Wrocławskiemu pisarzowi udało się dostać na plan „Wiedźmina” [WYWIAD]

Robert J. Szmidt (ur. 1962) to pisarz i zdobywca tytułu Wrocławianin Roku 2015, w 2017 roku otrzymał srebrną, a w 2018 złotą Odznakę Honorową Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego. Jego powieść „Metro 2033: Otchłań” została przetłumaczona na język rosyjski.

„Wiedźmin” to produkowany przez Netflixa amerykańsko- polski serial fantasy na podstawie książkowej sagi fantasy autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Twórcą serialu jest Lauren Schmidt (seriale „Daredaveli”, „The Defenders”), a jednym z producentów – Tomasz Bagiński. W roli głównej będzie można zobaczyć Henry’ego Cavilla („Człowiek ze stali”, „Liga sprawiedliwości”). Premierę zaplanowano na końcówkę 2019 roku.

Michał Hernes: Jak wrażenia z wizyty w okolicach zamku Ogrodzieniec, gdzie kręcono „Wiedźmina”?
Robert Szmidt: To nie był pierwszy plan filmowy, na którym byłem, więc mogę powiedzieć:  jak zawsze. Zaznaczmy od razu, to nie był klasyczny plan, na którym  kręcono sceny z głównymi postaciami filmu. Fani spekulują na ten temat, próbując przypasować zaobserwowanych w Polsce aktorów do możliwych wątków, ale na razie więcej w tym domysłów, niż faktów. Zamek ogrodzieniecki, co warto pamiętać, był też drugoplanowym bohaterem „Zemsty” w reżyserii Andrzeja Wady, więc może być znany Polakom. Ciekawie będzie porównać sceny kręcone w tych samych miejscach.

Co sądzi pan o tym zamku i jego okolicach?
- Znam tę okolicę bardzo dokładnie, ponieważ chadzam tam często na spacery. Zamek w Ogrodzieńcu, zwłaszcza po ostatnich remontach, jest jednym z najpiękniejszych zabytków na Jurze. Warto go odwiedzać nie tylko dlatego, że bywa tłem dobrych produkcji filmowych.

Czy udało się panu zobaczyć, jak ekipa filmowa pracuje nad tym serialem?
- Miałem okazje przyjrzeć się pracy aktorów nad sceną ucieczki - to, co na filmie trwa kilka sekund, jest przecież kręcone wielokrotnie, aż do uzyskania zadowalających efektów, ale to nie wszystko. Dzięki znajomości okolicy i pobliskich hoteli, udało mi się także trafić tam, gdzie ekipa ustawiła garderoby, oczywiście już poza terenem zamku. Nie mogłem, niestety, poświęcić obserwacjom więcej czasu, ponieważ kończę właśnie prace nad „Riese”, czyli najnowszą odsłoną serii „Metro 2035”, a terminy gonią.

Czy trudno się było tam dostać i czy planu pilnowało dużo ochroniarzy?
- Teren został dobrze zabezpieczony, ale tylko przez polską i to chyba lokalną agencję ochrony - niektórzy z ochroniarzy nie wiedzieli nawet, o co chodzi. Niemniej, będąc prawie miejscowym, potrzebowałem tylko kilku minut, by znaleźć miejsce, którego nie pilnowano i skąd można było przyjrzeć się spokojnie tej części zamku, w której kręcono rzeczoną  scenę.

Czy to prawda, że okolice zamku szturmują fani „Wiedźmina”?
- Zdziwię pana, ale w tym momencie byliśmy jedynymi osobami z zewnątrz, a przynajmniej jedynymi, które wiedziały o co chodzi. Pobliskim szlakiem przechodzili turyści kompletnie nie zainteresowani zamieszaniem związanym z pracą ekipy filmowej. To jednak nic dziwnego, dotarłem pod zamek jeszcze przed południem, dosłownie kwadrans po ukazaniu się pierwszej informacji na temat możliwości kręcenia tam „Wiedźmina” - nasz dom stoi dwa kilometry w linii prostej od zamku, a przez okna widać jego wieże. Późnym popołudniem miałem też okazję przyjrzeć się aktorom wracającym z planu. Żałuję, że ekipa bawiła w Ogrodzieńcu tak krótko, może udałoby mi się dostać na plan w charakterze statysty.