Kultura

„Sporo osób oczekiwało krytycznego filmu o tym, że bycie influencerem to coś złego”

2021-07-01, Autor: Michał Hernes

– Sporo osób wychodziło z założenia, że „Sweat” musi być krytycznym filmem pokazującym, że bycie influencerem to coś złego. Scenariusz się temu wymykał – mówią w rozmowie z tuWroclaw.com reżyser Magnus von Horn oraz producent Mariusz Włodarski. Ten film można oglądać w kinach.

Reklama

Michał Hernes: „Sweat” to dla mnie pozytywne zaskoczenie, a bardzo lubię, gdy filmy mnie zaskakują. Jaka jest geneza tej historii?
Magnus von Horn
: Chciałem zrobić film, który mocno różniłby się od mojego pełnometrażowego debiutu. „Intruz” jest bardziej statyczny – to film o wolniejszym rytmie i mrocznych, bladych kolorach. Postanowiłem zrealizować coś bardziej kolorowego, głośniejszego i z dużą ilością dialogów. Nie ukrywam, że zrobienie filmu o influencerce to spore wyzwanie. Pięć lat temu, gdy rozpocząłem przygotowania do tej produkcji, media społeczościowe cieszyły się popularnością, a takie osoby nazywano motywatorkami. Szukając wówczas filmów o podobnej tematyce, zauważyłem, że często są to cyniczne i ironiczne produkcje mające w sobie coś z horrorów. Brakowało mi rzetelnego portretu influencerki.

Mówiąc szczerze, z zazdrością obserwowałem posty wrzucane – często spontanicznie – przez jedną nich. Ja bym tak nie umiał, nie mam w sobie tego rodzaju daru. Początkowo z jednej strony trochę się z tego śmiałem i też byłem cyniczny, ale jednocześnie nie mogłem przestać jej obserwować. Zazdrościłem tej influencerce umiejętności dzielenia się swoim życiem z innymi. Tak narodził się pomysł na „Sweat”.

Michał Hernes: Czy łatwo było zdobyć pieniądze na ten film, szczególnie po kameralnym „Intruzie”?
Mariusz Włodarski: Sporo osób oczekiwało i wychodziło z założenia, że „Sweat” musi być krytycznym filmem pokazującym, że bycie influencerem to coś złego. Scenariusz się temu wymykał. Magnusowi zależało, żeby stanąć po środku i jeśli już, to skierować go w bardziej optymistyczną stronę, czyli raczej pokochać bohaterkę niż próbować ją zniszczyć.

Magnus von Horn: Nie chciałem być cyniczny, ale to ciekawe, gdy film staje się zwierciadłem, w którym odbija się to, co widz chce w nim znaleźć – chociażby swój cynizm i ironię. Dużo osób, które przeczytało scenariusz „Sweat” nie dostrzegało tego, co jest widoczne na ekranie.

Mariusz Włodarski: Chodzi o wewnętrzny konflikt bohaterki, czyli to, na czym polega jej problem i dlaczego się załamała. Niektórzy szukali jego źródeł w prześladowcy albo fenomenie mediów społecznościowych.

Magnus von Horn: Nie chodziło mi o to, by oceniać media społecznościowe. W dyskusjach o nich jest sporo histerii, a film nie jest socjologicznym badaniem. Nie to było naszym celem. Influencerka, która nazywa się Pani Ekscelencja napisała, że „Sweat” opowiada o osobie, która tworzyła idealny obraz siebie i świata, a w pewnym momencie narodził się w niej bunt, żeby to zniszczyć. Nie patrzyłem na to w ten sposób, ale bardzo mi się to spodobało. Może gdybyśmy tak opisywali ten film, to łatwiej byłoby nam zdobyć finansowanie? „Sweat” miał mniejszy budżet niż „Intruz” i zrealizowaliśmy go w 21 dni. Praca nad nim była więc trudniejsza.

Michał Hernes: Jak wyglądał reaserch do tej produkcji?
Magnus von Horn: Rozmawiałem z jedną influencerką, która przeczytała scenariusz i powiedziała, co jej zdaniem w nim działa i jest wiarygodne, a co nie. Jej opinie wydały mi się bardzo subiektywne, a nie robiłem filmu bazującego na jej przeżyciach. Ważna jest dla mnie emocjonalna wiarygodność. Wierzę, że pisząc i robiąc filmy można przy pomocy swojej wrażliwości i wyobraźni przetransportować się do ciała innej osoby, do innego czasu i miejsca. Opierając się na empatii, bez oceniania innych, możesz stworzyć postać polityka, influencerki albo adwokata. Potrzeba do tego dużo czasu i cierpliwości.

Aktorka – Magdalena Koleśnik – ćwiczyła do tej roli cztery razy w tygodniu i miała specjalną dietę. To bardzo wpłynęło na jej osobowość i emocje, ale chodziło o to, by odnalazła w sobie tę postać. Pisząc scenariusz „Sweat”, musiałem odnaleźć we mnie Sylwię (bohaterkę, przyp. red.) i wydaje mi się, że Magda także szukała tego, co łączy ją z tą postacią. Ona też jest emocjonalną ekshibicjonistką, ale na inny sposób. Czuła, że Sylwia również szuka emocjonalnej prawdy o sobie – podobnie jak Magda w teatrze. Postać infulencerki jest świetnym przyczynkiem do dyskusji na te tematy.

Mariusz Włodarski: To nie jest film o infulencerce. Bardziej niż świat mediów społecznościowych interesowała nas główna bohatera – co w sobie skrywa i czy jest w stanie podzielić się tym z innymi. Internet to narzędzie, za pomocą którego ludzie komunikują swój strach i swoją radość. Nie wstydzą się pokazywać tego obcym ludziom. Odnoszę wrażenie, że czasem łatwiej coś pokazać niż o tym powiedzieć.

Michał Hernes: Jak tworzyło się postać prześladowcy głównej bohaterki?
Magnus von Horn: Reprezentuje jej ciemną stronę – choć jest grubym, samotnym facetem, to jest do niej podobny i ma takie same emocjonalne potrzeby. Gdy Sylwia uświadamia sobie, co ich łączy i konfrontuje się z tym, zaczyna odczuwać lęk, bo kto chciałby wyglądać jak on? Inspirowałem się prześladowcą Bjork z lat 90. Ricardo Lopez filmował się przez całą dobę i przygotowywał do tego, by ją zabić. Zamierzał wysłać jej bombę. W tym skierowaniu kamery na samego siebie przypominał trochę influencera, choć tylko Bjork miała obejrzeć ten materiał. Wszystkie te filmy są dostępne w internecie. Z jednej strony bałem się go, a drugiej mnie wzruszył. Lopez opowiadał o swoim życiu i był w tym zarówno przerażający jak i ludzki. Na ostatniej taśmie widać, jak strzelił sobie w głowę.

Michał Hernes: Mnie wzruszył „Sweat”, szczególnie że obejrzałem go jakiś rok temu, w czasie pandemii.
Magnus von Horn: Ktoś nas zapytał, czy pandemia miała wpływ na odbiór tego filmu. Nie wiemy tego, choć dużo czasu spędziliśmy wtedy online. Możliwe, że z powodu zmian, które wokół nas nastąpiły, dostrzeżemy w filmach coś, na co nie zwracaliśmy wcześniej uwagi i będziemy patrzeć na nie w inny sposób.   

Michał Hernes: Trzymam kciuki, żeby ten film skłonił ludzi do pójścia do kina i dyskusji.
Magnus von Horn: To bardzo ważne, żeby kino przetrwało. Oglądanie filmów w kinach wymaga od nas większej cierpliwości niż seanse na dużym ekranie w domu czy filmiki z tik toka. Gdyby kina przestały istnieć, wraz z nimi zniknęłyby filmowe historie wymagające od nas większego skupienia.

Wywiad został przeprowadzony w Kinie Nowe Horyzonty.

Oceń publikację: + 1 + 4 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1119