Przeczytaj na kolejnych slajdach historie o Wrocławiu sprzed lat (Fot. fotopolska.eu)
Kasownik z dziurkami - czyli jak jechać za darmo
A cóż to za ustrojstwo? Nie! To nie jest Głośniki Bluetooth starej generacji! Każdy bumer wie, że to urządzenie jeszcze kilkanaście lat temu służyło do kasowania biletów komunikacji miejskiej we Wrocławiu. Kierowca autobusy albo motorniczy w tramwaju co jakiś czas śrubokrętem zmieniał ustawienie tak, by po przyciśnięciu biletu wyciskały się w nim dziurki - od jednej do dziewięciu.
A że ustawienia nie zmieniały się często, pasażerowie przekazywali sobie nawzajem bilety umożliwiające jazdę danym pojazdem, albo po prostu zostawiali swoje bilety na siedzeniu lub parapecie.
Co sprytniejsi mieli własny arsenał biletów w kieszeni - z przeróżnymi możliwymi kombinacjami dziurek. Po wejściu do tramwaju lub autobusu na czystej kartce sprawdzali ustawienie kasownika, potem wyszukiwali odpowiedni bilet "wielokrotnego użytku" i podróżowali MPK za darmo.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach
W kolejce po taksówkę
Chcesz mówi taksówkarzowi, gdzie będzie jechał? Wolne żarty! Jeszcze w latach osiemdziesiątych o takich rzeczach decydował wyłącznie taksówkarz! Przed Dworcem Głównym od rana do wieczora stała długa kolejka potencjalnych pasażerów - kierowcy taksówek podjeżdżali na plac przed dworcem i przez okna wykrzykiwali nazwy dzielnic, do których właśnie się wybierają. Jeśli miałeś szczęście i usłyszałeś nazwę swojej dzielnicy, mogłeś wyjść z kolejki i wygodnie zająć miejsce obok innych chętnych do podróży w tę samą stronę.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. fotopolska.eu)
Lody na patyku od rodziny Grycanów
Rodzina Grycan - właściciele lodowego imperium - swoją pierwszą lodziarnię w powojennej Polsce prowadziła we Wrocławiu. Od roku 1946 działała w poniemieckiej kamienicy przy placu Grunwaldzkim. Ale wrocławianie znali ją głównie dzięki pierwszym w Polsce lodom na patyku "Pingwin". Można je było kupić od ulicznych sprzedawców, którzy roznosili je po mieście w skrzyniach obitych blachą i izolowanych trocinami lub w wózkach, które toczyli przed sobą. Jednym z takich krążących po Wrocławiu sprzedawców był w młodości Zbigniew Grycan, dzisiejszy prezes firmy "Grycan - lody od pokoleń" i szef lodowego imperium.Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. Materiały firmy Grycan - Lody od pokoleń)
Nie rozhuśtaj Mostu Grunwaldzkiego
Z pewnością każdy z Was czuł, jak drży Most Grunwaldzki, gdy przejeżdża po nim tramwaj. Nic dziwnego - to most wiszący, który nad rzeką utrzymują specjalne taśmy, wsparte na murowanych pylonach. Jeszcze kilkanaście lat temu przed wejściem na most wisiały tablice informujące o tym, że kolumny wojskowe powinny przechodzić przez przeprawę krokiem dowolnym, a nie marszowym. Dlaczego? Obawiano się, że grupa równo maszerujących ludzi może rozhuśtać most tak bardzo, że ten runie do rzeki.
Most Grunwaldzki budził emocje od początku istnienia. Przez długie lata we Wrocławiu powtarzano legendę, że jego konstruktor popełnił samobójstwo, gdy podczas budowy mostu postanowił skorzystać z ówczesnych nowinek techniki i swoje, prowadzone latami, ręczne obliczenia zweryfikował na kalkulatorze na korbkę. Z nowych wyliczeń wynikało, że gdy tylko pierwsze pojazdy wjadą na most, przeprawa zawali się. Według legendy, architekt rzucił się jednak do Odry. Ta historia nie ma jednak nic wspólnego z prawdą. W rzeczywistości projektant mostu faktycznie zmarł przed jego otwarciem, ale na skutek powikłań po chorobie zakaźnej.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. fotopolska.eu)
W hotelu Panorama mieszkał nie byle kto
Oto hotel Panorama - duma peerelowskiego Wrocławia. Wybudowano go w latach 70. W środku, oprócz ponad 200 pokoi, czekały restauracja i drink bar. W tym miejscu musiał nocować każdy przebywający we Wrocławiu szanujący się partyjny dygnitarz albo towarzysz dyrektor państwowego przedsiębiorstwa. Panorama była pierwszym hotelem wzniesionym od podstaw w powojennym Wrocławiu. Hotel stał w miejscu dzisiejszej Galerii Dominikańskiej. Został wyburzony w 1999 roku właśnie z powodu budowy galerii.
- To był jeden z najlepszych hoteli w mieście. Może piękny nie był, taki klocek peerelowski, ale wszyscy tam mieszkali - opowiadała w jednym w z wywiadów Maryla Rodowicz. - Pewnego razu przyjechałam tam późnym wieczorem. W recepcji powiedzieli mi, że przede mną pojawiła się już Helena Vondráčková. Obudziłam ją i przekonałam, że trzeba to jakoś uczcić. Zaczęło się jeszcze w hotelu, ale potem poszłyśmy do jakiejś dyskoteki, nie pamiętam już, jak się nazywała. No i tam doszło do mordobicia. Nie wiem, kto z kim się bił, ale na pewno przyjechała milicja - opowiadała Rodowicz.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. fotopolska.eu)
Kino Dworcowe - pikantne sceny w oczekiwaniu na pociąg
Wrocławskie Kino Dworcowe działało przez 60 lat. Gdy kończyło działalność w 2007 roku, było ponoć już jedynym takim kinem w Europie. A powstało, by umilić czas pasażerom oczekującym na pociąg. Na początku swojej działalności pękało w szwach, później - gdy pasażerom już spowszedniało - szukało różnych sposobów na przyciągnięcie widzów. Jednym z nich było wyświetlanie filmów erotycznych. Wtajemniczeni wiedzieli, że jeden z bileterów wpuszczał na seanse nawet zaczerwienionych uczniów podstawówek. Czytaj dalej na kolejnych slajdach
Na Rynek po benzynę
Każdy wrocławianin wie, że z pustym bakiem do centrum lepiej nie wjeżdżać. Nigdy nie wiadomo, ile paliwa przyjdzie nam spalić w korku albo w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego. Kiedyś to nie było takich problemów. Jeszcze do początku lat 70. ubiegłego wieku stacja benzynowa działała w samym sercu wrocławskiego Rynku - tuż obok pomnika Fredry. Wybudowali ją jeszcze Niemcy, ale w 1973 polskie władze uznały że jest ona sprzeczna z wymogami urbanistyczno-architektonicznymi i stacyjny budynek zburzono. Na prośbę CPN w ziemi zostały jednak wówczas zbiorniki na paliwo, bo koszt ich demontażu byłby bardzo wysoki. Zasypano je jedynie piaskiem.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. fotopolska.eu)
Dom - iglooTo igloo to prawdziwy dom! Stoi przy ul. Moniuszki na Zaciszu. Dom - igloo w latach sześćdziesiątych wybudował dla siebie znany powojenny architekt Witold Lipiński. Legenda głosiła, że chciał w ten sposób zaimponować znajomej eskimosce. W rzeczywistości było zupełnie inaczej - miał to być budowlany eksperyment. Dzięki temu Lipiński szybko otrzymał od ówczesnych władz pozwolenie na budowę. A do budowy domu architekt wykorzystał drewno pochodzące z wycinki w pobliskim Parku Szczytnickim oraz cegły z poniemieckich gruzów. Gdy Witold Lipiński zmarł, pusty budynek przez długie lata niszczał. Niedawno kupił go znany architekt Zbigniew Maćków. Dom - igloo ma odzyskać swoją świetność.Czytaj dalej na kolejnych slajdach
Nikt tu nie chciał mieszkać - dali więc mieszkanie Lindzie i Globiszowi
Gdy w latach sześćdziesiątych powstawał wrocławski trzonolinowiec, nikt nie chciał w nim mieszkać. Wrocławianie byli bowiem zgodni - to coś zawali się zaraz po budowie. Trzonolinowiec był jednym z niewielu w Europie budynków wiszących na linach. Budowano go od góry. Najpierw powstał centralny trzon, a później na linach wciągano do góry kolejne kondygnacje. To dlatego wrocławianie mówili o tym budynku "dom na kurzej łapce".
A ponieważ chętnych do zamieszkania w tym eksperymentalnym budynku nie było, ówczesne władze zdecydowały że w trzonolinowcu zamieszkają artyści. Mieszkania przydzielono więc śpiewakom, pianistom, aktorom, malarzom. W trzonolinowcu mieszkali m.in. Bogusław Linda, Krzysztof Globisz czy Cezary Harasimowicz.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. Wikimedia)
Na zakupy do cyrku
A to już "Pasaż Grunwaldzki" z czasów, gdy bumerzy byli młodzi. Goliat - tak nazywał się cyrkowy namiot, stojący przez pięć lat przy placu Grunwaldzkim, w miejscu dzisiejszego Pasażu Grunwaldzkiego. W środku czekała gęsta sieć drewnianych alejek, przy których funkcjonowało ponad sto małych stoisk. Można tam było kupić wszystko - od świeżych jajek od gospodarza, przez pieczywo z podwrocławskich piekarni, po ubrania przywożone z Europy Zachodniej, a częściej produkowane w garażach i sprzedawane z metkami znanych marek. Goliat działał od 1991 do 1996 roku. Zakończył działalność, gdy miasto nie przedłużyło umowy dzierżawy terenu, a namiot otoczyła straż miejska, nie wpuszczając do środka właścicieli stoisk. Część z nich przeniosła się potem do nowej hali targowej "Arena" przy ul. Komandorskiej - działa ona do dziś.Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. fotopolska.eu)
Przedszkole na niemieckim lotnisku
Budynek przy ul. Lotniczej, w którym mieści się dziś m.in. przedszkole nr 113 "Akademia Przedszkolaka", to dawny terminal wrocławskiego lotniska. Port Lotniczy Gądów działał w tym miejscu aż do końca lat 70. ubiegłego wieku.
Gdy lotnisko powstało, było jednym z pierwszych w ówczesnych Niemczech. Początkowo służyło wojsku, w latach 20. stało się lotniskiem cywilnym. W roku 1937 powstał zajmowany dziś przez przedszkole budynek terminala z wieżą kontroli lotów, restauracją i okazałym tarasem widokowym. Jeszcze kilkanaście lat po wojnie z lotniska przy Lotniczej korzystały samoloty pasażerskie PLL LOT. Latały głównie do Warszawy. Od 1958 roku jeszcze przez 20 lat lotnisko na Gądowie było wykorzystywane przez Aeroklub Dolnośląski. Uczył się tutaj latać m.in. Mirosław Hermaszewski. Lotnisko zamknięto, gdy zapadła decyzja o budowie w jego miejscu potężnych osiedli mieszkaniowych. (Fot. fotopolska.eu)
Cukiernia pod Trumienką
A gdy przy słodkościach jesteśmy. Cukiernia pod Trumienką - tak nazywała się kultowa do dziś cukiernia przy ul. Curie - Skłodowskiej. Swoją nazwę zawdzięcza działającemu za ścianą zakładowi pogrzebowemu. Taki szyld wisiał tam do roku 1997 roku. Musiał zniknąć przed Kongresem Eucharystycznym, bo znajdująca się na trasie przejazdu papieża kamienica przechodziła remont elewacji. Po remoncie administracja i mieszkańcy kamienicy nie zgodzili się już na powrót szyldu ze starą nazwą. Odtąd jest to po prostu "cukiernia", choć wciąż w Tłusty Czwartek ustawia się przed nią chyba najdłuższa kolejka we Wrocławiu.
Trzy lata temu cukiernia próbowała nawiązywać na Facebooku do "trumienkowej" tradycji, zamieszczając przed Tłustym Czwartkiem żarty o karawanach. Skończyło się wielką awanturą w sieci i przeprosinami. "Postanowiliśmy post usunąć oraz nie używać więcej słowa "Trumienka" w postach promujących. Informujemy również, że jest to nieoficjalny fanpage cukierni, prowadzony przez pracowników" - brzmiało oświadczenie cukierni.Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. Facebook / Cukiernia pod Trumienką)
Pedet. Świątynia zakupów
O takich tłumach jak te, które odwiedzały wrocławski "pedet" współczesne galerie handlowe mogą tylko pomarzyć. "Pedet" - czyli "Powszechny Dom Towarowy Centrum" - to dzisiejsza Renoma, która z centrum handlowego staje się już przede wszystkim biurowcem z restauracjami i kawiarniami na parterze. A do "pedetu" na zakupy jeździli wszyscy. Łowcy okazji przed głównym wejściem do domu towarowego ustawiali się długo przed otwarciem. Gdy rano zaczynała się unosić ciężka, wejściowa krata, czołgali się pod nią, by być pierwszymi klientami.
To miejsce było świątynią handlu już od początku swojego istnienia - budynek dzisiejszej Renomy wybudowano jako Dom Towarowy Wertheim. Otwarto go w 1930 roku, był wtedy największym domem towarowym w mieście. Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. fotopolska.eu)
Elwro 800 Junior
Dziś, w dobie "pecetów" i "maków" mało kto pamięta czym było Elwro 800 Junior. A to pierwszy komputer, który pojawił się w wielu szkołach. Bo był właśnie sprzętem w zamyśle przeznaczonym do nauki informatyki. Produkowano go we Wrocławiu, a na biurka trafiał w zestawie z zielonym monitorem oraz potężną klawiaturą. Mieszczące się przy ul. Ostrowskiego Wrocławskie Zakłady Elektroniczne „Elwro” po raz pierwszy zaprezentowały ten zestaw na Targach Poznańskich w 1986 roku. Szacuje się, że styczność z Elwro 800 Junior miało około miliona Polaków. Czytaj dalej na kolejnych slajdach (Fot. Wikimedia Commons/Michał Wiśniewski)
Na zakupy do "Blaszaka"
A cóż to za dzieło architektoniczne? To tzw. Blaszak, czyli Hala pod Blachą na Psim Polu. Była pierwszym we Wrocławiu targowiskiem pod dachem. Wyrosła na początku lat dziewięćdziesiątych w miejscu dotychczasowego targowiska. Halę rozebrano dopiero przed dziesięcioma laty - część jej kupców przeniosła się do działającej do dziś hali targowej przy ul. Poleskiej. Ją również nazwano Blaszakiem.
(Fot. fotopolska.eu)
~SZERYF 2022-06-05
00:18:49
Macie nawet chyba ciekawe treści, ale się z nimi nie zapoznam. Przestańcie dawać wszędzie galerie obrazów. Wiem że nabija wam to statystki, jednakże na takich osobach jak ja stracicie. Raz na miesiąc sprawdzę czy się zmieniliście. Jeśli nie banuję was na stałe. Pozdrawiam.
~worowil604 2022-09-06
15:26:24
Dramat z tymi artykułami na milion podstron! Żenująca praktyka z gazety wrocławskiej... Jak Wam nie wstyd?! W pogoni za kliknięciami stajecie się szmatławcem z "galeriami" nie do czytania.
~yuliyafasova 2023-08-26
13:08:56
SEKS ZA DARMO, tylko dzisiaj ----- https://s4.lv/salon