Tu jest Wrocław

To on walczył o zbiornik Racibórz, który uratował Wrocław. Kotlina Kłodzka? "Nie wyciągnęła lekcji"

2024-09-30, Autor: Arkadiusz Franas

Zupełnie inaczej by to wtedy wyglądało, gdybym w 1997 roku zrobił takie transmisje ze sztabu powodziowego, jak teraz robił pan premier. Bo wtedy wszyscy mogliby zobaczyć, jak to było naprawdę. Też pewnikiem z różnymi zgrzytami, które teraz też wychodziły, ale byłoby widać, że praktycznie wtedy sztab miejski i wojewódzki były u mnie – mówi nam profesor Janusz Zaleski, który był wojewodą wrocławskim podczas powodzi w 1997 roku.

Reklama

Z prof. Januszem Zaleskim, dyrektorem Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej Dorzecza Odry i Wisły i byłym wojewodą wrocławskim rozmawia Arkadiusz Franas

Panie profesorze, jak to się stało, że teraz Wrocław ocalał, chociaż woda w rzekach miała poziomy zbliżone do tych z 1997 roku?

Bo zadziałał Racibórz, bo ścięto falę na kaskadzie zbiorników w Nysie, mimo ogromnych opadów w Kotlinie Kłodzkiej. Takie matematyczne wyliczenie, co się stało w porównaniu do 1997 roku. Zbiornik Racibórz ściął 1200 metrów sześciennych na sekundę. Jakby nie ściął, to aż tyle może do Wrocławia by nie dopłynęło z tego powodu, żeby zalało po drodze Kędzierzyn-Koźle, Opole, ale do Wrocławia i tak bardzo dużo wody by doszło. Mieliśmy jeszcze w rezerwie kanał na Widawę, czyli 320 metrów sześciennych na sekundę więcej mogliśmy spokojnie przepuścić. Ale jakby było jeszcze więcej, to wtedy by nam się ponownie kończyła instrukcja co dalej.

A propos instrukcji, czy w jakimkolwiek planie nadal jest przewidziane wysadzanie wałów pod Wrocławiem, o którym tak dużo było mowy w 1997, a i teraz tamtejsi mieszkańcy się tego obawiali?

Nie. W aktualnie obowiązującej instrukcji, którą znam. Nie ma żadnego scenariusza z wysadzaniem wałów. Dzisiaj mamy kanał o przepustowości 320 metrów na sekundę, więc po co mamy wysadzać wały? Po co wysadzać, jak uruchomimy ten kanał i jest większy efekt niż wysadzanie.

Czyli nie było mowy o wysadzaniu wałów?

W ludziach były emocje. Do mnie docierały takie informacje, do prezydenta Wrocławia docierały, do sztabu. Natomiast absolutnie nie było żadnych przygotowań, nawet takich futurystycznych, nikt tego nie rozważał.

Zbiornik Racibórz to jest trochę Pana dziecko, Pana pomysł?

Idea niemiecka, ale zbiornika mokrego. Ale wiadomo, że tak myślano w XIX wieku. Rzeka miała wtedy duże znaczenie ekonomiczne i tyle. Ja tylko przez te dwadzieścia kilka lat, czyli od powodzi 1997 roku do roku 2020, kiedy zakończono realizację, cierpliwie działałem, aby ten zbiornik powstał już w wersji suchej, czyli głównie przeciwpowodziowej. No i cieszę się, że się to udało, bo przeciwników po drodze było wielu.

No właśnie, a dlaczego tak późno on powstał?

Na to złożyły się trzy albo cztery aspekty. Pierwszy aspekt to były dyskusje nad programem dla Odry 2006.
gdzie w ogóle była taka dyskusja czy zbiornik ma być, czy ma nie być. Zeszło nam pierwsze 4 lata po powodzi do ustanowienia tego programu urzędowego, mojego autorskiego i Jana Wintera. Potem był okres przygotowywania tej inwestycji do realizacji od strony technicznej, ale i finansowej, bo to jest potężny wydatek i w latach 2001-2005, w ramach projektu tak naprawdę usuwania skutków klęski żywiołowej przygotowaliśmy studium wykonalności i montaż finansowy, co się skończyło podpisaniem projektu. Budowa tego zbiornika wiązała się z przesiedleniem dwóch miejscowości. I były dwie bariery. Pierwsza to była bariera prawna, ponieważ przepisy polskie ówczesne były tak skonstruowane, że proces ten by trwał, trwał i trwał.
A druga bariera to była taka, że RZGW dość nieszczęśliwie ogłosiło, że ludzie będą wysiedleni i zaczęła się wojna z lokalną społecznością, którą wypowiedział rządowi wójt. Kapitalnym rozwiązaniem, wniesionym do projektu przez polityków Banku Światowego, było to, że budujemy nową wieś. Nie, że dajemy ludziom tylko pieniądze i mają się wynieść. Tylko proszę bardzo, kto chce bierze odszkodowanie, kto dalej chce zostać z tymi samymi sąsiadami, to przenosi się tylko kilka kilometrów do nowo utworzonej wsi. I to musiało trwać równolegle. Ten proces się de facto zakończył chyba gdzieś tak około 2014, a od 2013 do 2020 trwała już budowa, która też miała swoje trudne momenty, bo na tej budowie przewinęło się trzech inżynierów kontraktu i dwóch wykonawców. Trzeba było ich zamieniać, ponieważ nie wypełniali właściwie swoich ról.

To o innych rolach. Czy obecny system zarządzania kryzysowego jest lepszy niż ten sprzed 27 lat? W 1997 o Pana współpracy z prezydentem Bogdanem Zdrojewskim krążyły legendy?

Tak prawdę powiedziawszy to jest mit z tym nieporozumieniem, bo w czasie powodzi ta współpraca była. Natomiast po powodzi na ten temat stworzono różne historie, a przede wszystkim wmieszała się polityka. Gdyż ja reprezentowałem rząd, a pan prezydent chciał robić karierę raczej po stronie opozycji. No i to spowodowało różne takie sytuacje, ale też to media lokalne były takie jakie były. Były nastawione mocno pro obóz miejski, anty obóz wojewódzki.


Teraz wyglądało to lepiej?

Powiem tak. Chyba zupełnie inaczej by to wtedy wyglądało, gdybym w 1997 zrobił takie transmisje ze sztabu powodziowego, jak teraz robił pan premier. Bo wtedy wszyscy mogliby zobaczyć, jak to było naprawdę. Też pewnikiem z różnymi zgrzytami, które teraz też wychodziły na tych spotkaniach, ale byłoby widać, że praktycznie wtedy sztab miejski i wojewódzki były u mnie. Prowadziłem jednocześnie dwa sztaby i to wyglądało podobnie, jak to wygląda w przypadku premiera Tuska. Tylko tak to wtedy było, że nikt o tym nie wiedział poza tymi 40 czy 50 uczestnikami tych sztabów. Zresztą oni do dzisiaj dają temu świadectwo. Proszę zapytać ówczesnego wiceprezydenta Sławomira Najnigiera czy też innych.

Doprecyzujmy jedną kwestię, kto obecnie odpowiada za zabezpieczenia przeciwpowodziowe? Państwo czy samorząd?

Rząd. To jest wynik pisowskiej reformy prawa wodnego, która zabrała praktycznie wszelkie kompetencje w tym obszarze samorządom i zmonopolizowała w PGW Wody Polskie. Także tu jest zupełna jasność.
Natomiast w działaniach kryzysowych oczywiście jest to bardziej skomplikowane, bo tutaj swoje kompetencje mają też wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast. Oprócz równolegle działających sztabów kryzysowych rządu na szczeblu wojewódzkim i centralnym.

We Wrocławiu udało się uniknąć powodzi. Dlaczego nie udało się w Kotlinie Kłodzkiej?

W Kotlinie Kłodzkiej się nie udało, bo nie mieliśmy tyle „wiader, żeby złapać tą wodę”, co spadnie.
Mieliśmy kilka poniemieckich „wiader”. Ja tak nazywam zbiorniki suche. Zdążyliśmy jeszcze wybudować cztery i zadziałały. Mieszkańcy okoliczni są bardzo zadowoleni, nawet jak jeden z nich został tam przelany, to mieszkańcy i tak wiedzą, że ich tylko lekko podtopiło, a nie zmiotło. Natomiast ja w 2018 roku wygenerowałem takie studium kontynuacji tych rozwiązań, które miało być wejściem do dyskusji. To była analiza możliwości lokalizacji dalszych suchych zbiorników. Natomiast cała akcja tego dialogu z społecznością lokalną, z samorządowcami została tragicznie poprowadzona. Ówcześni rządzący, jeszcze nie tylko, że się wycofali, ale zadeklarowali, że żadnych suchych zbiorników nie będzie, a mnie wyrzucono z projektu i tyle. Krótka historia.

Kiedy ta Pańska historia się skończyła?

Wyrzucono mnie w 2019 roku. W Kotlinie Kłodzkiej pojawiły się głośne protesty. Zawsze jest coś takiego, głośna mniejszość i milcząca większość. Teraz po prostu jesteśmy skazani na powrót do nierozpoczętego dialogu. Ale nie, że to są planowane, tylko są to możliwe przyszłe lokalizacje. I teraz, po kolejnej powodzi, podyskutujmy gdzie jesteśmy w stanie uzyskać akceptację społeczną, ale powtórzmy „proces raciborski” dochodzenia do tego, a nie tak, jak to przeprowadzono w 2019 roku, mieszając jeszcze do tego polityków.

Czyli tak naprawdę cały czas gdzieś nad tą naszą wielką wodą wisi polityka?

Tak jest zawsze jak duże pieniądze są potrzebne. I gdy za dużo ludzi to dotyka. Jeżeli powódź by dotykała 10 osób, nie byłoby to przedmiotem takiego zainteresowania polityków.

To ile czasu potrzebujemy, żeby zabezpieczyć Kotlinę Kłodzką przed kolejnymi takimi tragediami?

To według mojej oceny proces około dziesięcioletni polegający na tym, że pierwsza faza to jest dialog i zbudowanie konsensusu ze społecznością lokalną. I to kilka lat potrwa. Ten czas trzeba wykorzystać na zaprojektowanie. A potem trzeba realizować.

Czy teraz można było zrobić coś więcej, żeby uratować Kotlinę Kłodzką?

Uważam, że system zadziałał tam gdzie był przygotowany. Przypadek Odry to pokazuje. Natomiast Kotlina Kłodzka w tej wschodniej części nie była przygotowana i to przekroczyło możliwości tego systemu ochrony i to sprowadziło to wszystko do działań po prostu czysto ratunkowych i usuwania skutków. W zachodniej i w południowej części, tam gdzie zrobiliśmy pewne inwestycje, to zadziałało, ograniczyło powódź.

Pytam wprost, czy rząd mógł zrobić więcej w przypadku Lądka, Stronia i okolicznych miejscowości?

Rząd, który jest od 8-9 miesięcy, nic więcej nie mógł zrobić. Zrobił co mógł, czyli wysłał strażaków i wojsko. Kto tam teraz był, to widział ile wojska się pojawiło w Kotlinie Kłodzkiej. To jest niewyobrażalna ilość. Ja w 1997 roku miałem we Wrocławiu 200 żołnierzy przy pierwszej fali i zmobilizowano 2000 na drugą falę. W Kotlinie Kłodzkiej według informacji medialnych jest 16000 żołnierzy nie licząc strażaków, więc ja uważam że
nie można postawić zarzutu, że jest to powtórka z 1997 w kategorii funkcji państwa.

Wracając na grunt wrocławski. Czy wrocławianie naprawdę mogą spać spokojnie, że powódź temu miastu już nie grozi?

Inaczej. Spać z mniejszym spokojem niż przed rokiem 1997, bo wtedy spaliśmy z nadmiernym spokojem.
Nie było pamięci historycznej o powodzi z czasów niemieckich, stąd grillowanie przy nadchodzącej wodzie na wałach w Siechnicach i zdejmowanie ludzi śmigłowcami z dachów. Natomiast faktycznie jesteśmy zabezpieczeni na znacznie wyższą wodę, tylko musimy pamiętać o tym, na co uczulałem właśnie prezydenta i służby prezydenta, że teraz będziemy mieli do czynienia z inną falą niż w 1997. Wtedy to była fala, która w dwa dni przeszła i już. Obecnie Racibórz ścina wierzchołek fali, ale powoduje, że ona się robi długa. I proszę zauważyć, że we Wrocławiu te wysokie stany wód praktycznie trwały chyba z 4-5 dni. To wymaga i to miało miejsce permanentnego patrolowania wałów, które w 1997 roku tak naprawdę zrobiliśmy dopiero przed drugą falą powodziową. I wtedy to zafunkcjonowało. Natomiast przed pierwszą nic takiego nie funkcjonowało, więc absolutnie tutaj miasto jak najbardziej wyciągnęło lekcje z 1997 roku.

Oceń publikację: + 1 + 44 - 1 - 10

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.