Kultura

Stanisław Rybarczyk: Moda na kulturę żydowską jest zawsze [WYWIAD]

2018-06-05, Autor: Michał Hernes

– Wydaje mi się, że kultura żydowska ze względu na swoją ogromną tradycję i znakomitość dokonań przerasta ilość gmin żydowskich, Żydów i osób identyfikujących się z żydowskim pochodzeniem – mówi nam Stanisław Rybarczyk, dyrygent, dyrektor artystyczny wrocławskich Wieczorów Tumskich, Koncertów Hawdalowych i Festiwalu Kultury Żydowskiej SIMCHA.

Reklama

Michał Hernes: Mówi się, że powróciła moda na płyty winylowe, ale wciąż stanowią one niewielki procent płyt sprzedawanych na rynku muzycznym. Czy moda na kulturę żydowską w Polsce była, jest, czy ma Pan nadzieje, że powróci?
Stanisław Rybarczyk
: Moda na kulturę żydowską jest zawsze. Z moich obserwacji wynika, że ogromny głód na nią nastąpił w Polsce w połowie lat 90., kiedy społeczność żydowska zaczęła się odradzać. Swoich korzeni zaczęli wówczas poszukiwać ludzie, którzy zapomnieli, kim są i przez wiele lat – z różnych przyczyn – ukrywali swoją tożsamość. Niektórzy nie informowali swoich dzieci, że mają żydowskie pochodzenie. Poszukiwanie korzeni nastąpiło także, gdy Polska wyszła spod wpływu sowieckiego.

Wydaje mi się, że największe zainteresowanie kulturą żydowską w naszym kraju miało miejsce od 1995 do 2008 roku, choć są to daty umowne. W tym czasie odbudowywały się gminy, odbudowano przykładowo Synagogę pod Białym Bocianem we Wrocławiu. W międzyczasie kultura żydowska trochę okrzepła. Co prawda różne kulturalne wydarzenia stały się rozpoznawalne, ale nie są już naznaczone taką aurą niesamowitości, niezwykłości. To już prawdopodobnie nie wróci, podobnie jak sytuacja sprzed wojny, kiedy to Żydzi stanowili – jeśli dobrze pamiętam – 10 procent społeczności naszego kraju. Mimo wszystko można zaobserwować, że np. w Warszawie funkcjonują wszystkie odłamy judaizmu – od ortodoksyjnych do bardziej liberalnych gmin żydowskich.

W Polsce powstały też szkoły żydowskie. Niezależnie od tego, ile uczy się w nich żydowskich dzieci, tradycja jest przekazywana. Wydaje mi się, że ta kultura ze względu na swoją ogromną tradycję i znakomitość dokonań przerasta ilość gmin żydowskich, Żydów i osób identyfikujących się z żydowskim pochodzeniem.

Czy Żydzi zamieszkujący poszczególne kraje różnią się od siebie, czy wykazują do siebie wiele podobieństw?
Współcześnie wszystko się unifikuje. Jak wymyślił pewien filozof, żyjemy w globalnej wiosce, choć wciąż są na świecie obszary bez prądu i na szczęście są miejsca, gdzie nie ma fast foodów. Nie zmienia to faktu, że Żydzi od 70 roku naszej ery, kiedy zburzono świątynie i wygnano ich z miejsca, które zamieszkiwali, do 1948 roku, czyli do utworzenia państwa izraelskiego, różnili się między sobą w zależności od miejsca zamieszkania. Nastąpiło to, choć rabini nakazali, żeby Żydzi trzymali się razem, zawierali między sobą związki małżeńskie i przekazywali sobie tradycję. Przebywając w różnych krajach, Żydzi wtapiali się jednak w zastaną sytuację. Różnice najbardziej można było zaobserwować we Wrocławiu. Jako że żydowska społeczność żyła tu przez kilkaset lat, w dużej mierze się zeuropeizowała, wyemancypowała i utrzymywała dobre stosunki z ludnością niemiecką. Niestety, pan Hitler skłócił Niemców z Żydami, którzy albo zostali wywiezieni do obozów, albo zostali zgładzeni, albo uciekli. W ich miejsce przyszli obywatele żydowscy wywodzący się np. z obszarów wiejskich i, w przeciwieństwie do swoich liberalnych poprzedników, były to osoby przede wszystkim ubogie i o niskiej kulturze.

Gdy więc chór Synagogi zaczął śpiewać im pieśni, to modlitwy były te same, ale polskim Żydom te melodie wydawały się obce. A bardziej ortodoksyjni Żydzi niechętnie się asymilują. Dla kogoś takiego funkcjonowanie w społeczeństwie dzisiejszym - europejskim bądź światowym - jest chyba niemożliwe, bardzo trudne. Żydowska kobieta powinna już w nocy z czwartku na piątek szykować wszystko na szabat, podobnie zresztą jak jej mąż i dziecko. Pytanie brzmi,  który przedsiębiorca w piątek w samo południe wypuści do domu żydowską kobietę?  To niemożliwe.

Ukłułem sobie teorię, że Żydzi masowo przybywali kilkaset lat temu do Polski po wypędzeniu z półwyspu iberyjskiego, bo tu były dla nich najbardziej dogodne warunki do życia. Do rozbiorów Polski mieszkali tu reprezentanci prawie wszystkich narodów ościennych – Litwini, Ukraińcy, kozacy, Żydzi, Tatarzy, ale polscy Tatarzy, którzy byli muzułmanami. Mimo tych różnorodnych mozaik językowych, wszyscy się identyfikowali z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Oczywiście ze stosunkami społecznymi bywało różnie, ale trudno oczekiwać, żeby ówczesna demokracja spełniała kryteria tej nam współczesnej.

Stary rabin powiedział w dramacie „Anioły w Ameryce”, że chrześcijanie wierzą w przebaczenie. Żydzi w poczucie winy.
Coś w tym jest. Pewnie znajdą się tacy rabini, co by się sprzeciwili temu, co powiem, ale chrześcijaństwo jest wynikiem judaizmu. Pierwsza gmina chrześcijańska w stu procentach składała się z Żydów, a Tora stała się Starym Testamentem. W Starym Testamencie jest jednak mowa o zasadzie „ząb za ząb”, natomiast Twórca chrześcijaństwa stworzył przykazanie miłości, które pojawia się również w Torze. W chrześcijaństwie stało się to gruntowną podstawą, w myśl której człowiek, nawet jeśli upada, zawsze może dostąpić odkupienia. U Żydów prawo jest trochę twardsze, ale Żyd także może pokutować na rozmaite sposoby i zyskać przebaczenie. To jest wspólny korzeń, ale gałęzie poszły w innych kierunkach. Być może Wiekuisty zrozumiał, że stworzony na jego obraz człowiek co prawda ma straszliwe rogi i bardzo grubą skórę, ale może trzeba dać mu szansę?

Kiedy słucham muzyki w czasie koncertów na SIMCHIE, w tym Chóru Synagogi pod Białym Bocianem, przypomina mi się słowo soulfulness, czyli smutek przekuty w coś przepięknego i oczyszczającego. To alchemia bólu. Takie mam skojarzenie.
To ładne skojarzenie. Muzyka synagogalna w sposób szczególny jest muzyką naznaczoną oddechem wieczności. Osobiście uprawiam różne muzyczne gatunki. Przez prawie 20 lat bardzo intensywnie zajmowałem się operą, ale znudziło mi się to. Tymczasem do tej pory zajmuję się muzyką synagogalną i nic nie wskazuje, by miała mi się znudzić. Spotkania ze świetnymi kantorami i ich sztuką dodają niesłychanych emocji, które towarzyszą mi na koncertach i podczas przygotowań do nich.

Ważne było dla mnie spotkanie z Josephem Malovanym. Ma on cechę, która nas zbliżyła nas do siebie przeszło 20 lat temu, gdy po raz pierwszy spotkaliśmy się na koncercie w Hanowerze. Malowavy każdy koncert śpiewa dla Boga, ale przede wszystkim tak, jakby to był jego ostatni koncert w życiu. To chwila dla Boga, trzeba więc zrobić wszystko, żeby ci, którzy przyszli na koncert odczuli ją w sposób możliwie najbardziej szczególny.

Czyli emocje są tu najważniejsze, a nie to, że słuchacze mogą w pełni zrozumieć i docenić tę muzykę?
Rolą sztuki jest wywoływanie emocji, swoiste czarodziejstwo.

Czarodziejstwo w pozytywnym tego słowa znaczeniu?
Ależ oczywiście. W ogóle czarodziejstwo jest piękną rzeczą. Jeden z moich przyjaciół na pytanie, kim chciałby być, odpowiedział, że czarodziejem. Zapytany, skąd taki wybór, odparł, że chciałby ludziom dopomóc.

Czarodziej też może być muzykiem. Po wielu latach zrozumiałem, jak niezwykłe jest nasączanie ludzi emocjami – zarówno smutnymi, jak i wesołymi, radosnymi, tanecznymi. Tekst piosenki jest, oczywiście, bardzo ważny dlatego, że bez jego znajomości emocje mogą nie zostać odczytane do końca i właściwie. A znajomość języka hebrajskiego nie jest powszechna. Gdy się go zna, w czasie słuchania żydowskiej muzyki powstaje genialny konglomerat, który potrafi każdego poruszyć.

Można wtedy poczuć ciarki w kręgosłupie i to, co muzycy chcieli przekazać.
Dokładnie, ma pan rację.

Jak ważna jest w tym improwizacja?
W muzyce synagogalnej element improwizacji jest u kantora rzeczą najbardziej oczywistą, dlatego że ta muzyka nie jest zapisania, tylko podlega ozdabianiu. Na festiwalu muzycznym w Łańcucie śpiewaliśmy w cudnej synagodze barokowej i Malovany śpiewał modlitwę, którą odczytywał z jednej z tablic, improwizując ją. A myśmy z zespołem śpiewaków z chóru Synagogi improwizowali niektóre fragmenty razem z nim. Oczywiście  musieliśmy się umówić co do pewnych rzeczy. I tego w nutach nigdy nie było. Po tym koncercie też pewnie nigdy już nie wykonamy ich w ten sposób.

Jak się pan zapatruje na spotkania muzyki żydowskiej z gatunkami takimi jak jazz?
Przeszło dziesięć lat temu z Piotrem Baronem, wybitnym saksofonistą jazzowym, po raz pierwszy podeszliśmy do skrzyżowania muzyki synagogalnej z jazzem. Gdy zagraliśmy koncert po raz drugi, urodziło się coś o wiele bardziej genialnego. Improwizacja jazzowa ma swoje odniesienie w muzyce synagogalnej. Jestem za takimi eksperymentami dlatego, że rozszerzają paletę możliwości. Dobrym przykładem są świetne improwizacja Jana Garbarka, w których jazz łączy się z muzyką poważną. Współcześnie spotykamy się także z nowymi opracowaniami pieśni jidysz. Jedno jest najważniejsze – żeby muzyka była świetna, żeby przynosiła radość, żeby była czymś wartościowym.

Tę muzykę będzie można usłyszeć dziś przy okazji Szabatu.
Spotkanie z Szabatem ma wiele twarzy. To nabożeństwo na powitanie Szabatu, z którego cieszy się społeczność żydowska. To piękny moment podczas liturgii, kiedy wszyscy stoją. W pewnym momencie w tekście modlitwy wszyscy obracają się w stronę wyjścia, na zachód. Jednocześnie Szabat uspokaja życie człowieka. To spotkanie z Wiekuistym, które zajmuje naczelne miejsce. Zabrania się wtedy wielu rzeczy, żeby człowiek się nie rozpraszał. To ma być czas refleksji, w trakcie którego następuje w nas piękna przemiana.

Rozmawiał: Michał Hernes 



 
 





Oceń publikację: + 1 + 3 - 1 - 264

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kto powinien zostać nowym marszałkiem Dolnego Śląska?






Oddanych głosów: 1661