Sport

Ostatni rozdział maratonu. Poziom trudności? Ekspert. Śląsk poszuka punktów w starciu z Rakowem

2021-04-23, Autor: Bartosz Królikowski

Intensywny tydzień PKO Ekstraklasy dobiega końca. Piłkarski Śląsk rozegra trzecie spotkanie w przeciągu tygodnia. Na papierze zdecydowanie najtrudniejsze, bowiem na wyjeździe z rozpędzonym Rakowem Częstochowa. Grać jednak zdecydowanie jest o co, bowiem trwa zaciekła walka o czwarte miejsce na koniec sezonu, a tyle samo punktów co okupujący obecnie tą pozycję Piast (38) mają… trzy inne zespoły.

Reklama

Śląsk Wrocław nie jest zespołem, który specjalnie kojarzony jest z efektowną, ofensywną grą. Jacek Magiera powoli chce to zmienić, ale jeszcze trochę czasu musi minąć zanim na dobre będzie można zaklasyfikować WKS do grona „ofensywnie grających”. Zwłaszcza po dwóch latach gry wyrachowanej i nastawionej na defensywę z Vitezslavem Lavicką. Mimo to zarówno w poprzednim, jak i w tym sezonie, Śląsk zaliczył przynajmniej jeden mecz, który jest kandydatem do meczu sezonu. Z kampanii 2019/20 chyba każdy zapamiętał derby Dolnego Śląska i 4:4 z Zagłębiem Lubin. Niewykluczone że najlepsze derby w historii. W tym sezonie mieliśmy już mecz z Lechem Poznań (3:3), ale to co się we wtorek 20 kwietnia wydarzyło na Stadionie Wrocław przebiło nawet tamten mecz.

Ale serio, po meczu Śląska Wrocław z Podbeskidziem Bielsko-Biała można się było wszystkiego spodziewać. Że WKS ich rozwali 4 czy 5 do zera. Że będziemy mieli kompletny paździerz, który albo skończy się 0:0, albo zwycięstwem jednej ze stron po jakimś przypadkowym golu strzelonym najlepiej dupą. Że w najlepszym dla widowiska wypadku zobaczymy w ciekawy wyrównany mecz, w którym padną tak ze trzy-cztery gole. Lecz takiej wojny to się chyba nikt nie spodziewał.

Niesamowite spotkanie. Zmiany prowadzenia, zwroty akcji, gole z gry oraz po stałych fragmentach, z początku gol samobójczy („swojak” Kamila Bilińskiego przypadł jednak Patrykowi Janasikowi), no i oczywiście trafienie w doliczonym czasie gry na wagę trzech punktów. Gdyby w ostatniej akcji meczu Podbeskidzie strzeliło po rożnym na 4:4, a najlepiej gdyby to zrobił bramkarz Michal Pesković, który zawędrował w pole karne, byłoby to idealne podsumowanie tego meczu. Czyste szaleństwo kompletnie znikąd. Bo chociażby Podbeskidzie w tym sezonie koszmarnie wygląda na wyjazdach (3 pkt w 12 meczach, teraz 13), a trzech goli w jednym meczu w tym sezonie przedtem nie strzeliło nikomu. Śląsk czterech też nie.

Oczywiście taka ilość goli najlepiej świadczy o tym jak oba zespoły wyglądały w defensywie. Czy może raczej jak nie wyglądały, bo coś takiego jak obrona w tamtym meczu było tylko w teorii. Zamiana Łukasza Bejgera na Israela Puerto przez Jacka Magierę okazała się kompletnym pudłem, bowiem wracający po kontuzji Hiszpan wyglądał dramatycznie. A jego koledzy z defensywy niewiele lepiej. Konrad Poprawa poratował się jeszcze strzelonym golem. Ale tak to nawet Michał Szromnik wyglądał przeciętnie. Pierwszy gol dla Podbeskidzia to jego spory udział, gdyż był spóźniony i nie zdjął Rafałowi Janickiemu piłki z głowy. Drugi gol to Kamil Biliński bez krycia w polu karnym, a trzeci to Peter Wilson wjeżdżający w szesnastkę jak do siebie i wykładający piłkę kiepsko pilnowanemu Marko Roginiciowi. Tak to wyglądać nie może.

Ale rzecz jasna były i plusy. Po pierwsze skuteczność, bowiem Śląsk co miał to w większości wykorzystał. A nawet to czego nie miał i pomogło szczęście (gol Janasika). Po drugie weterani. Krzysztof Mączyński zagrał tak, jak wszyscy we Wrocławiu by sobie tego w każdym meczu życzyli. Nadawał tempo akcjom, dowodził środkiem pola, no i oczywiście dał konkrety. Piękne trafienie z wolnego oraz asysta przy golu Poprawy. Robert Pich natomiast przez 94 minuty miał pecha. Najpierw mały spalony zabrał mu gola, potem VAR karnego, jeszcze później VAR drugiego karnego. Ale gdy w 95. Minucie trzeba było podjąć kluczową decyzję, strzelać czy podawać, nie zawahał się uderzyć. I to tak że zdobył decydującego gola.

WKS pokazał charakter nie łamiąc się gdy przegrywali i został nagrodzony, ale poprawa gry w tyłach jest absolutnie konieczna, jeśli wrocławianie chcą myśleć o punktach w następnym meczu. Raków Częstochowa to bowiem w tym sezonie bowiem 3 półki wyżej od Podbeskidzia, z całym szacunkiem. Czarny koń rozgrywek. Trzecie miejsce w lidze, finalista Pucharu Polski, druga najlepsza ofensywa w Ekstraklasie. Tak naprawdę jakikolwiek kryzys w tym sezonie mieli na początku rundy wiosennej, którą zaczęli od trzech porażek. A to i tak były porażki z Legią Warszawa, Pogonią Szczecin oraz Lechią Gdańsk, czyli nie byle kim. Ostatnie trzy mecze to ich zwycięstwa. Zatrzymali choćby rozpędzoną Wartę Poznań (2:0) i to na jej terenie. Warto też zauważyć, że dla Rakowa starcie ze Śląskiem będzie pierwszym prawdziwie domowym od prawie dwóch lat. Wracają oni bowiem na swój stadion w Częstochowie po „wygnaniu” w Bełchatowie.

Raków to jak wspomniałem druga najlepsza ofensywa ligi (za Legią), co jest o tyle imponujące, że oni nie mają skutecznego napastnika. Najwięcej goli w lidze strzelił tam skrzydłowy Ivi Lopez (7), który przede wszystkim znakomicie bije rzuty wolne. W świetnej formie ostatnio jest Marcin Cebula (5 goli i 7 asyst w tym sezonie), a liderem ich defensywy jest 20-letni reprezentant Polski Kamil Piątkowski. Raków obecnie jest trzeci w tabeli i biorąc pod uwagę, że nad czwartym Piastem ma już 8 pkt przewagi, częstochowianie będą się raczej bić z Pogonią Szczecin o wicemistrzostwo. Przed nimi jednak jeszcze coś równie ważnego, jak nie bardziej. Finał Pucharu Polski z Arką Gdynia. Ten mecz jest również istotny dla Śląska. Zdobycie trofeum przez Raków sprawi, iż czwarte miejsce da awans do europejskich pucharów.

Śląsk z kolei na ów czwartą lokatę ma wciąż szanse. Czego WKS nie ma to miejsce na błędy. Obecnie w tabeli jest piąty i ma 38 pkt. Tyle samo co Piast Gliwice, Lechia Gdańsk oraz Zagłębie Lubin. A przecież nawet jedenasta w tabeli Jagiellonia, do czwartej pozycji traci tylko 5 pkt. Kandydatów jest zatem wielu, a miejsce tylko jedno. Każdy błąd, czy strata punktów może kosztować wszystko. Przed WKS-em natomiast oprócz Rakowa jeszcze trudne mecze z Zagłębiem Lubin oraz Wartą Poznań oraz ostatnie starcie sezonu ze Stalą Mielec. Na taką grę w defensywie jak z Podbeskidziem już ich nie stać.

Niewykluczone zatem, że po kiepskim powrocie do jedenastki, na ławkę znów powędruje Israel Puerto. Z drugiej jednak strony cała obrona wyglądała tam słabo, a Hiszpan jest świeżo po kontuzji i z pewnością trzeba mu czasu. Miejsce w składzie golem na 4:3 raczej zapewnił sobie Robert Pich. Spodziewam się natomiast powrotu Dino Stigleca, bowiem Bartłomiej Pawłowski nie pokazał przeciw bielszczanom niczego interesującego.

Oceń publikację: + 1 + 6 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1236