Wiadomości

Rozwiązanie marszu z okazji 11 listopada nie było konieczne? Sąd rozpatruje wniosek przeciwko prezydentowi Wrocławia

2019-07-02, Autor: Bartosz Senderek

Wrocławski sąd rozpatruje wniosek organizatora marszu z okazji Narodowego Święta Niepodległości, który nie zgadza się z decyzją władz miasta o rozwiązaniu imprezy. Organizatorzy zaznaczają, że na marszu faktycznie dochodziło do incydentów rzucania przedmiotami w kontrmanifestację, ale ich zdaniem policja miała możliwość zatrzymania konkretnych osób, które dopuściły się tego czynu, bez konieczności rozwiązywania imprezy.

Reklama

Przypomnijmy, że chodzi o zorganizowany przez wrocławskie środowiska narodowe i nacjonalistyczne marsz, który 11 listopada 2018 przeszedł spod Dworca Głównego PKP na Rynek. W wydarzeniu wzięło udział około 8 tys. osób. Na początku na trasie marszu było spokojnie. Uczestnicy na ul. Kołłątaja odpalili wprawdzie zakazane przez prawo race, ale na prośby organizatorów zostały one zgaszone. Do zamieszek doszło, gdy uczestnicy przemarszu na skrzyżowaniu ulic Kazimierza Wielkiego i Świdnickiej (koło baru BarBara) spotkali się z kontrmanifestacją Obywateli RP i środowisk lewicowych. To właśnie wtedy ze strony maszerujących w kierunku kontrmanifestacji poleciały m.in. butelki i odpalone race. Z późniejszych relacji okazało się, że w wyniku tych incydentów ranne zostały trzy osoby w tym biorący udział w manifestacji obcokrajowiec i zabezpieczający wydarzenie policjant.

Ratusz przekonuje, że to właśnie wydarzenia ze Świdnickiej miały być przyczyną decyzji delegowanego przez ówczesnego prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza obserwatora, który rozwiązał imprezę. Decyzję ogłoszono jednak nie chwilę po incydentach, a dopiero kilkanaście minut później na Rynku, bo jak tłumaczył wówczas wrocławski magistrat, nie dało się tego zrobić „z uwagi na brak wsparcia policji”.

Piotr Rybak, który był formalnym organizatorem przemarszu, nie zgodził się jednak z decyzją władz miasta i złożył do sądu wniosek, w którym odwołał się od tej decyzji.

– Można było zastosować środki innego rodzaju. Proporcjonalne do sytuacji, z tym zagrożeniem i zdarzeniami, które tam miały miejsce – komentuje adw. Rafał Bałkowski, pełnomocnik organizatora. – Tam faktycznie doszło do incydentów takich, że w stosunku do kilku osób z kontrmanifestacji zostały rzucone jakieś przedmioty, ale można było w tym momencie zareagować w stosunku do tych konkretnych osób, a nie rozwiązywać całe zgromadzenie – tłumaczy mecenas.

Sąd sprawdza, czy miasto miało prawo rozwiązać marsz 11 listopada

We wtorek wrocławski sąd rozpoczął rozpatrywanie wniosku. W sprawie miał zostać przesłuchany jeden z uczestników i przemawiających na marszu Jacek Międlar, jednak ze względów zdrowotnych nie mógł tego dnia stawić się na rozprawie.

Sąd przesłuchał za to kobietę, która jak przyznała, nie brała udziału w marszu, ale się jemu przyglądała z pewnej odległości. Wrocławianka zeznała, że przebieg marszu był spokojny, nie zauważyła rac, nie słyszała też wystrzałów pirotechniki, słyszała za to krzyki i widziała przepychanki przy BarBarze. Nie potrafiła jednak określić, kim były osoby biorące w nich udział, a o incydentach, które miały tam miejsce dowiedziała się dopiero z mediów.

ZOBACZ TEŻ: Marsz Polski Niepodległej doszedł do Rynku. "Lewactwo robiło wszystko, żeby przeszkodzić" [ZDJĘCIA, WIDEO]

Kolejni świadkowie, którzy stawili się we wtorek w sądzie to pracownicy Urzędu Miejskiego Wrocławia. Urzędniczka, która była oddelegowana przez prezydenta miasta, do obserwacji zgromadzenia tłumaczyła, że podjęła decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia, gdy czoło marszu wchodziło już na Rynek. Decyzja zapadła z opóźnieniem, bo dopiero wtedy dowiedziała się, że przy BarBarze doszło do uszczerbku na zdrowiu trzech osób. – Wówczas po przeanalizowaniu i zastanowieniu się podjęłam decyzję o konieczności rozwiązania zgromadzenia, ponieważ utraciło pokojowy charakter – tłumaczyła przed sądem, dodając, że w trakcie marszu słyszała dotyczące hasło „rzucajcie celnie” dotyczące rac.

Pracownica magistratu zapewnia, że do rozwiązania zgromadzenia doszło po dwóch upomnieniach, między którymi według jej relacji upłynęła mniej więcej minuta. Obrońca organizatora marszu dopytywał delegatkę o to, czy po tak krótkich ostrzeżeniach organizatorzy mieli czas na reakcję. – Czy w pani ocenie ta przerwa nie powinna być na tyle długa, żeby organizator mógł zareagować – dopytywał adwokat Bałkowski. – Ustawowo nie jest wskazane, że ja mam odczekać 2 czy 3 minuty. Stwierdziłam fakty, że doszło do zagrożenia życia i zdrowia, zostały poszkodowane 3 osoby. Idąc w tym marszu, słyszałam pewne hasła, które były głoszone przez pana, który zajmował się nagłośnieniem i mówił, że (uczestnicy) maj zachować pirotechnikę na później. Istniało realne zagrożenie, że uczestnicy zagrożenia dalej mają pirotechnikę – przekonywała o słuszności swojej decyzji.

Adwokat dopytywał też, czy w przypadku gdy po pierwszym ostrzeżeniu na zgromadzeniu przywrócony zostaje ład, magistrat dążyłby do rozwiązania zgromadzenia. – Myślę, że nie. Tylko tutaj, był incydent z zagrożeniem życia i zdrowia – odpowiadała obserwatorka.

Policjanci wiedzieli, że na trasie spotkają się ludzie o skrajnie różnych poglądach

Ostatnim z przesłuchanych był komendant komisariatu Wrocław – Stare Miasto, który odpowiadał za zabezpieczenie przemarszu. Policjant zeznał m.in., że policja miała świadomość zagrożenia wynikającego z organizacji manifestacji organizowanych przez dwie grupy o skrajnie przeciwnych poglądach.

– Uczestnicy obu manifestacji byli odgrodzeni płotkami i szpalerem policjantów, żeby nie dochodziło do bezpośredniego kontaktu między uczestnikami zgromadzeń, ponieważ wiadomo było, że mają skrajnie różne poglądy – zeznawał policjant, który tłumaczył, że w poprzednich latach dochodziło do podobnych incydentów, gdy na trasie manifestacji pojawiała się kontrmanifestacja, o czym powinni wiedzieć urzędnicy podczas wydawania pozwolenia na kontrmanifestację w BarBarze. – To była wiadomość powszechna, wynikająca nawet ze sposobu zgłaszania zgromadzeń – tłumaczył.

Władze miasta nie próbowały jednak zakazać kontrmanifestacji. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz początkowo chciał zablokować tylko marsz narodowców. Sąd jednak orzekł wówczas, że nie kolidował on z żadną inną manifestacją (kontrmanifestacja została zgłoszona później), a prewencyjne zakazywanie zgromadzeń jest niekonstytucyjne i wniosek ratusza oddalił.

Komendant tłumaczył też, że policja nie reagowała na incydenty związane z odpalaniem rac, by nie prowokować do dodatkowych ekscesów. Zapewnił jednak, że wobec osób łamiących prawo policja wyciągnęła później konsekwencje. – Podczas tych zdarzeń obecni byli policjanci operacyjni, którzy nagrywali te osoby, żeby potem móc wyciągnąć konsekwencje w stosunku do nich – dodał.

Zobacz galerię

Czy uważasz, że narodowcy mają prawo do manifestowania swoich przekonań na ulicach Wrocławia?





Oddanych głosów: 4584

Oceń publikację: + 1 + 6 - 1 - 6

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.