Wiadomości

Tęczowe Kucyki ocaliły wrocławski dworzec

2011-09-24, Autor: Tomasz Matejuk
Wiemy, kto otruł Wilhelma Grapowa, architekta wrocławskiego Dworca Głównego. Tego niezmiernie ważkiego odkrycia dokonały Tęczowe Kucyki – to dzięki nim ślub Koparki i Zegara doszedł do skutku, a projekt stacji kolejowej mógł zostać dokończony. W grze miejskiej zorganizowanej przez PKP wzięło udział ponad 200 osób.

Reklama

Fabułę wymyślił Andrzej Ziemiański, wrocławski pisarz fantasy. „Historie Pewnych Znajomości” to love story tocząca się pomiędzy Koparką (przybyłą do stolicy Dolnego Śląska by pomóc w remoncie stacji kolejowej) i dworcowym Zegarem. Akcja gry toczyła się wokół ślubu dwojga zakochanych. Dotarli na nie niemal wszyscy bohaterowie internetowego dziennika. A w wyniku zawirowań w czasie także postaci związane z koleją i samym dworcem oraz niezwykli pasażerowie z przeszłości. Wśród nich, prosto z XIX wieku, Wilhelm Grapow, projektant wrocławskiego dworca. Podczas ostatnich przygotowań ktoś podał mu zabójczą miksturę. Trucizna zaczęła działać. Żeby Grapow mógł ukończyć projekt dworca, gracze musieli okryć, kto podał projektantowi miksturę. Wyruszyli więc w miasto…

Zadania, z jakimi musieli zmierzyć się uczestnicy nawiązywały do historii dworca, przebiegu prac modernizacyjnych i dworcowego bloga.. Na ulicach Wrocławia pojawiły się postaci z różnych epok oraz ze świata fantastyki – to oni udzielali graczom cennych wskazówek.

- Zadania były przeróżne, od logicznych, przez sprawnościowe, a na zagadkach kończąc – opowiada Małgorzata Zając z PKP.

- Zawodnicy układali rozkład jazdy z rozsypanych elementów czy odgadywali z jakich filmów pochodzą kadry, które na zdjęciach pokazywał im sam Charlie Chaplin. Albo musieli pogodzić ze sobą dwie postaci: tor i szynę, które skumulowane były w jednej osobie, a na dodatek ciągle się kłóciły – dodaje z uśmiechem.


- Żeby trochę utrudnić graczom zadanie, nie oznaczyliśmy na mapie dokładnie punktów, które musieli znaleźć. Zakreśliliśmy jedynie obszar poszukiwań – tłumaczy Bartłomiej Sarna, rzecznik prasowy PKP S.A.

Popularność gry miejskiej zaskoczyła samych organizatorów. Na ulice Wrocławia wyruszyło w sobotnie popołudnie ponad 200 osób.

- Zgłosiło się 50 ekip, w każdej było od trzech do pięciu osób. Przeważali młodzi ludzie, od 16 do 25 roku – mówi Małgorzata Zając.

- To ogromne zainteresowanie akcją niezmiernie nas cieszy. Staramy się bowiem w ten nietypowy i zabawny sposób opowiadać o historii wrocławskiego dworca, budować jego tożsamość. To przecież miejsce z  duszą – podkreśla Bartłomiej Sarna.

I dodaje:

- Dzięki tej grze chcemy również przybliżyć ludziom to, co obecnie dzieje się na stacji, pokazać jak przebiegają remonty. To lepsze niż kolejna wystawa fotografii.

Uczestnikom pomysł bardzo przypadł do gustu, chwalili ciekawą fabułę i  profesjonalizm samej gry. Narzekali jednak na niektóre elementy rozgrywki.

- Było zdecydowanie za mało czasu na rozwiązanie wszystkich zadań. Nam udało się wykonać ledwie trochę ponad połowę – mówią Slotowiczki, młode wrocławianki, które po raz pierwszy brały udział w tego typu zabawie.

- Zadania były dość trudne, ale głównym problemem był zbyt duży obszar, jaki musiałyśmy ogarnąć – dodaje Estera, jedna ze Slotowiczek.

- Niemniej jednak bawiłyśmy się świetnie, to ekstra sposób na aktywne spędzenie soboty. Na pewno to nie jest nasza ostatnia gra miejska – podkreślają gremialnie.

Słowa Slotowiczek potwierdzają dziewczyny z ekipy o wdzięcznej nazwie Przyczłapki do Kurczałki, na co dzień studentki wrocławskich uczelni.

- Sam pomysł genialny. Zadania super, jak chociażby to z namawianiem przypadkowych ludzi do przyłączania się do żywego pociągu i wspólnego śpiewania piosenki Jedzie pociąg z daleka… - śmieje się Ewelina.

- Natomiast jeśli chodzi o wady, to przede wszystkim gra toczyła się na  zbyt rozległym terenie. Było za dużo biegania, brakowało czasu na  spokojne zastanowienie się nad odpowiedzią. No i mapa była nieprecyzyjna – wylicza.

Mimo wysokiego poziomu trudności, gracze odkryli, kto otruł Wilhelma Grapowa. Udało się to Tęczowym Kucykom – i to oni zostali głównym zwycięzcami sobotniej zabawy. A nikczemnikiem, który podał truciznę okazał się człowiek – zombie. Za jego niecny czyn spotkała go z rąk pozostałych uczestników wesela sroga kara. Ale najważniejsze, że dzięki specjalnej miksturze przygotowanej przez chemika udało się uzdrowić architekta, a ślub Zegara i Koparki mógł wreszcie się odbyć…

Na twarzach uczestników, mimo zmęczenia, królowały uśmiechy. Znaczy, że  zabawa się podobała i niecodzienny pomysł PKP na promocję wrocławskiego dworca okazał się strzałem w dziesiątkę. Organizatorzy już myślą nad kolejną edycją gry miejskiej.


Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~Lucek 2011-09-25
    08:39:35

    0 0

    Super impreza. Widziałem ich wczoraj w mieście. Niesamowicie sympatyczni. Brawo!

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.