Kultura
Po co powstał ten spektakl? Recenzja „Braci Karamazow”
W trakcie oglądania „Braci Karamazow”, nowej premiery wrocławskiego Teatru Polskiego, zastanawiałem się, parafrazując słowa Fiodora Dostojewskiego, czy nawet z przeciętnego spektaklu wyniosę cenne i wartościowe wspomnienia.
Nie ukrywam, że starałem się szukać w nim cennych wartości, ale odnalazłem je jedynie w moich ukochanych cytatach (np.: "Okropnie chcę, żeby się ze mną ktoś ożenił, a potem porzucił, zdradził, odjechał. Ja nie chcę być szczęśliwa"). To jednak stanowczo za mało i możliwe, że Dostojewski przewraca się w grobie.
Zobacz także
Reżyser Stanisław Melski podjął się trudnego i ambitnego zadania, biorąc na warsztat rzadko wystawiane na deskach teatru arcydzieło literatury. Niestety, nie poradził sobie z tym wyzwaniem. W architekturze książki „Bracia Karamazow” urzekły mnie wielkie tematy, intrygujące wątki i bohaterowie, którzy na długo mogą zapaść w pamięć. Melski postanowił wcielić się w architekta, który stworzył na podstawie tej powieści własny twór. I choć bardzo dobrze zna korytarze ze świata Dostojewskiego, okazało się, że to za mało, by zrealizować znakomity spektakl. – Przede wszystkim trzeba unikać kłamstwa, wszelkiego kłamstwa, zwłaszcza okłamywania siebie – napisał Dostojewski. W trakcie oglądania „Braci Karamazow” zastanawiałem się, czy Melski faktycznie wierzy, że jest dobrym reżyserem.
Problem polega na tym, że dramaty bohaterów były mi zupełnie obojętne, a Fiodor Karamazow (w tej roli irytujący Dariusz Bereski) był tak kuriozalny, że sam miałem ochotę go zabić i kibicowałem synom bohatera, by zrobili to jak najszybciej. Bereski zagrał tę postać w tak przerysowany i grafomański sposób, że nie mogłem na to patrzeć i tego słuchać.
Zastanawiałem się też, czy bohaterowie naprawdę muszą tak krzyczeć. Po kolejnym piskliwym krzyku rozpaczy w wykonaniu Moniki Bolly wybuchnąłem, niestety, śmiechem. Szkoda mi było młodych aktorów, zwłaszcza Błażeja Michalskiego w roli Aloszy Karamazowa. Nie była to wybitna rola, ale zagrał Aloszę dobrze i nie irytował mnie. Ta postać wydała mi się zresztą najciekawsza.
Muszę przyznać, że młodzi aktorzy bardzo się starali i to oni są najjaśniejszym punktem tego spektaklu. Dobre momenty mieli Marcin Piejaś, Alicja Baran i Iwona Stankiewicz, choć niestety i im zdarzały się gesty i zachowania, które psuły pozytywne wrażenie. Mające w sobie potencjał fragmenty były niszczone przez nadmierną aktorską ekspresję i brak tempa. Możliwe, że bardziej utalentowany i doświadczony reżyser wycisnąłby z tych aktorów coś więcej i mądrzej by nimi pokierował.
Interesująca wydała mi się natomiast minimalistyczna scenografia, a trwającą około godzinę druga część "Braci Karamazow" wypadła lepiej na tle pierwszych dwóch godzin, które były nudnawe i nierówne.
W literackim pierwowzorze pada pytanie, „po co taki człowiek żyje?”. W trakcie oglądania nowego spektaklu Teatru Polskiego zastanawiałem się, po co została wystawiony. Współczuję uczniom ze szkół, którzy zapewne będą na niego chodzić i mogą się przez to zniechęcić do Dostojewskiego i do teatru.
Sposób, w jaki rosyjski mistrz pisał, jego refleksje, odczucia i wrażliwość były wyjątkowe. Nie można tego powiedzieć o przedstawieniu w reżyserii Stanisława Melskiego.
Tagi: Bracia Karamazow, Dariusz Bereski, Stanisław Melski, Teatr Polski we Wrocławiu, teatr, premiera, Fiodor Dostojewski
Zobacz także
Komentarze (0):
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Najczęściej czytane
Alert TuWrocław
Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!
Wyślij alert