Wiadomości

Tajemniczy Wrocław: Wrocławska Madonna cz. 12

2013-08-24, Autor: Jolanta Maria Kaleta
Na łamach naszego portalu prezentujemy cykl pod tytułem Tajemniczy Wrocław. Publikujemy w nim fragmenty powieści znanej wrocławskiej pisarki - Jolanty Marii Kalety. Począwszy od 1 czerwca przez kolejne tygodnie na naszej stronie w każdą sobotę można śledzić losy bohaterów "Wrocławskiej Madonny". Dziś ostatnia już część trzymającej w napięciu powieści, której tłem jest stolica Dolnego Śląska.

Reklama

>Przeczytaj pierwszy odcinek powieści Jolanty Marii Kalety pt. "Wrocławska Madonna".

 

>Przeczytaj drugi odcinek.

 

>Przeczytaj trzeci odcinek.

 

>Przeczytaj czwarty odcinek.

 

>Przeczytaj piąty odcinek.

 

>Przeczytaj szósty odcinek.

 

>Przeczytaj siódmy odcinek.

 

>Tu znajdziesz ósmy odcinek.

 

>Tu przeczytasz dziewiąty odcinek.

 

>Tu przeczytasz dziesiąty odcinek.

 

>A tu znajdziesz jedenasty odcinek.

 

Oto kolejny wybrany przez autorkę fragment powieści:

 

Samochód stał zaparkowany przy wąskiej, jednokierunkowej uliczce. Żeby się do niego dostać musieli pokonać niewielki trawnik i klomby z ozdobnymi krzewami. Dopadli go po kilku minutach. W tym momencie dobiegł ich odgłos wystrzałów. Najpierw dwa i po chwili znowu dwa. Nie mieli czasu zareagować. Jedynie spojrzeli na siebie i Wolski uruchomił silnik. Na wyłączonych światłach dojechali do skrzyżowania i skręcili w prawo, w Olszewskiego. Jechali przed siebie z maksymalną prędkością. Ruch o tej porze był niewielki, jedynie koty czmychały im spod kół.

- Słyszałeś? – szepnęła.

- Tak. Myślał, że strzela do nas, w łóżku. – odparł.

- Dokąd jedziemy? Gdzie możemy się ukryć? – spytała w panice.

- Do Bednarskiego.

W duchu przyznała mu rację. Sama przecież widziała jak jednym telefonem spowodował zwolnienia Marka z aresztu. Dochodziła godzina dwudziesta druga, gdy nacisnęli dzwonek do drzwi księdza Jana. Nie wyglądał na zdziwionego, gdy im otworzył. Albo spodziewał się takiego obrotu wydarzeń, albo tak doskonale potrafił panować nad sobą.

 

 

Tamara była roztrzęsiona. Bednarski posadził ją na wersalce i nalał do kieliszka radzieckiego koniaku. Sączyła maleńkimi łyczkami, czując rozlewające się po całym ciele przyjemne ciepło. Mimo to nadal dygotała. Wolski usiadł obok niej i objął ramieniem. Nie potrafił znaleźć słów, które mogłyby ją pocieszyć.

 

- Wiem w czym rzecz – oznajmił Bednarski, kiedy już uporał się w kuchni z zaparzeniem herbaty.

Postawił tacę z naparem i szklankami na stoliku i usiadł naprzeciw nich.

- Wszystko to robota esbecji – kontynuował. – Majchrzak jest ich agentem, a wy niechcący weszliście mu w drogę. Ma wszędzie kontakty i wejścia. Znajdzie was w mysiej dziurze. Nie jest zresztą sam. Obydwaj mają już krew na rękach.

- Planujemy przeprowadzić się do Krakowa – wtrąciła Tamara trochę uspokojona bliskością Marka i opanowaniem Bednarskiego. - Obawiam się, że to wystarczy na krótki czas. Mamy inne plany – oznajmił.

- Mamy? – zdziwił się Wolski

- Musiałem pójść z waszą sprawą wyżej – wyjaśnił. – Wybaczcie, że nie podam konkretów. 

Wolski poklepał go serdecznie po ramieniu.

- Nie musisz. Mamy do ciebie zaufanie. Mów, co proponujesz?

- Będziecie musieli podjąć brzemienną w skutkach decyzję, ale my nie widzimy innego wyjścia. Kościół ma wobec ciebie, Marku, dług wdzięczności i chce go spłacić. Pomimo wszystkich trudności.

- Janku, nie klucz jak zając po łące tylko mów konkretnie – żachnął się Wolski. – Nie widzisz, że siedzimy jak na szpilkach?

Bednarski nie umiał dobrać właściwych słów, żeby wyjawić im propozycję, na którą otrzymał zgodę zwierzchników. W końcu przełknął ślinę i oznajmił:

- Wywieziemy was do Włoch, do Rzymu. Tam was nie znajdą. Ba! Tam nie będą was szukać. Tylko… - zająknął się – to będzie wyjazd w jedną stronę. Pani już poznała jak to smakuje. Możliwości powrotu nie będzie.

Na krótki moment zapadła cisza. Pierwszy odezwał się Wolski:

- Jak mam rozumieć „wywieziemy”?

- Za dwa tygodnie delegacja arcybiskupstwa razem z metropolitą udaje się do Watykanu. Dostaliśmy zgodę i paszporty. Dla was wyrobi się tymi kanałami co poprzednio dla ciebie, pamiętasz?

- Rozumiem. Jest ryzyko? – spytał Marek

- Takie samo jak wówczas kiedy ty jechałeś, a może nawet mniejsze. Nikt nie będzie szczegółowo sprawdzał delegacji Kurii jadącej za oficjalną zgodą tak zwanych czynników rządowych – z rozbrajającym uśmiechem wyjaśnił Bednarski.* Na twarzy Tamary pojawił się delikatny uśmiech. Oparła głowę otoczoną burzą kasztanowych włosów na ramieniu Marka i spytała retorycznie: - Czy jest piękniejsze miejsce na ziemi dla artysty malarza i zapalonego historyka sztuki niż Rzym? Forum Romanum… Hiszpańskie Schody… Koloseum… Watykan… - wyliczała rozmarzona – Zaczniemy życie od nowa.

 

Dwa tygodnie później czarny błyszczący mercedes poprzedzony równie czarną i błyszczącą wołgą ruszył spod budynku Kurii w kierunku granicy z Czechosłowacją. Kawalkadę zamykała jeszcze jedna wołga, także czarna i błyszcząca. W mercedesie, na tylnym siedzeniu, spoczywał arcybiskup w purpurowej sutannie. Z przodu, obok kierowcy, siedziała młoda zakonnica, benedyktynka, oddana do posług podczas podróży. Nerwowymi ruchami co jakiś czas poprawiała zakonny welon na głowie, jakby w obawie, że jakiś niesforny kosmyk włosów wydostanie się na zewnątrz. Na kolanach trzymała podręcznik do nauki języka włoskiego. Od czasu do czasu kierowała swoje ogromne czarne oczy na wsteczne lusterko, żeby zobaczyć siedzącego w samochodzie jadącym z tyłu, przystojnego księdza w sutannie z ożywieniem rozmawiającego z innym księdzem. Trochę do niego podobnym, choć może mniej przystojnym.

 

Zainteresowanych pełnymi losami malarki Tamary Rubin i wrocławskiego historyka sztuki Marka Wolskiego oraz okolicznościami odnalezienia przez nich cennego obrazu odsyłamy na stronę internetową.

 

-----

Dla autorki Jolanty Marii Kalety inspiracją do napisania powieści stało się zagadkowe, nagłośnione w 1961 roku, zniknięcie z kaplicy Arcybiskupa Wrocławskiego na Ostrowie Tumskim, cennego obrazu Łukasza Cranacha Młodszego „Madonna Pod Jodłami”, zwanego "Wrocławską Madonną".

 

Przez dziesięciolecia wydawało się, że jest on dla Polski bezpowrotnie stracony. Kiedy Autorka książki w lipcu br. złożyła w wydawnictwie maszynopis powieści osnutej na tych wydarzeniach, całą Polskę obiegła sensacyjna wiadomość - do posiadania „Madonny” przyznał się Kościół Katolicki w Szwajcarii i wart kilka milionów dolarów obraz zwrócił Polsce. Czy pisarka trafnie przewidziała koleje losu i kres wędrówki obrazu? Czy przewidziała rzecz niemożliwą – jego powrót do Polski? A może wyobraźnia podsunęła Jej inne, ciekawsze niż rzeczywistość, rozwiązanie? Na to pytanie Czytelnik znajdzie odpowiedź w powieści. Śledząc losy jej bohaterów odnajdzie także odpryski głośnej operacji polskich służb specjalnych PRL-u o kryptonimie „Żelazo”.

 

Marek Wolski, wrocławski historyk sztuki, poproszony o pomoc w rozwiązaniu zagadki przez swego przyjaciela sekretarza Kurii Arcybiskupiej we Wrocławiu, bez zgody polskich władz, wyrusza na poszukiwanie zaginionego obrazu „Madonna Pod Palmami”. Poprzez Drezno i Wiedeń, ścigany przez agentów służb specjalnych, tropi wymykający się wciąż obraz. Sprawę dodatkowo komplikuje pojawienie się pięknej kobiety. Wolskiemu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo, któremu nie może zapobiec nawet powrót do Polski.

 

Akcja powieści toczy się wartko, zaskakując bohatera i czytelników wciąż nowymi przeciwnościami losu, z którymi musi sobie radzić wykorzystując cały swój spryt, inteligencję i urok osobisty. Tę książkę, napisaną ciekawie, soczystym, żywym językiem, z postaciami "z krwi i kości", osadzoną w konkretnych realiach historycznych, czyta się przysłowiowym ‘jednym tchem’. Znajdziemy w niej i zbrodnię i przemoc i bezwzględność służb specjalnych, ale także seks, przyjaźń i prawdziwą miłość.

Oceń publikację: + 1 + 4 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.