Sport

Podsumowanie piłkarskiej jesieni Śląska Wrocław

2010-12-05, Autor: Łukasz Maślanka
Dorobek Śląska to 20 pkt., 21 strzelonych i 20 straconych bramek. Bilans meczów: po pięć zwycięstw, remisów i porażek. Runda jesienna była dla Śląska jak wspinaczka po górze, podczas której alpinista nagle musi bronić się przed upadkiem w przepaść.

Reklama

Wrocławianie mocowali się z linami, wiatr rzucał nimi na prawo i lewo, ale doczekali się pomocy ratownika. I dzięki jego doświadczeniu zdołali się podnieść, rozpoczynając wspinaczkę w górę. Dziś są w miejscu, gdzie mogą odsapnąć i myśleć o zdobyciu szczytu. Ale nie mogą już pozwolić sobie na chwilę słabości, bo przepaść cały czas wyziera im spod stóp.



Piłkarska jesień zakończyła się przedwcześnie. W tym roku miała się jeszcze odbyć awansem pierwsza kolejka rundy wiosennej. Zima okazała się jednak zbyt wymagającym przeciwnikiem i władze Ekstraklasy wspólnie z klubami zdecydowały, że w 2010 r. piłkarze dostaną już urlopy. Śląsk Wrocław zakończył rundę na dziewiątym miejscu w tabeli. Do zajmującej czwarte miejsce Korony Kielce tracimy pięć punktów. To sprawia, że wrocławianie wiosną będą jeszcze mieli o co grać.

Czy z dziewiątego miejsca wrocławskiej ekipy można się cieszyć? Jeśli rozpatrywać je w kontekście głoszonych od dawna przez władze klubu haseł o budowie „Wielkiego Śląska”, to zdecydowanie nie. Ta drużyna już teraz miała się bić o najwyższe ligowe lokaty. I być jak Jagiellonia Białystok, która jesienią zachwycała i utarła nosa możnym naszej ligi, zapewniając sobie zimę na pierwszym miejscu w Ekstraklasie. Śląsk zaś zajął miejsce przeznaczone dla maruderów i przeciętniaków.

Ale warto pamiętać, gdzie ten zespół był po siedmiu kolejkach Ekstraklasy. Zajmował przedostatnie miejsce w lidze, tuż przed beznadziejną Cracovią, która była tak słaba, że mogłaby przegrać nawet z własnymi juniorami. A warto pamiętać, że spośród owych siedmiu ligowych potyczek Śląsk wygrał tylko z Cracovią, i to po bardzo wyrównanym meczu. Wrocławscy piłkarze grali fatalnie, bez ikry, myśli taktycznej i jakiegokolwiek pomysłu na to, by rywala zaskoczyć. Oglądając wówczas grę Śląska trudno było oprzeć się wrażeniu, że cała para poszła w gwizdek. Ze piłkarze mają potencjał, ale nie mają jak go wykorzystać, bo są źle ustawieni, albo zupełnie stracili formę i ochotę do gry.

Niektórzy z nich byli tym zwyczajnie sfrustrowani. Choćby Cristian Diaz w przegranym meczu z Lechią Gdańsk, który schodząc z boiska odmówił podania ręki trenerowi Tarasiewiczowi. Dowodem na frustrację były też pogarszające się relacje z mediami. Zespół odmówił np. rozmów z dziennikarzami popularnego nieoficjalnego serwisu drużyny tłumacząc, że jest krzywdzony fatalnymi ocenami swoich występów, które ukazywały się na łamach serwisu po każdym meczu.

Popularny „Taraś” po każdym meczu robił dobrą minę do złej gry tłumacząc, że nie ma pretensji do swoich piłkarzy. I dodawał, że oni robią, co mogą, tylko im nie wychodzi, ale w końcu wszystko się ułoży.

Wrocławscy kibice słuchali Tarasiewicza z coraz większą irytacją i niedowierzaniem. Aż wreszcie przelała się czara goryczy i szkoleniowiec, który zupełnie się pogubił i stracił wpływ na drużynę, został odsunięty od zespołu. Stało się tak po wrześniowym meczu z Widzewem w Łodzi, który Śląsk przegrał 2:5. W stylu tak fatalnym, że aż bolały zęby. Po tej porażce Tarasiewicz poprowadził jeszcze zespół w wygranym po mękach meczu Pucharu Polski ze Świtem Nowy Dwór i w przegranej ligowej potyczce z Koroną Kielce. I stracił pracę, zamykając w ten sposób pewien rozdział w kronikach klubu.

Jego miejsce w fotelu trenera zajął Orest Lenczyk. To nestor polskich szkoleniowców i doświadczony wyga. Znany z niezwykłych umiejętności w ratowaniu klubów zagrożonych utonięciem. Jego rywalem w walce o posadę był Hiszpan Jose Mari Bakero, chwilę wcześniej zwolniony z Polonii Warszawa. Władze Śląska zaufały jednak doświadczonemu Lenczykowi. I był to strzał w dziesiątkę.

Orest Lenczyk najpierw poukładał zespół tak, by przestał tracić głupie gole i zaczął normalnie funkcjonować w defensywie. Ustawienie Śląska zaczęło przypominać wojskowe zasieki, bo zdarzało się, że ośmiu graczy było nastawionych defensywnie, a tylko trzech na atak. Taki manewr się opłacił. Śląsk Lenczyka zremisował z Wisłą Kraków, Polonią Warszawa i Polonią Bytom, co pozwoliło mu złapać oddech i nieco odbudować się mentalnie. Później przyszły cztery zwycięstwa pod rząd, a jesień wrocławianie zakończyli remisem z Arką na trudnym boisku w Gdyni. Dzięki rewelacyjnej passie ośmiu meczów bez porażki z rzędu Śląsk zamknął jesień bilansem dwudziestu punktów na koncie i dziewiątym miejscem w tabeli.

Zarówno piłkarze Śląska, jak i trener Lenczyk tonują optymistyczne nastroje. Szkoleniowiec Śląska przekonuje, że jego zespół wciąż ma spore braki i ma nad czym pracować. Z tą tezą zgadza się Andrzej Gomołysek z portalu ŚląskNet.com, który po każdym meczu wrocławian rozkłada taktykę zespołu na części pierwsze:
- W akcjach Śląska wciąż brakuje płynności i automatyzmu. Główną bronią Śląska były stałe fragmenty gry, których skutecznością wrocławianie przechodzili samych siebie – opowiada Gomołysek.

Jego zdaniem, Orest Lenczyk wykorzystał atuty wypracowane przez Tarasiewicza i twórczo je rozwinął, dodając swoje „łaty” na ustawienie i sposób gry zespołu.
- Za Oresta Lenczyka Śląsk gra dalej systemem 4-4-2, ale mocno zmodyfikowanym. Dariusz Sztylka jako dodatkowy defensywny pomocnik odciąża nieco Przemysława Kaźmierczaka i Sebastiana Milę od zadań obronnych. Lepsza asekuracja środka pola pozwala wykorzystać kreatywność tych zawodników, co zaowocowało golami i asystami – przekonuje Andrzej Gomołysek. – Wiele dobrego przyniosła też stabilizacja defensywy i wykorzystanie graczy na ich nominalnych pozycjach – dodaje.

Warto przy tym wspomnieć, że za rządów Oresta Lenczyka sporo grali Łukasz GikiewiczTadeusz Socha. Obaj nieźle zrewanżowali się trenerowi za zaufanie. Podobać mógł się szczególnie pierwszy z nich, zawsze waleczny, dobrze absorbujący obronę i bardzo przydatny w walce o górne piłki. Również Socha, próbowany w roli bocznego pomocnika, sprawdził się w tej roli.

Śląsk na pewno wymaga wzmocnień, bo niektórzy piłkarze osiągnęli już szczyt swoich możliwości. Marek Gancarczyk, Krzysztof Ulatowski Tomasz Szewczuk czy Krzysztof Wołczek szczyt formy mają już za sobą. Także Wojciech Kaczmarek powinien chyba rozglądać się za nowym zespołem. Nie wiadomo, czy przebudzi się Piotr Ćwielong i czy do formy po kontuzji wróci Antoni Łukasiewicz. Przydałoby się uzupełnić defensywę nowymi bocznymi obrońcami. Swoje miejsce w zespole na pewno znalazłby też środkowy i boczny pomocnik. Słychać głosy, że o miejsce w środku pola Śląska powalczy piłkarz Wisły Kraków, Tomas Jirsak, choć działacze klubu tonują te pogłoski powtarzając, że na sprowadzenie Czecha może nie być pieniędzy. Wieść gminna niesie też, że w ataku Śląska również pojawi się nowa twarz. Może nią być Radosław Matusiak, który pożegna się z Cracovią i który z Lenczykiem związany jest więzią niemalże synowską.

Wrocławski zespół pokazał jesienią, że ma spory potencjał. I że stać go nawet na to, by nie przegrać ośmiu meczów z rzędu. Wiele jednak zależy od tego, jakich wzmocnień dokonają władze klubu i czy z Oporowskiej nie ucieknie czasem któryś z asów, jak choćby Waldemar Sobota czy Vuk Sotirović, których kusi krakowska Wisła. Kadra zespołu jest niestety krótka i trener Lenczyk nie ma specjalnie dużego pola manewru. A ciężko będzie walczyć o miejsce lepsze od dziewiątego tym samym garniturem piłkarzy i nieco śniętymi rezerwowymi. Chyba, że we Wrocławiu ma powstać przeciętny, a nie wielki Śląsk.
Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1240