Kultura
„W KNH nie będą rządzić Szybcy i wściekli” [WYWIAD]
Daniel Ratuszniak
– Mam nadzieję, że przyda się moje doświadczenie z poprzedniej pracy i trochę inne myślenie o filmie. Nie jest tak, że będzie pełna swawola i rządzić będą „Szybcy i wściekli” oraz Patryk Vega – mówi Daniel Ratuszniak, nowy dyrektor Kina Nowe Horyzonty, który do tej pory kierował m.in. Cinema City Korona oraz Multikinami w Arkadach Wrocławskich i Pasażu Grunwaldzkim.
Dlaczego zdecydowałeś się zostać dyrektorem Kina Nowe Horyzonty?
- Dla mnie to przede wszystkim nowe wyzwanie i szansa na zmierzenie się z czymś trochę innym niż dotychczas, ale film zawsze był i będzie dla mnie na piedestale. To kino ma inny charakter i naprawdę się cieszę, że w nim pracuję. Trochę się też obawiam, ale nie jestem chojrakiem.
Zobacz także
Powiedziałeś, że kino zawsze jest na piedestale, ale jak to wygląda w multipleksach, gdzie pracowałeś – czy największych zysków nie przynoszą tam pieniądze zarobione na barze?
- Wszystko zależy od tego, jakie ma się doświadczenie i spojrzenie na te sprawy. Niedawno szkoliłem mojego następcę w Multikinie, który zdziwił się, że przede wszystkim myślimy filmem i kinem. To naprawdę jest dla nas najważniejsze, choć możliwe, że w innych multipleksach wygląda to inaczej. Kiedyś miło było mi usłyszeć, że wszystkie multipleksy z wyjątkiem mojego są McDonaldami, bo my kochamy filmy. To sedno sprawy.
Informacja o tobie wzbudziła popłoch nie tylko wśród wrocławskich kinomanów, ale także w innych miastach. Masz świadomość tej presji?
- (Śmiech): obawiałem się właśnie tego, że będę odbierany jako osoba z Multikina, która całkowicie zniszczy i zaora to kino. Nie sądzę, żeby pan Roman (Gutek, przyp. red.) na to pozwolił. Sam również bym do tego nie dopuścił. W przeszłości wielokrotnie byłem widzem w Nowych Horyzontach, w tym uczestnikiem festiwali – Nowych Horyzontów i American Film Festival. To duża wartość tego kina i nikt nie zamierza tego niszczyć, wywracając to kino do góry nogami.
Mam nadzieję, że przyda się moje doświadczenie z poprzedniej pracy i trochę inne myślenie o filmie. Nie jest tak, że będzie pełna swawola i rządzić będą „Szybcy i wściekli” oraz Patryk Vega. Ustaliliśmy z panem Romanem plan działania, jest pełna współpraca i ten repertuar będzie tworzony przez kilka osób. Jestem zdania, że patrząc na sprawę z różnego punktu widzenia osiągnie się bardzo fajny i ciekawy efekt.
W KNH jest nowe bistro i nowe menu, które mają przynosić większe zyski.
- Skoro już w kinie ma być bistro, musi ono funkcjonować. Super, jeśli ludzie będą do niego wracać i korzystać z tej oferty. Menu zostało zmienione i odświeżone. Przez trzy tygodnie pracy zdążyłem popróbować z niego różnych rzeczy i mi osobiście smakuje.
To bardziej obiadowe porcje.
- Tak, to zupełnie inne myślenie, ale bistro nie jest mocno powiązane z samym kinem. W przeciwieństwie do multipleksów, nie można tu wziąć jedzenia na salę – to byłoby niewskazane i trochę dziwne. To nie są przekąski, tylko pełnowartościowe dania, lepiej więc na spokojnie usiąść, delektując się posiłkiem.
Popcornu nie będzie?
- Nie, ale wiem, że wszyscy myśleli, że fala popcornu zaleje całe kino od pierwszego do trzeciego poziomu i będzie tam tylko bielutka, świeża prażona kukurydza.
W KNH są dwie duże sale – jedynka i dziewiątka. Zapełnienie ich to spore wyzwanie.
- To kino zostało otwarte 2001 roku i wtedy tak duże sale miały rację bytu, bo zupełnie inna była wtedy technika wyświetlania. Kopię filmu z taśmy 35 mm można było puścić tylko w sali nr 1. Obecnie mamy kopie cyfrowe i można bardziej nimi „żonglować”. To prawda, te sale są ogromne, ale dodatkowe wydarzenia w Nowych Horyzontach pokazują, że mogą być one ciekawie i w pełni spożytkowane. Jednorazowe wydarzenia gromadzą publiczność, a to dowodzi, że te sale jednak są przydatne.
CZYTAJ TEŻ: KINO NOWE HORYZONTY MA NOWEGO DYREKTORA
Będzie więcej takich jednorazowych wydarzeń?
- Kino Nowe Horyzonty to swego rodzaju wyróżnik – zarówno we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku, jak i w całej Polsce. Istotą tego kina zawsze były jednorazowe pokazy. Nie sztuką jest zagrać filmy od dystrybutora, które ten wprowadza na rynek, robi kampanię reklamową i wyświetla je w 300 salach kinowych. Gdyby zobaczyć „od kuchni”, jakiego rodzaju pokazy się tu odbywają i ile to kosztuje wysiłku, naprawdę się cieszę, że przychodzi na nie tak dużo osób. Niedawno byłem na spotkaniu z Olgą Tokarczuk w ramach cyklu „Moje filmy”, połączonym z pokazem filmu „Na skróty”, który bardzo chciałem znów zobaczyć na dużym ekranie. Film puszczono z mocno już sfatygowanej taśmy 35 mm, a dużo czasu zajęło zdobycie kopii i ustalenie, kto jest właścicielem praw autorskich. Mimo wszystko staramy się działać z poszanowaniem tych rzeczy.
W KNH pokazany został film „Asterix i Obelix: misja Kleopatra” z polskim dubbingiem. Czy to była jedna z pierwszych twoich decyzji?
- (Śmiech): nie, ale w stu procentach popieram takie inicjatywy. Kiedy ten film wchodził do kin, wiadomo było, że musi zostać zdubbingowany. Po latach widać, że dubbing jest w nim sztuką. Padające w tym filmie kwestie dialogowe to swego rodzaju majstersztyk. Pochodzące z niego cytaty wciąż funkcjonują, są żywe. Doceniamy to i super, że ten film cieszył się dużym zainteresowaniem.
Będzie więcej takich pokazów?
-Sądzę, że tak. Sztuką jest trzymanie ręki na pulsie i reagowanie na to, co obecnie się dzieje, bo gusta i oczekiwania ludzi mocno się zmieniają. Nie każdego interesuje kino moralnego niepokoju. Fajnie, że tego typu pokazy coś za sobą niosą. Lubię podkreślać, że kino to emocje i wspólne przeżywanie, super więc, że widzowie przychodzą na filmy.
W jaki sposób, poza pokazami specjalnymi, chcecie zapełnić jedynkę i dziewiątkę?
- Te sale będą funkcjonowały i będziemy w nich wyświetlać filmy ze stałego repertuaru, choć ciężko będzie zapełnić nimi te pomieszczenia. Powinny być dedykowane właśnie jednorazowym pokazom, które gromadzą takie rzesze ludzi.
Roman Gutek zastanawiał się przed laty, czy nie rozbić tych sal na mniejsze pomieszczenia i organizować tam np. koncerty.
- To byłaby duża przebudowa, a na przeszkodzie w tak mocnej ingerencji stoją prawo budowlane i sprawy związane ze strukturą obiektu.
Wspominałeś, że lata mijają i rynek się zmienia. Gdy Roman Gutek zaczynał, w Polsce utrudniony był dostęp do filmów Almodovara, von Triera i i innych twórców kina artystycznego. Współcześnie jest o to łatwiej. Jak w tej sytuacji zachęcić ludzi, żeby chodzili do kina?
- Każdy ma inne oczekiwania. Mamy 9 sal, które dają szerokie spektrum różnego rodzaju możliwości. Wiele osób dziwi się, gdy mówię o kinie dobrego gatunku, ale otwieramy się też na kino dziecięce. Uderzyło mnie, gdy niedawno Magda Cielecka wspominała swoje pierwsze ważne filmy, które ją dotknęły. Wymieniła „Akademię pana Kleksa”. Dla wielu osób może to być oldschool i obciach, ale to tytuły, które oferują nam wspólne przeżycia i są punktem odniesienia. Co z nich zapamiętamy i jaką drogą pójdziemy – to już jest subiektywne. Magda Cielecka jest znakomitą aktorką.
Dla mnie kino jest właśnie wspólnym przeżywaniem i emocjami. Różnie można oceniać Bollywood, ale właśnie na takiej zasadzie funkcjonuje ono w Indiach – chodzi o wspólne przeżywanie, wspólne seanse i emocje. To esencja kina. Nie twierdzę, że będziemy drugimi Indiami, ale powinniśmy mocno to doceniać.
Wielu hollywoodzkich producentów wychodzi z założenia, że lepiej wydać więcej kasy na animację niż na komedie romantyczne, bo na film animowany pójdą całe rodziny i przyniesie to większe zyski.
- Tak, filmy można traktować jako wykalkulowany produkt zrobiony tak, żeby dorośli się nie nudzili, a dzieci były zadowolone. Mimo wszystko jest to fajne. W lipcu to kin wejdzie nowa wersja „Króla lwa”. Gdyby ktoś powiedział, że nie widział oryginalnej wersji tego filmu, naraziłby się na wielkie oburzenie, nawet jeśli jest mocno wykształcony i skupiony na kinie artystycznym. „Król lew” jest przecież czymś wspólnym – każdy z nas obejrzał i przeżywał ten film.
Wrocław to nie tylko 9 sal w Kinie Nowe Horyzonty, kin jest w tym mieście znacznie więcej. Jak się odnaleźć w tej dużej konkurencji?
- To moje główne zadanie. Rynek kinowy we Wrocławiu mocno się zmienił. Zwłaszcza w momencie, gdy otwarto ogromny kompleks kinowy we Wroclavii. Odnoszę jednak wrażenie, że wyróżnik Nowych Horyzontów jest na tyle znaczący, że powinniśmy podążać tym tropem.
Moim zdaniem filmy ze sztandarowego repertuaru powinny być obecne w tym kinie, ale to przede wszystkim domena Cinema City, Multikina czy Heliosa. Tymczasem naszym głównym wyróżnikiem powinny być wszelkiego rodzaju przeglądy i dodatkowe seanse. Na przykład „Asterix i Obelix: misja Kleopatra” – jeżeli takie są oczekiwania widzów, to róbmy to i bawmy się tym.
Roman Gutek powiedział kiedyś, że obawia się, że kino stanie się jak teatr – będą w nim tylko wieczorne seanse i wyjście do kina stanie się bardziej ekskluzywne.
- Nie jest to bliska perspektywa. Kilka lat temu wiele osób tak wieszczyło, że domena telewizji i seriali spowoduje, że nastąpi widoczny spadek kinowej widowni, ale patrząc chociażby na frekwencję w polskich kinach widać, że tak się nie dzieje. Tego, co możesz przeżyć w kinie nie osiągniesz oglądać film w domu, nawet na wielkim ekranie. To swego rodzaju rytuał – przyjście do kina, przyciemnione światła, dźwięki i współuczestnictwo.
Prince Charles Cinema, które zostało wybrane najlepszym kinem w Londynie, bazują na pokazach specjalnych i klasyce. Czy takich pokazów będzie w KNH więcej?
- Muszę przede wszystkim zbadać temat. Gdy patrzyłem na repertuar KNH z zewnątrz, widziałem, że jest tam dużo przeglądów i pokazów, chociażby w ramach Akademii Polskiego Filmu i Akademii Kina Światowego. Obecnie przyglądam się temu, jak to wygląda od strony frekwencyjnej. Na tej podstawie zdecydujemy, czy trzeba będzie coś troszkę zmienić. Sądzę, że wzięcie mają klasyczne, stare filmy. Byłem pod wrażeniem tego, że przez prawie dziesięć lat grano w jednym z francuskich kin „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Nie codziennie, ale to i tak imponujące, że tyle osób chce zobaczyć tę produkcję.
Jaki stawiasz sobie cel finansowo – żeby kino wychodziło na zero, zarabiało, przynosiło większe zyski?
- To są różnego rodzaju priorytety. Możemy organizować zróżnicowane pokazy, ale nie zawsze jest to proste. Fajnie, że robimy jeden przegląd filmowy, ale sprowadzenie kopii i opłacenie wszystkich praw autorskich niesie za sobą ogromne koszty. Cieszę się, że dostaliśmy dotację z urzędu miasta, bo bez tego wsparcia nie udałoby się zrealizować wielu projektów. Dobrze by było, żeby kino było na plusie.
Wyzwaniami są także remont i modernizacja.
- Temat jest bardzo szeroki. Nasze kino jest już pełnoletnie i wymaga pewnych prac, które usprawniłyby jego działania, co przełożyłyby się na komfort odczuwany przez widzów. Nie chcę jednak niczego deklarować po 3 tygodniach pracy. Bardzo ważna jest sfera finansowa.
Jakie filmy z klasyki chciałbyś pokazać w KNH?
- Ostatnio szczególnie zainteresował mnie jeden film, ale nie wiem, czy to się uda. To produkcja mocno powiązana z Dolnym Śląskiem, a konkretnie – z pewnym pałacykiem znajdującym się niedaleko Jeleniej Góry. To „Legenda miłosna”, w której zagrała Lida Baarova, niegdyś ikona kina propagandowego czasów III Rzeszy. W tle tej historii jest jej wielki romans z Goebbelsem, wkroczył w nią też Hitler. Lida Baarova wcieliła się w tej produkcji w księżniczkę Elizę Radziwiłłównę i to kolejny smaczek odnoszący się do historii sprzed stu lat. Problem polega na tym, że Goebbels za mocno zaangażował się w ten film i dlatego produkcja trafiła na półkę. „Legenda miłosna” została wyświetlona w Polsce w 2007 roku i jestem bardzo ciekaw tego filmu – zarówno od strony podłoża historycznego, jak i propagandowego.
Ludzie przyszliby na taki film?
- Wydaje mi się, że tak, bo mocno wpisuje się we Wrocław i Dolny Śląsk. Kolejne edycje Kadrów Wrocławia, które odbywały się w Nowych Horyzontach pokazywały, że jest bardzo duże zainteresowanie tą tematyką i tego typu filmami. Mieszkańcy tego miasta naprawdę czują się wrocławianami.
Zobacz także
Komentarze (0):
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Najczęściej czytane
Alert TuWrocław
Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!
Wyślij alert