Sport

Twierdza padła, zabawa kompletnie zepsuta. Śląsk wyraźnie gorszy od Legii [RELACJA, ZDJĘCIA]

2019-12-08, Autor: Bartosz Królikowski

Ponad pół roku bez domowej porażki i koniec. Na oczach ponad 31 tys. kibiców zgromadzonych na stadionie piłkarze Śląska Wrocław przegrali 0:3 z Legią Warszawa w meczu 18. kolejki PKO Ekstraklasy. Tym samym wrocławianie utracili pozycję lidera ligi oraz miano jedynej drużyny wciąż niepokonanej u siebie.

Reklama

Jeśli jesteś liderem tabeli, wyrównałeś klubowy rekord w ilości zwycięstw z rzędu, a na twój mecz przychodzi ponad 30000 ludzi, to wiesz, że jak dotąd twój sezon jest bardzo udany. Śląsk jest na fali, a władze klubu w pełni to wykorzystały, by przyciągnąć kibiców na stadion. Wrocławianie stanęli przed szansą pobicia jeszcze jednego rekordu. Zwycięstwo nad „Wojskowymi” byłoby ich szóstym kolejnym triumfem w Ekstraklasie, co stałoby się nowym rekordem klubu. Dodatkowo, wcześniej w tej kolejce ligowej swoje mecze wygrały Cracovia i Pogoń Szczecin. To oznaczało, że aby obronić pozycję lidera Śląsk to spotkanie musiał wygrać.

Zespół Vitezslava Lavicki przystąpił do meczu osłabiony brakiem „wykartkowanych”: Michała Chrapka i Krzysztofa Mączyńskiego. Były zatem obawy jak Śląsk poradzi sobie z kompletnie przemeblowanym środkiem pola. Spotkanie lepiej rozpoczęli jednak właśnie gospodarze. Już w 8. minucie meczu sędzia Piotr Lasyk podyktował rzut karny dla Śląska. Jedenastkę wykonał Robert Pich, ale jego intencje wyczuł Radosław Majecki i obronił strzał Słowaka. Niewykorzystana sytuacja zemściła się. W 22. minucie lewym skrzydłem przedarł się Michał Karbownik i wystawił piłkę Pawłowi Wszołkowi. Były zawodnik Queens Park Rangers pewnie pokonał Matusa Putnockiego.

Krótko po tym uwaga wszystkich skupiła się na trybunach, a mianowicie na tej, na której siedzą najzagorzalsi fani Śląska. Odpalili oni bowiem race w takich ilościach, że piłkarze usieli przerwać grę. Gdy po kilku minutach dorzucili także fajerwerki, sędzia nakazał zawodnikom zejście do szatni. Po niedługim oczekiwaniu powrócili, gdy sytuacja się uspokoiła, z zastrzeżeniem, że kolejna taka sytuacja poskutkuje przedwczesnym zakończeniem spotkania.

Nieplanowana przerwa nie posłużyła piłkarzom z Wrocławia, bowiem wciąż aktywniejsza była Legia. Bardzo groźny był Paweł Wszołek, który miał swoje okazje. Warszawianie umieścili nawet piłkę w siatce po raz drugi, ale sędzia odgwizdał spalonego. Choć Śląsk starał się odpowiadać, to wrocławianom bardzo brakowało dokładności w podaniach. Nawet jeżeli udało im się przedostać pod pole karne Legii, piłka lądowała najczęściej w rękawicach Majeckiego. Z uwagi na przerwę, arbiter doliczył do pierwszej połowy aż 10 minut, ale to też nie spowodowało zmiany wyniku przed zejściem do szatni (tym planowanym).

Pierwsza część meczu nie obfitowała w emocje. Planowany hit Ekstraklasy póki co na takie miano nie zasługiwał, więc kibice liczyli na lepsze widowisko po przerwie. Szczególne nadzieje mieli fani Śląska, którzy stawili się na Stadionie Wrocław w liczbie 31 819 osób. Niestety, wrocławianie nie odmienili swej gry i karty na boisku wciąż rozdawała głównie Legia, która jednak też nie grała wielkiego meczu.

Wielką rzecz zrobił natomiast w 58. minucie Matus Putnocky. Słowacki bramkarz dwukrotnie zatrzymał Luquinhasa w sposób wręcz niesamowity.

Śląsk rzadko odpowiadał konkretnymi akcjami. Aktywny był wprowadzony z ławki rezerwowych Piotr Samiec-Talar. W 71. minucie zmarnował on jednak znakomitą okazję, gdy z kilku metrów trafił prosto w Majeckiego.

Wrocławianie znów nie wykorzystali świetnej szansy, a to znowu się zemściło. Już dwie minuty później Jose Kante wykorzystał błąd defensywy Śląska, minął golkipera i z ostrego kąta zdołał zdobyć gola na 2:0 dla Legii. Piłkarze Vitezslava Lavicki nie stracili po tym jeszcze wiary w odmianę losów meczu. Wciąż próbowali atakować, choć ich umiejętności kreowania akcji były w tym meczu na bardzo niskim poziomie. Goście poczuli krew rannego rywala i dobili rywali. W 83. minucie Portugalczyk Luquinhas wykorzystał idealne dośrodkowanie Wszołka i głową nie dał szans Putnockiemu.

Po tym ciosie Śląsk nie był już w stanie się podnieść. Nie miał też już zbytnio na to czasu. Wynik się nie zmienił. Legia wygrała ten mecz 3:0, a Twierdza Wrocław padła.

Miało być wielkie święto, skończyło się na samych stratach. Śląsk nie jest już niepokonany u siebie. W tabeli spadli na czwarte miejsce, bowiem oprócz wspomnianych Pogoni i Cracovii, wyprzedziła ich też Legia. Natomiast 31 819 kibiców na stadionie obejrzało straszną klęskę. Piłkarze nie stanęli tego dnia na wysokości zadania. Brak Mączyńskiego i Chrapka był bardzo widoczny, gdyż akcjom często brakowało niezbędnej kreatywności. Zawiodła też szczelna z reguły defensywa, która popełniała wiele błędów. Zawodnicy Śląska mogą żałować, że nie potrafili wygrać przed tak liczną publicznością, tym bardziej, iż nie wiadomo czy i kiedy taka się powtórzy.

CZYTAJ TEŻ: REKORD FREKWENCJI NA MECZU ŚLĄSKA Z LEGIĄ

Okazję do odkupienia win wrocławianie będą mieli za tydzień, również na własnym stadionie. Odbudowywanie upadłej twierdzy rozpoczną od meczu z Lechem Poznań w sobotę 14 grudnia o godz. 17.

Po meczu powiedzieli:

Vitezslav Lavicka (trener Śląska): Gratuluję rywalom zwycięstwa. Legia pokazała swoją jakość i była lepsza w kluczowych momentach jak choćby rzut karny na początku meczu. Oczywiście musimy pamiętać, że to nie jest wina Roberta Picha, że przegraliśmy ten mecz. Jakość była dzisiaj po stronie rywali. Brakowało nam dziś nieco kreatywności w środku pola z powodu braku Chrapka i Mączyńskiego. Staraliśmy się rozgrywać piłkę przez środkowych obrońców, ale nie zdało to egzaminu.

To nasza wspólna porażka, jednak to jest tylko jedna kolejka. Koncentrujemy się już na następnym meczu z Lechem, by jak najlepiej się do niego przygotować. Mamy krótki tydzień, bo mecz już w sobotę, ale wyciśniemy z niego maksimum.

Aleksandar Vuković (trener Legii): Jesteśmy zadowoleni z wyniku oraz z tego, że zdobywamy trzy punkty tam, gdzie nikt w tym sezonie dotąd tego nie zrobił. Uważam że zasłużyliśmy na to zwycięstwo, choć może nie aż tak okazałe. Bardzo pomógł nam Radek Majecki, który obronił rzut karny. W drugiej połowie zagraliśmy znacznie lepiej i kontrolowaliśmy przebieg meczu.

Diego Żivulić (środkowy pomocnik Śląska): Nie wykorzystaliśmy rzutu karnego, który mieliśmy na samym początku, ale nie możemy się zastanawiać, co by było gdyby było. Nasza reakcja nie była właściwa. Utraciliśmy gola oraz kontrolę nad meczem. Myślę, że wynik nie oddaje do końca tego co działo się na boisku, ale taki jest futbol. Tydzień temu z Piastem to my byliśmy skuteczni i triumfowaliśmy 3:0. Musimy szybko zapomnieć o tej porażce oraz koncentrować się na meczu z Lechem.

Śląsk Wrocław – Legia Warszawa 0:3

Gole:

0:1 – Paweł Wszołek 22’

0:2 – Jose Kante 73’

0:3 – Luquinhas 83’

Śląsk: Putnocky – Dankowski, Puerto, Golla, Stiglec – Pich, Łabojko (69. Marković), Zivulić, Gąska (79. Cholewiak), Płacheta (67. Samiec-Talar) – Exposito

Legia: Majecki – Vesović, Jędrzejczyk, Lewczuk, Karbownik – Wszołek, Martins (67. Niezgoda), Antolić, Luquinhas, Gvilia (84. Wieteska) – Kante (84. Rosołek)

Żółte kartki: Żivulić, Marković (Śląsk) – Wszołek (Legia)

Widzów: 31 819

Sędzia: Piotr Lasyk

Oceń publikację: + 1 + 2 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 526