Pierwszy mecz Śląska Wrocław pod wodzą nowego trenera na remis

W Bielsku-Białej wrocławski zespół po raz pierwszy poprowadził nowy trener, Czech Stanislav Levy. W swoim debiucie czeski szkoleniowiec nie zdecydował się na radykalne roszady w składzie. Dla jego zespołu mecz z Podbeskidziem zaczął się dość... dziwnie. Bo jeszcze gra na dobre się nie zaczęła, a już w Śląsku było gorąco. Wszystko przez kontuzję Cristiana Diaza, który w 6. minucie opuścił boisko na noszach i już na murawę nie wrócił. Ale wrocławianie nie zdążyli nawet pomyśleć, że bez snajpera z Argentyny w tym meczu mogą mieć pod górkę. Sprawy w swoje ręce (a może raczej nogi) wziął bowiem Waldemar Sobota. Pomocnik Śląska popisał się wspaniałą akcją - popisowo minął pięciu piłkarzy Podbeskidzia i strzałem z dystansu posłał piłkę do bramki bielszczan.

Po objęciu prowadzenia, Śląsk nadal dyktował tempo gry. Podbeskidzie prezentowało się cokolwiek niemrawo, nie mając pomysłu na to, jak sforsować szczelną wrocławską obronę. A piłkarze Stanislava Levego próbowali podwyższyć prowadzenie. I dwa razy pod bramką bielszczan zrobiło się gorąco. Ale piękny strzał z woleja Dalibora Stevanovicia był minimalnie niecelny, a przywitany przed meczem gorącymi brawami były piłkarz Podbeskidzia Sylwester Patejuk trafił w poprzeczkę.

Pierwsza połowa meczu nie zapowiadała, że gospodarze zabiorą się w końcu za grę w piłkę na poważnie. Ale trener Robert Kasperczyk w przerwie musiał mocno zagrać na ambicji swoich zawodników, bo po zmianie stron Podbeskidzie prezentowało się znacznie lepiej. Szkoleniowiec drużyny z Bielska popisał się też trenerskim nosem. W 55. minucie wpuścił na murawę młodego Kamila Adamka, do niedawna piłkarza... czwartoligowego Drzewiarza Jasienica. Nieopierzony młodzieżowiec szybko podziękował trenerowi za zaufanie. Bo już po minucie strzelił wyrównującego gola. Podaniem obsłużył go Fabian Pawela, który mądrze zgrał piłkę wrzuconą w pole karne przez Sylwestra Cienciałę.

Remisowy gol dodał skrzydeł gospodarzom. Ale, mimo lekkiej przewagi, nie potrafili drugi raz przebić się przez obronę Śląska. Wrocławianie też groźnie atakowali, a o kolejnego gola powinien pokusić się Sobota, ale przegrał pojedynek z bramkarzem Podbeskidzia. A kwadrans przed końcem meczu pojedynek ten ułożył się dla wrocławian wręcz idealnie. Najpierw drugą żółtą i w konsekwencj czerwoną kartkę obejrzał Juraj Dančík, a kilka minut później z boiska wyleciał Fabian Pawela. Śląsk drugi mecz z rzędu miał okazję grać w jedenastu na dziewięciu, ale tym razem przewaga liczebna na nic się zdała. Górale z Podbeskidzia bronili się twardo, Śląsk też nie przebierał w środkach i sędzia Gil musiał nader często sięgać do kieszeni po żółtą kartkę. Ale rubryki z nazwiskami strzelców bramek arbiter więcej zapisywać już nie musiał. W Bielsku-Białej, Śląsk podzielił się punktami z gospodarzami, notując swój pierwszy remis w nowym sezonie T-Mobile Ekstraklasy.

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Śląsk Wrocław 1:1 (0:1)
Bramki: Adamek (56.) - Sobota (8.)

Podbeskidzie: Zajac - Cienciała, Piter-Bučko, Dančík, Król - D. Szczęsny (55. Adamek), Łatka, Náther (46. Cohen), Pawela, Ziajka (74. P. Malinowski) - Demjan.
Śląsk: Kelemen - Kowalczyk, Grodzicki, Jodłowiec, Spahić - Sobota, Elsner (87. Ł. Gikiewicz), Kaźmierczak, Stevanović (84. Ćwielong), Patejuk - Cristián Díaz (7. Voskamp).

Żółte kartki: Dančík, Pawela, Piter-Bučko, Król - Jodłowiec, Voskamp, Ćwielong, Spahić.
Czerwone kartki: Dančík (76. - za drugą żółtą), Pawela (81. - za drugą żółtą).
Sędzia: Paweł Gil (Lublin).