Wiadomości

Okradali pasażerów na wrocławskim dworcu PKS. Metoda rodem z filmu „Sztos”

2018-06-18, Autor: Bartosz Senderek

Przed wrocławskim sądem rozpoczął się proces czterech mężczyzn oskarżonych o oszukiwanie podróżnych na wrocławskim dworcu PKS. Działalność grupy przypominała sceny z filmu „Sztos”. Mężczyźni pozorowali sytuację, w której ofiara wraz z jednym podejrzanym znajdowali rulon pieniędzy, a później inny członek grupy żądał od nich pokazania zawartości portfela i korzystając z chwili nieuwagi, podmieniał pliki banknotów. – Wiem, że robiłem źle, ale zmusiła mnie do tego sytuacja materialna – przekonywał jeden z mężczyzn siedzących na ławie oskarżonych.

Reklama

Wszystko działo się wiosną i latem ubiegłego roku, głównie na terenie tymczasowego dworca PKS we Wrocławiu. Oskarżeni działali w parach – jeden z nich upatrywał sobie podróżnego, z którym nawiązywał kontakt. Po krótkiej rozmowie wskazywał na leżący rulon banknotów i proponował nowo zapoznanej osobie odejście „na bok” i podzielenie się zgubą.

Gdy podróżny z oskarżonym udawali się w ustronne miejsce, podchodził do nich umówiony wcześniej mężczyzna, który twierdził, że poszukuje zgubionych pieniędzy. Tłumaczył, że pozna swoją zgubę, bo zwitek banknotów był charakterystyczny (np. banknoty miały plamy po wylanej kawie). Wtedy podstawiony znalazca proponował, że wspólnie z drugą osobą, pokażą zawartość, portfeli, by mężczyzna mógł sprawdzić, czy nie ma w nich pieniędzy, o których mówi. To właśnie wtedy mężczyzna, który podchodził do dwójki „znalazców”, oceniał ile banknotów i w jakiej walucie ma w portfelu ofiara. Odchodził, przygotowywał plik rubli białoruskich, a na wierzchu umieszczał banknot w walucie i o nominale takim samym, jak widział w portfelu ofiary.

Po chwili znów wracał do osób, które miały podzielić się znalezionymi pieniędzmi i mówił, że ma wątpliwości. Pytał, czy może jeszcze raz przyjrzeć się banknotom, które ci mają w portfelu i je przeliczyć. Ofiary zazwyczaj podawały mu do ręki swoje pieniądze, a ten korzystając z chwili nieuwagi, podmieniał pliki, oddając ten złożony głównie z białoruskiej waluty mający dużo mniejszą wartość. Później niby przypadkiem ujawniał, że pierwszy z oszustów ma przy sobie rulon pieniędzy, którego szuka. Robił im awanturę i odchodził. Po chwili podróżny udawał się do swojego autobusu, a drugi z oskarżonych opuszczał dworzec, by podzielić się łupem. – Zawsze dzieliliśmy się pół na pół, nigdy nie było z tego powodu żadnych kłótni – zeznawał w poniedziałek Grzegorz H., który podczas przestępstw popełnianych w „parze” odpowiedzialny był za podmianę banknotów.

52-letni mieszkaniec Gorzowa Wielkopolskiego, na pomysł okradania podróżnych wpadł wspólnie z 48-letnim Pawłem B. z Krakowa. Obaj mężczyźni mieli się poznać i zaprzyjaźnić podczas spędzania urlopu w tej samej miejscowości. Od tamtego czasu utrzymywali kontakt, B. zaprosił nawet swojego nowego znajomego na urodziny.

Wrocław wybrali dlatego, że był w połowie drogi między miastami, w których mieszkali, a tutejszy dworzec autobusowy jest hubem przesiadkowym dla osób wracających z zagranicy. Sądząc po tym, że oskarżeni z portfeli swoich ofiar wyciągali głównie zagraniczne waluty, to właśnie osoby pracujące za granicą były ich celem.

W sprawie poszkodowanych jest kilka osób. Grupa wpadła w sierpniu ubiegłego roku, gdy próbowała oszukać obywatela Ukrainy. Wtedy policjanci zatrzymali Grzegorza H., Adama M., Pawła S.Pawła B.

Odczytanie aktu oskarżenia, w którym wymienione zostały poszkodowane osoby, zajęło prokuratorowi 20 minut. Mężczyźni odpowiadają za działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, która swoim działaniem doprowadzała do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, a także użycia przemocy wobec kierowcy i pasażera, jednego z autobusów, którzy mieli stanąć w obronie jednej z okradzionych ofiar, gdy ta się zorientowała, że coś jest nie tak.

W poniedziałek sąd przesłuchał dwóch pierwszych oskarżonych. – Rozumiem, że źle zrobiłem i chciałbym naprawić szkodę – mówił w poniedziałek przed sądem Grzegorz H., który tłumaczył, że na udział w przestępczym procederze zdecydował się ze względu na kłopoty finansowe po bankructwie jego firmy. – Przez kilkanaście lat prowadziłem swoją firmę, później przestało mi iść, trochę przeinwestowałem, popadłem w długi, musiałem zwolnić pracowników i został mi do spłacenia dług w ZUSie – tłumaczył, dodając, że w trakcie swojej przestępczej działalności nigdy nie oszukał kobiety oraz twierdził, że ich grupa nie była jedyną, która trudniła się tego typu oszustwami.

Adam M. z kolei przekonywał, że nie uczestniczył w grupie przestępczej, a w całym procederze był tylko kierowcą. Jego szwagier Paweł B. za kurs z Krakowa do Wrocławia miał mu płacić 200 zł i pokrywać koszty paliwa. – Powiedział mi, że robi jakieś oszustwo. Ja nie chciałem tego słuchać, powiedziałem, że to jest jego spawa – zeznawał przed sądem. – Mówił mi kiedyś o tym, ale nie chciałem tego słuchać. Dowiedziałem się tylko, że to jest coś takiego, jak „Sztos” – dodał.

Pozostali dwaj oskarżeni mają zostać przesłuchani przez sąd w przyszłym tygodniu.

Za udział w zorganizowanej grupie przestępczej oskarżonym grozi kara do 5 lat pozbawiania wolności, za oszustwo nawet do 8 lat.

Oceń publikację: + 1 + 17 - 1 - 5

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.