Sport

Seria triumfów przerwana. Koszykarski Śląsk przegrał z Treflem Sopot

2021-01-30, Autor: Bartosz Królikowski

Sześć zwycięstw z rzędu i koniec. Koszykarze Śląska Wrocław przegrali u siebie z Treflem Sopot 82:85, ponosząc pierwszą porażkę od ponad miesiąca, a także pierwszą klęskę w Hali Orbita od 4 września.

Reklama

Koszykarze Śląska Wrocław niesamowicie się rozpędzili i w ostatnich tygodniach marny los tych, którzy stają im na drodze. Sześć zwycięstw z rzędu, a co za tym idzie miejsce na podium ligowej tabeli. Oni są po prostu w znakomitej formie. Nawet jeśli jeszcze kolejkę temu byli tacy, którzy mówili, że WKS w 2021 roku sam dół tabeli pokonywał (co akurat było prawdą) i że weryfikacja nadejdzie, to w poprzednim meczu wrocławianie wytrącili sceptykom ten argument. Wszakże Pszczółka Start Lublin to zespół nie byle jaki, który przed meczem ze Śląskiem był na piątym miejscu w lidze. Tymczasem WKS po raz kolejny udowodnił, że jedną z najgorszych rzeczy jaka się może rywalom przytrafić w tym sezonie, to wizyta w Hali Orbita. Lublinianie byli już ósmym zespołem, który dostał tam łomot.

Przed Śląskiem jeszcze cztery mecze z rzędu na własnym boisku, a kolejnym „klientem” zespołu Olivera Vidina był Trefl Sopot. Niebezpieczny, dobrze radzący sobie na wyjazdach Trefl Sopot (bilans 6-4), który na ostatnie 5 spotkań, poległ tylko raz w Ostrowie Wielkopolskim. Drużyna z Trójmiasta rozbijała w tym okresie choćby Asseco Arkę Gdynia czy Polpharmę Starogard Gdański, wzorem Śląska rzucając 100 pkt tak jednym, jak drugim (kolejno 100 i 117). Co więcej, w pierwszym meczu tych drużyn w tym sezonie, Trefl pokonał u siebie WKS aż 79:60.

Oczywiście komukolwiek daleko było do stwierdzenia, że Trefl ma jakiś patent na Śląsk, ale goście od początku spotkania zaczęli sprawiać wrocławianom sporo kłopotów. WKS zdecydowanie za łatwo dawał rywalom dochodzić do komfortowych rzutów. Sopocianie grali na luzie, z polotem, a co dla nich najważniejsze, skutecznie. Z tym ostatnim natomiast problemy miał Śląsk. Widać to było szczególnie po rzutach za trzy punkty, które przecież w ostatnich meczach były tak zabójczą bronią zespołu Olivera Vidina. Pierwsza kwarta, to tylko dwa celne rzuty WKS-u zza łuku na aż dziesięć prób. Efekt był taki, że to Trefl zatriumfował w otwierającej mecz kwarcie 25:18.

Śląsk w drugiej kwarcie wciąż miał kłopoty z ofensywą, słabo radząc sobie ze świetnie zorganizowaną grą obronną rywali. Kompletnie nie mógł wstrzelić się Elijah Stewart, który w pierwszej połowie spotkania nie trafił ani jednego z pięciu rzutów za trzy punkty. W jego buty niejako wszedł natomiast jego rodak Ben McCauley, który trafiał za dwa, za trzy i rzuty wolne, co przełożyło się na 14 pkt po dwóch kwartach. Wrocławianom udało się z kolei uszczelnić własną grę defensywną. Goście nie mieli już takiej swobody w rozegraniu, w czym spora zasługa Ivana Ramljaka. Chorwat raz za razem wyrastał przed graczami Trefla, stanowiąc bardzo trudną do ominięcia przeszkodę. WKS-owi nie udało się co prawda odrobić całych strat, ale przynajmniej je zmniejszyli, na przerwę schodzą przy wyniku 40:36 dla gości.

Na początku trzeciej kwarty zaczęło się wydawać, że WKS powoli zaczyna łapać swój optymalny rytm. Świetnie spisywał się Kyle Gibson, którego m.in. dwie trójki pozwoliły gospodarzom wyjść nawet na prowadzenie 47:46. Niestety wtedy znów zaczęły się schody. Po kilkuminutowym kryzysie, zawodnicy Trefla ponownie zwarli defensywne szyki, maksymalnie utrudniając Śląskowi oddawanie rzutów. Trzeba jednak przyznać, że to nie był też najlepszy dzień liderów Śląska. Bardzo brakowało punktów od Jovanovicia, Ramljaka, czy do pewnego momentu, Stewarta. Trefl natomiast trafiał i to często. Przez trzy kwarty wypracowali skuteczność rzutów z gry na poziomie 58%. Goście prowadzili już nawet trzynastoma punktami. WKS w końcówce jednak zmniejszył nieco straty, aczkolwiek przed ostatnią kwartą przegrywali 59:67.

Zawodnicy Śląska mogli się już odzwyczaić od tego, że to oni muszą gonić wynik, wszakże w ostatnich kilku spotkaniach to oni przeważnie uciekali. Realia były jednak takie a nie inne, ale przyznać trzeba, że jak się wzięli do roboty, to efekty przyszły szybko. Wrocławianie zaczęli grać bardziej zdecydowanie i fizycznie, wymuszając sporo rzutów wolnych. Cały czas solidnie spisywał się Gibson, natomiast nieco przebudził się także Stewart i w efekcie, Śląsk wyszedł nawet na prowadzenie 71:70. Niestety WKS sam wyciągnął rękę do rywali Przede wszystkim własną nieskutecznością, bo sami nie trafiali bardzo ważnych rzutów. Cała praca jaką wykonali na początku kwarty w zasadzie poszła na marne, bo Trefl szybko odbudował przewagę (78:71).

Na pół minuty przed końcem, wrocławianie potrzebowali zasadniczo cudu, bowiem choć mieli piłkę, to przegrywali sześcioma punktami. Mało brakowało, a ten cud faktycznie by się wydarzył. Najpierw znakomitą akcją 2+1 popisał się Stewart, dając WKS-owi 20 sekund na przechwyt i rzut za trzy. I Śląsk miał tą szanse, a nawet dwie. Zawodnicy Trefla kompletnie pogubili się przy rozegraniu, praktycznie oddali piłkę WKS-owi za darmo, ale niestety, zza łuku nie trafił ani Strahinja Jovanović, ani w ostatnich sekundach Kyle Gibson. Niesamowity powrót był bliziuteńko, ale wciąż za daleko. Hala Orbita została zdobyta po raz pierwszy od września, a Trefl triumfował 85:82.

Seria sześciu zwycięstw z rzędu Śląska została przerwana. Niestety wrocławianie mieli dzisiaj zdecydowanie gorszy dzień i trafili na zespół, który potrafił to wykorzystać. WKS nie trafiał dzisiaj najważniejszych rzutów, w kluczowych momentach piłka czasem wręcz jak na złość nie chciała wpaść do kosza. Wrocławianie zbyt wiele razy wyciągnęli rękę do Trefla, a zwłaszcza gdy już wydawało się że mają ich w tej czwartej kwarcie. Gorszy dzień miał dzisiaj Strahinja Jovanović, który trafił tylko jeden rzut z gry oraz jednego wolnego na cztery. Ivan Ramljak napracował się w defensywie, ale jemu również brakowało skuteczności. Więcej należy wymagać także od Aleksandra Dziewy. Trefl był skuteczniejszy i to im dzisiaj wystarczyło.

Twierdza Orbita padła po prawie pięciu miesiącach, ale nie czas na lamentowanie. Dla zawodników Olivera Vidina kluczowe będzie teraz oczyszczenie głowy i potraktowanie tego spotkania jako wypadek przy pracy. Następny mecz bowiem już w piątek 4 stycznia o 17:35. Bardzo ważny mecz, bowiem do Wrocławia przyjedzie BM SLAM Stal Ostrów Wielkopolski, sąsiad WKS-u w tabeli przed tą kolejką.

WKS Śląsk Wrocław – Trefl Sopot 82:85 (18:25, 18:15, 23:27, 23:18)

Śląsk: Gibson 19, McCauley 17, Dziewa 10, Jovanović 3, Ramljak 9 oraz Stewart 22, Gordon 0, Wójcik 0, Gabiński 2, Szlachetka 0, Tomczak 0, Marchewka 0

Trefl: Omot 17, Paliukenas 9, Olejniczak 14, Michał Kolenda 8, Gruszecki 8 oraz Łukasz Kolenda 21, Haws 2, Kowalenko 0, Moten 0, Leończyk 6, Klawa 0

Oceń publikację: + 1 + 1 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1069