Sport

Profesorowie futbolu z Dortmundu pewnie ograli Śląsk. Prawie 35 tys. kibiców na Stadionie Wrocław!

2014-08-06, Autor: Łukasz Maślanka
Wicemistrzowie Niemiec przyjechali do Wrocławia na kilka godzin, zagrali mecz sparingowy ze Śląskiem i dali drużynie trenera Tadeusza Pawłowskiego lekcję piłki nożnej. Borussia wygrała ze Śląskiem Wrocław 3:0. Wynik jest jednak mniej istotny, bo oba zespoły stworzyły udane widowisko, a na Stadionie Miejskim we Wrocławiu zjawiło się ponad 30 tys. kibiców.

Reklama

To był jeden z takich meczów, z którego trudno napisać relację. I to nie dlatego, że na boisku działo się tyle, iż rodzi się problem, od czego zacząć, co w tekście zawrzeć, a z czego zrezygnować. Bo na boisku owszem, działo się sporo i było co oglądać, a kibice - których na stadionie we Wrocławiu pojawiło się ponad 30 tys. - będą mieli co wspominać. Sam wynik tego spotkania nie jest najważniejszy, bo każdy inny niż zwycięstwo Borussii Dortmund byłby ogromną niespodzianką. Obyło się bez zaskoczenia, bo Niemcy wracający ze zgrupowania przed sezonem niejako z marszu łatwo i lekko rozłożyli Śląsk na łopatki, a końcowy wynik meczu mógł być znacznie wyższy niż 0:3. Goście przewyższali Śląsk w każdym elemencie gry.
Skoro trudno o klasyczną relację, to skupmy się na tym, co w tym meczu było najważniejsze. Po pierwsze i - co podkreślamy - kluczowe, wrocławscy piłkarze dostali solidną lekcję futbolu. Zawodnicy Borussii wyglądali czasem jakby żywcem przeniesieni z innej cywilizacji piłkarskiej. Sposób konstruowania akcji, aktywne poruszanie się po boisku, szukanie piłki, wzajemna asekuracja, nawet samo przygotowanie atletyczne i motoryczne piłkarzy - dla kogoś, kto na co dzień na żywo ogląda polską Ekstraklasę takie doznania mogły być szokujące. A zespół trenera Juergena Kloppa wcale nie zagrał na najwyższych obrotach, do tego w jego składzie brakowało kilku podstawowych piłkarzy. Mimo to, nawet drugi albo i trzeci garnitur zespołu z Dortmundu w drugiej połowie potrafił kilka razy zamknąć złożony głównie z rezerwowych Śląsk na jego części boiska, swobodnie wymieniając podania. To po prostu się podobało, a przede wszystkim imponowało. I może lepiej nie wyobrażać sobie, co by było, gdyby Borussia we Wrocławiu zagrała w najmocniejszym zestawieniu i wrzuciła optymalny dla siebie, najwyższy bieg.
 
Pozostaje mieć nadzieję, że ta surowa, ale konkretna lekcja zaprocentuje na polskich boiskach, bo w tym sezonie Śląsk ma ambicje, by znowu na nich królować.
 
Wrocławianom życia na boisku nie ułatwiał taktyczny eksperyment trenera Tadeusza Pawłowskiego, który zestawił drużynę w nietypowym dla niej systemie 3-5-2. Środkowym obrońcą od pierwszych minut był grający zwykle w pomocy Tomasz Hołota, wspierany na flankach obrony przez Piotra CelebanaMariusza Pawelca. Wrocławianie bez wątpienia muszą jeszcze popracować nad grą w takim ustawieniu, a ich błędy Borussia wykorzystała bezbłędnie. W 10. minucie wynik spotkania otworzył Henrik Mhitarjan, po kolejnych dziesięciu minutach poprawił Ciro Immobile. A goście jeszcze w pierwszej połowie mogli prowadzić znacznie wyżej i tylko dzięki ofiarnym interwencjom obrońców oraz refleksowi Wojciecha Pawłowskiego do przerwy łupem Borussii padły tylko dwie bramki.
 
Wspomnieliśmy o rezerwowych Śląska. To druga rzecz, którą warto zapamiętać po meczu Śląska z Borussią Dortmund. Bo po przerwie, gdy na boisku pojawił się bramkarz Jakub Wrąbel, grający na prawej stronie pomocy Waldemar Gancarczyk i jego odpowiednik na lewej flance Kamil Dankowski, a w ataku inny młodzieżowiec Karol Angielski, Śląsk momentami grał lepiej niż pierwszej połowie. Młodzi piłkarze wykorzystali mecz z Borussią do tego, by pokazać trenerowi, że ten może na nich liczyć. Wrąbel zaliczył kilka świetnych interwencji i coś nam mówi, że jeśli przez najbliższe kilka lat wyleje litry potu na treningach, to zajdzie całkiem daleko. Z kolei Dankowski i Gancarczyk, gdy tylko mieli możliwość, aktywnie szukali gry, byli też waleczni i ambitni. Ten pierwszy popisał się zresztą świetnym podaniem, dając początek akcji, którą marnym strzałem zwieńczył Sebino Plaku. A szkoda, bo aż zapachniało golem. O bramkę mógł też się pokusić sam Angielski, który w jednej z akcji dostał podanie w tempo i za plecy obrońców, że aż palce lizać. I był bliski tego, by znaleźć się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Borussii, ale w ostatniej chwili został powstrzymany przez obrońców ekipy z Dortmundu.
 
Pisząc o meczu Śląska z Borussią warto też wspomnieć o ważnym akcencie nie tylko dla niemieckiego klubu, ale też dla polskiej reprezentacji. We Wrocławiu do gry po długiej przerwie spowodowanej kontuzją kolana wrócił bowiem Jakub Błaszczykowski. I to, że popularny “Błaszczu” pojawił się na boisku na dwie minuty przed końcem spotkania było ogromnym zaskoczeniem, bo jego nazwisko nie widniało w meczowym składzie, a działacze z Dortmundu mówili otwarcie, że na występ Błaszczykowskiego nie ma szans. Okazało się jednak, że piłkarz poczuł się na tyle mocny, iż właśnie na stadionie w Polsce i przed rodzimymi kibicami chciał pokazać, że wraca do gry.
 
Na koniec całkiem obfita łyżka dziegciu, bo podczas meczu padły okrzyki, które paść nie miały prawa. Otóż kibice Śląska zgromadzeni na sektorze B - a więc tam, gdzie siadają fani najbardziej zagorzali i radykalni - pozwolili sobie na kilka bardzo wulgarnych przyśpiewek. “Jazda z k...wami, o Śląsku jazda z k...mi”, “Strzelcie k…. gola” czy gromkie “J***ć Borussię”, które zaczęło się po tym, gdy goście z Dortmundu w 82. minucie po golu Adriana Ramosa prowadzili 3:0. Ta "pieśń" została zresztą odpowiednio skwitowana przez dużą część kibiców w innych sektorach stadionu, czyli głośnymi gwizdami. A na początku meczu można dodatkowo było też usłyszeć “Guantanamera, Śląsk Wrocław j*** Hitlera”, która to przyśpiewka rzecz jasna zupełnie przypadkiem popłynęła z trybun w trakcie meczu z drużyną z Niemiec.
 
Mecz Śląska z Borussią Dortmund transmitowano do ponad 70 krajów na świecie. Dla klubu i miasta, które zacisnęło sobie na szyi pętlę po to, by wybudować i utrzymać stadion na Pilczycach, miała to być okazja do promocji. Miała i pewnie w jakiejś mierze była, ale został też ogromny niesmak. Bo wychodzi na to, że można wydawać setki tys. zł i ściągać do Wrocławia drużyny z najwyższej europejskiej półki, a i tak wszystko psu na budę, bo na stadionie znajdą się grupki lub wręcz grupy, dla których ważniejsze jest dać upust różnym swoim przedziwnym poglądom czy instynktom, a dobro klubu tracą z pola widzenia. Co tu dużo mówić - szkoda.
 
Śląsk Wrocław - Borussia Dortmund 0:3 (0:2)
Bramki:  Mchitarjan (10.), Immobile (20.), Adrian Ramos (82.).
 
Śląsk Wrocław: W. Pawłowski (46. Wrąbel) - Zieliński (46. Ostrowski), Celeban, Pawelec (41. Calahorro), Dudu Paraíba (87. Idzik) - Machaj (60. Gancarczyk), Hołota (79. Przybylski), Droppa (46. Hateley), Mila (46. Plaku), Pich (57. Dankowski) - Flávio Paixão (54. Angielski).
Borussia Dortmund: Langerak - Piszczek (81. Knystock), Subotić (70. Sarr), Papastathópoulos (46. Ginter), Schmelzer (77. Güll) - Pierre-Emerick Aubameyang (46. Ji Dong-won), Kirch (81. Amini), Kehl (46. Jojić), Hofmann (88. Błaszczykowski), Mchitarjan (60. Maruoka) - Immobile (46. Adrián Ramos).
 
Sędzia: Marek Opaliński (Legnica).
 
Widzów: ponad 34 tys.
Oceń publikację: + 1 + 2 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1263