Tu jest Wrocław

Stara Eska Wrocław ma 30. urodziny. Tomasz Wołodźko: Byliśmy całkowicie niesieni euforią odbiorców

2023-03-21, Autor: Marcin Kruk

30 lat temu rozpoczęło nadawanie we Wrocławiu Radio Eska, pierwsze komercyjne radio. O godz. 6, 21 marca 1993 r. słuchacze usłyszeli głos Tomasza Zuterka. Pierwszą piosenką zagraną w Esce była “Friday I'm in Love” zespołu The Cure. Rozgłośnia, nadająca początkowo z Poltegoru, błyskawicznie zdobyła ogromną popularność. Z okazji urodzin twórcy radia przygotowali audycję “Powrót do przeszłości. 30 urodziny Radia Eska Wrocław”. Programu z tamtych lat można słuchać pod adresem ▶ 73,2 DAWNA ESKA WROCŁAW (eska732.wroclaw.pl), a my zapraszamy do przeczytania rozmowy z jednym z współzałożycieli radia Tomaszem Wołodźką.

Reklama

W Radio Eska byłeś od samego początku?

- Tak, mam legitymację prasowa z numerem pierwszym. W momencie, kiedy zaczęliśmy nadawać, byłem redaktorem naczelnym, a później, po roku, redaktorem naczelnym został Rafał Jurkowlaniec, późniejszy marszałek, wojewoda itd. Kierowałem tym zespołem od strony redakcyjnej na samym poczatku razem z Edytą Mydłowską i Tomaszem Kontkiem, a muzyką zajmował się Jacek Fudała, który też teraz zajął się ułożeniem playlisty na ten rocznicowy program. 

Jak tam trafiłeś? Dziś radio komercyjne to zwykła rzecz, ale wtedy wydawało się to dość karkołomne. Jak budowaliście zespół?

- My byliśmy ekipą z Niezależnego Zrzeszenia Studentów Uniwersytetu Wrocławskiego i to od tego się zaczęło. Chcieliśmy, żeby było takie radio, które nam by się podobało, żebyśmy my też mogli go słuchać. I stąd był pomysł na radio. Tak to sobie po prostu wymyśliliśmy z tą ekipą z NZS-u, gdzie wtedy szefem był Grzegorz Schetyna, był też Eugeniusz Dedeszko-Wierciński.

Ja pracowałem w “Gazecie Wyborczej”, w oddziale wrocławskim. Wydawaliśmy wcześniej też takie studenckie pisma NZS-u. Byliśmy zafascynowani dziennikarstwem, ale też muzyką, radiem i chcieliśmy to wszystko robić.

Trafili tam ludzie z doświadczeniem dziennikarskim czy tacy, którzy chcieli stawiać pierwsze kroki w tym zawodzie?

Jak tylko rozniosły się wieści o tym, że takie radio powstaje, to przy nas skoncentrowali się ludzie, którzy się bardziej interesowali muzyką albo też mieli takie pragnienia, tacy jak pierwsi DJ-e, czyli Tomek Zuterek, Wojtek Janicki, właśnie Jacek Fudała, Piotrek Sworakowski, Piotrek Welc, Darek Ciesielski. Jak zrobiliśmy pierwszy nabór, to przyszło kilkaset osób. A na drugim było już było kilka tysięcy.

Okazało się, że każdy chciał być radiowcem…

- Każdy chciał być radiowcem w tym właśnie radiu. W pierwszym takim komercyjnym, pierwszym takim wesołym, takim zupełnie naturalnym i - co ciekawe - w takim, które grało 24 godziny na dobę, bo wtedy nie było to takie oczywiste, że radio gra przez cały czas. A myśmy to zagrali. Były różne miejskie konkursy, ja prowadziłem wrocławską Zgaduleskę Radia Eska, taki trudny konkurs o Wrocławiu zawsze o 9.40. I to było ważne, że to wszystko wtedy szło na żywo, również nocne programy.

Mieliście wtedy samodzielność programową.

- Tak, mieliśmy samodzielność programową, a co też ciekawe, mieliśmy też bardzo rozbudowany serwis z kraju i ze świata. W pewnym momencie mieliśmy 40 nieetatowych, ale korespondentów zagranicznych: ze Stanów, z Francji, z Izraela, z Londynu, z Berlina, z Bonn. Do dzisiaj z nimi trzymamy kontakt.

Jakie były założenia - czym chcieliście się wyróżniać, przyciągnąć słuchaczy?

- Chcieliśmy robić radio bardziej na luzie, dla grupy odbiorców, którymi wtedy sami byliśmy, czyli 20-, 30-, 40-latków. Wiedzieliśmy, że ludzie potrzebują oprócz takich poważnych rzeczy również elementów rozrywki, ale takiej mądrej rozrywki. I też mówienia o tym, co dzieje się u nich w mieście. A to był czas przemian ustrojowych po 89. roku.

Wprowadziliśmy coś takiego, jak reklamy, które również były robione u nas, a nie sieciowe, które wymyślali Darek Franckiewicz i nieżyjący już Bogdan Białecki.

To było coś nowego, te reklamy przykuwały uwagę i zaciekawiały tak, że nie chciało się od razu przełączać.

- To był moment, że musieliśmy ludziom mówić, że reklama w ogóle działa. Ponieważ to były czasy też raczkującej reklamy, nie tylko reklamy radiowej. Naszym hasłem, hasłem bloków reklamowych było “Cudów nie ma, jest reklama”. Robiliśmy również promocję samej reklamy, jako pewnego rodzaju narzędzia.

Praca w radiu dla ciebie: przygoda życia czy praca jak każda inna?

- Nie no, ja później pracowałem w tym radiu przez 30 lat. Generalnie dziennikarstwo było przygodą. Takie dziennikarstwo niezależne, bo część z nas nie wyobrażała sobie pracy w dziennikarstwie przed 89 rokiem. Było to wtedy dziennikarstwo takie trochę reżimowe. Natomiast tutaj poczuliśmy powiew wolności. Mogliśmy robić coś swojego i mówić też takie rzeczy, które jeszcze w 93 roku były odkrywcze. Czuliśmy, że tu jest wolność, że nie ma komuny. Nie tylko jeśli chodzi o ideologię, ale również o prezentowanie utworów. To było zawsze radio muzyczne. My graliśmy takie nowości i taką muzykę - oczywiście, była to muzyka środka w większości - była też popularna w Europie i na świecie. Dostaliśmy dostęp do nowości i zaczęliśmy to grać. Zresztą na samym początku z kaset magnetofonowych, a później z płyt kompaktowych, które też gdzieś tam się pojawiły, ale to też było absolutnie raczkujące. Tych płyt też nie było, więc zbudowaliśmy sobie najpierw bazę muzyczną z płyt kompaktowych.

Czy były na początku, w pierwszym okresie takie momenty, że myśleliście, że jest za trudno, że to nie wyjdzie?

- Nie. Byliśmy całkowicie niesieni euforią odbiorców. To radio w ciągu kilku miesięcy zostało absolutnym liderem. Były takie badania, w których mieliśmy ponad 90 procent słuchalności we Wrocławiu. Byliśmy niekwestionowanym liderem i mieliśmy ogromny odzew słuchaczy. Tam było dużo konkursów, mnóstwo interaktywności. Słuchacze mogli do nas dzwonić, robiliśmy różne akcje… To spowodowało też, że staliśmy się z dnia na dzień takimi, dziś można powiedzieć, celebrytami. To było coś, co niesie i wiedzieliśmy - przez te pierwsze dwa lata, dopóki nie powstały następne stacje komercyjne - że robimy coś nowego, coś, co ludziom naprawdę odpowiada.

Faktycznie byłeś niezwykle rozpoznawalny. Co wspominasz najlepiej? To, że dużo się działo? Może tę sławę właśnie? Albo pieniądze?

- Nie, jeśli chodzi o sławę i pieniądze, to rzeczywiście, wtedy mając 20 kilka lat, bo ja byłem bardzo młodym redaktorem naczelnym, ja w ogóle o tym nie myślałem. Cały czas myśleliśmy o tym, co by można zrobić jeszcze fajnego w tym radiu.

Najlepiej wspominam przede wszystkim to, że proces decyzyjny był bardzo krótki. Jak coś wymyśliliśmy, to od razu mogliśmy to wprowadzić. To dawało nam ogromną przewagę wobec innych stacji radiowych; oraz to, że byliśmy blisko we Wrocławiu: bezpośrednie relacje, bezpośrednie łączenia. Nawet bez telefonów komórkowych, tylko korzystając z uprzejmości tych, którzy mieli telefony. U nas wszystko działo się szybko i większość rzeczy działa się na żywo.

Właśnie, nie było telefonów komórkowych, tych wszystkich technologii, streamingów. Przecież dzisiaj trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie i pracę bez tych wszystkich narzędzi.

- A jednak można było. To był ten czas, kiedy najważniejszy był pomysł i szybka reakcja. Czyli jak ktoś coś widział, to można było po prostu wejść na antenę. Jak robiiśmy korespondencję z urzędu, to robiliśmy ją korzystając z urzędowych telefonów - “przepraszamy, czy możemy zadzwonić?”. Dziś już jakość techniczna tych połączeń byłaby niewystarczająca. Natomiast wtedy to, że jesteśmy na żywo i możemy to robić szybko było decydujące.

Eska jest w dużej części też twoim dzieckiem. Jak postrzegasz jego rozwój, dzisiejszą kondycję Radia Eska?

- Moim zdaniem Eska trzyma się bardzo dobrze jako brand, ale trzeba zaznaczyć, że to jest zupełnie inne radio. Słuchacze mogą to sprawdzić słuchając naszej dzisiejszej jednorazowej audycji rocznicowej. To jest zupełnie coś innego, ale też oczekiwania odbiorców zmieniły się przez te 30 lat. Też te wszystkie wymiary konkurencyjne, bo teraz się stacje sformatowały i spolaryzowały ze względu na różne potrzeby odbiorców. Wtedy zaspokajaliśmy potrzeby prawie wszystkich - przez pierwsze dwa lata jako jedyni.

Czego mogą spodziewać się słuchacze podczas trwającej dziś od północy audycji?

- To jest taki powrót do przeszłości, tak to zresztą nazwaliśmy. Mogą się spodziewać, że usłyszą stare nagrania, muzykę, która odda klimat tamtych lat. Playlistę zbudował Jacek Fudała na playliście lat 93 - 94. Sami jak słuchamy, to mamy ciary. Niektóre utwory są zapomniane i jak się je puści, to takie mamy “wow! ale to ładnie zagrało”. Mogą także spodziewać się dużej liczby konkursów, tych interaktywności. Będzie o wiele więcej niż teraz o Wrocławiu - bo to i w tych starych serwisach informacyjnych, i w serwisach lokalnych, i w konkursach. Takie rzeczy, jak kursy walut, gdzie kwoty były niezwykłe albo np. informacje z granic, że na jakiejś granicy samochody muszą czekać 18 godzin. To jest powrót do przeszłości: jeżeli chodzi o klimaty muzyczne, jeżeli chodzi o brzmienia, jeżeli chodzi też o konteksty wrocławskie, które wtedy się działy. Natomiast jak przygotowywaliśmy ten program, ujęło mnie, że część problemów dziś jest dokładnie taka sama. Wojna, konflikty polityczne w naszym kraju... Nazwy się pozmieniały, ale zasady są podobne, jak 30 lat temu. I także dlatego warto posłuchać dzisiejszego programu, żeby zdać sobie z tego sprawę.

Na koniec chciałbyś dodać coś, o co nie zapytałem?

- Wtedy, 30 lat temu, były takie emocje, które związały nas do dziś, kiedy jesteśmy już, można powiedzieć, boomerami. Wiele osób do dzisiaj pracuje w radiach różnego rodzaju, a chciałbym zaznaczyć, że ten program rocznicowy zrobili. Najłatwiej zacząć ode mnie, bo ja tu jestem, czyli: własnie ja, Rafał Jurkowlaniec, Tomek Dykiert dał wsparcie techniczne, Grzesiek Ossowski, który jest producentem dźwięku, Robert Banasiak, który jest dyrektorem CeTY, czyli dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych, Jacek Fudała, który zrobił całą playlistę i dalej programuje różne stacje radiowe od strony muzycznej. Wiesiek Biel, szef techniki pierwszego Radia Eska, teraz też nam pomagał od strony technicznej, to wszystko poustawiać, żeby ten program można było w sieci puścić. I teraz uwaga: elementem naszego supportu był również Kamil Wardęga, lat dwadzieścia kilka, który jest studentem SWPS-u. Patrzył na to świeżym okiem, jako młody człowiek, czy tego da się słuchać i mówił, że da się słuchać.

 

Rozmawiał Marcin Kruk

Oceń publikację: + 1 + 17 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.