może dlatego, że potrafią lepiej liczyć? A mówiąc zupełnie poważnie - faktycznie teraz chyba najpilniejszym problemem jest policzenie pieniędzy tak, by móc podnieść wynagrodzenia pracownikom naszej uczelni. Wszystkie moje siły od teraz skieruję na to, by zwiększyć przychody uniwersytetu, co zaowocuje podwyżkami.

A jak można zwiększyć przychody wyższej uczelni?

Na przykład zwiększając limity przyjęć na studia niestacjonarne, które są płatne. Poza tym zamierzam usiąść z dziekanami i przyjrzeć się opłatom za działające już studia, może trzeba będzie zwiększyć w niektórych wypadkach wysokość czesnego. Kolejna rzecz to zwiększenie przychodów z usług badawczych świadczonych dla podmiotów zewnętrznych.

Czy zwiększanie limitów na studiach niestacjonarnych nie wiąże się z obniżeniem poziomu kształcenia?

Na to pytanie będą musieli odpowiedzieć dziekani wydziałów. To oni przede wszystkim wiedzą, jakie mają u siebie możliwości. Natomiast zadaniem rektora będzie przyglądanie się, czy na wydziałach liczba przyjętych na zajęcia płatne nie jest zbyt duża. Ale gdy widzę, że na przykład na anglistykę przyjmujemy tylko sto osób, to mam wrażenie, że bez szkody dla jakości kształcenia moglibyśmy przyjąć ich więcej.

To zatrzymajmy się przy kierunkach. Które Pana zdaniem są teraz najbardziej perspektywiczne? Patrząc nie tylko pod kątem tych niestacjonarnych, które mogą przynieść większe zyski.

W przypadku studiów niestacjonarnych, to rynek reguluje potrzeby. Natomiast sam jestem wielkim zwolennikiem wprowadzenia nowych kierunków studiów stacjonarnych. Takich na przykład jak biomedycyna, na których będą takie zajęcia jak neurobiologia czy biologia molekularna. Takie studia moglibyśmy uruchomić wspólnie z Uniwersytetem Medycznym. To udało się w Lublinie, więc u nas na pewno też się uda. Jestem też za tym, by uruchamiać kierunki, które są społecznie potrzebne, na przykład logopedia. Aż się dziwę, że jeszcze tego nie mamy.

To z drugiej strony, czy są kierunki studiów, które powinny być zlikwidowane?

Likwidacja brzmi groźnie, lepiej zawieszenie rekrutacji. Oczywiście są takie kierunki, ale nie zapominajmy jednak o misji uniwersytetu, którą jest dostarczenie wiedzy we wszystkich obszarach, nawet w tych, które są mniej popularne. Weźmy na przykład fizykę, na którą od zawsze było mało chętnych. Są pewne zaniedbania w kształceniu tego przedmiotu w szkołach podstawowych czy średnich, ale nie wyobrażam sobie uniwersytetu, który by nie nauczał fizyki.

Dodajmy, że mówi to absolwent tego kierunku… Od zawsze jest podobnie z astronomią, której elitarny charakter jest już trochę legendarny.

Elitarny to bardzo dobre określenie. No właśnie, czy wyobraża sobie pan poważny uniwersytet bez astronomii? Musimy zaakceptować, że na niektórych kierunkach grupy będą nieliczne, bliskie minimalnej wymaganej liczby studentów, czyli według przepisów - trzyosobowe.

Wspomniał Pan o współpracy z Uniwersytetem Medycznym. Wydaje się to naturalnym kierunkiem rozwoju, choć z drugiej strony jest też rywalizacja. A może wrócić do pierwotnej idei, gdy po wojnie praktycznie istniała jedna uczelnia? Jeden wielki Uniwersytet Wrocławski.

To jest sprawa oczywista. Jestem wielkim zwolennikiem łączenia się uczelni. Format i typ łączenia to jest sprawa do dyskusji. Ale nie wiem, czy pan wie, że mamy w ministerstwie złożony wniosek konsolidacyjny z Uniwersytetem Medycznym. Jest realna szansa na połączenie typu federacyjnego. Jestem również gorącym zwolennikiem współpracy z Politechniką Wrocławską.

Tu chyba będzie najtrudniej?

Znam rektora Arkadiusz Wójsa, to jest też fizyk... Na pewno dojdziemy do porozumienia.

To już wiemy, gdzie może być łatwo. Ale co zrobić z tak zwanym procesem ideologizacji uczelni. Procesem, który ze szkoły wyższej czyni placówkę dominacji pewnych idei światopoglądowych i politycznych?

Jestem zdecydowanym zwolennikiem neutralności światopoglądowej, politycznej i religijnej uniwersytetu. A jednocześnie stanowczo opowiadam się za możliwością prezentowania różnorodnych opinii. Jestem osobą wierzącą, ale jako prorektor czy dziekan wydziału traktowałem jednakowo osoby o wszystkich poglądach. To w mojej działalności uczelnianej nie ma i nie miało żadnego znaczenia. Zresztą proszę spojrzeć na skład ekipy prorektorskiej, są tam osoby o bardzo różnych przekonaniach.

Czyli politycy powinni mieć zakaz wstępu na uczelnię?

Nie, nie do końca. Jestem zwolennikiem zapraszania polityków, ale różnych opcji, którzy będą mieli możliwość wygłoszenia referatu, a potem wzięcia udziału w dyskusji. To też jest element kształcenia.

Tylko czy uda się łatwo usankcjonować, co jest wykładem, referatem, a co meetingiem politycznym?

Pewnie nie, ale naukowcy powinni wiedzieć, kiedy mamy do czynienia z przedstawieniem pewnych tez i z dyskusją o nich, a kiedy z wiecem politycznym. To powinno być spotkanie polityka ze studentami, którzy dzięki dyskusji z nim poszerzają swoją wiedzę o świecie, a nie debata z udziałem samych polityków.

To jeszcze chyba jedna kwestia powiązana z tymi zagadnieniami. Trudna historia uczelni. Słyszał Pan o projekcie uhonorowania znanych profesorów uniwersytetu poprzez postawienia im ławeczek przed gmachem głównym. Podobno nie udało się go zrealizować, ponieważ niektórzy nie przeszli lustracji…

Jestem za upamiętnieniem wszystkich wybitnych profesorów, którzy pracowali na naszej uczelni. Czy na pewno powinny być to ławeczki, tego już nie jestem taki pewny. Myślę, że nad formułą warto podyskutować. I o tym powinien zdecydować Senat Uniwersytetu Wrocławskiego.

Czyli nie chce Pan lustrować?

Wybitne postacie? Przecież od lat wiemy, że nasz uniwersytet ma przeszłość austriacką, pruską, niemiecką i potem PRL. Tego nie da się nijak wymazać, zresztą zwyczajnie nie można. Do tego dochodzi jeszcze kwestia profesorów lwowskich i innych, którzy tu przybyli po II wojnie światowej, ale w ten sposób związali nas trochę z tradycją swoich miast i szkół wyższych. To wszystko spotykamy na naszym uniwersytecie. I wszystkie wybitne postacie związane z którąkolwiek z tych tradycji powinny być u nas uhonorowane. Mamy trudną historię, podobnie jak trudną historią ma Wrocław czy Dolny Śląsk. Ona nas wzbogaca i tylko na to powinniśmy patrzeć. I proszę pamiętać, że m.in. dzięki Uniwersytetowi Wrocław od wielu lat cały czas jest metropolią.

 

Oceń publikację: + 1 + 24 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kogo poprzesz w wyborach prezydenta Wrocławia?







Oddanych głosów: 8729