Wywiady

Budujemy wielki Śląsk

- Żebyśmy mogli dorównać najlepszym klubom w Europie, społeczeństwo musi być bardziej zamożne. W budżecie przeciętnego Polaka rozrywka wciąż jest na ostatnim miejscu. Musi się to zmienić

 

- mówi Piotr Waśniewski – prezes WKS Śląsk Wrocław.

 

Red.: - Od początku myślał pan o zarządzaniu w sporcie?

 

Piotr Waśniewski: - W szkole podstawowej uprawiałem siatkówkę, w średniej lekkoatletykę. Marzyłem, żeby zostać zawodowym sportowcem. Niestety, okazało się, że nie miałem do tego predyspozycji, więc w klasie maturalnej musiałem podjąć decyzję: czy dalej bawić się w sport, wiedząc o tym, że nigdy nie będę profesjonalistą, czy też zająć się nauką. Ostatecznie wybrałem ten drugi wariant. Byłem jednak zagorzałym kibicem koszykówki i w chwili, gdy w prasie pojawiło się ogłoszenie, że poszukują pracownika do klubu Śląsk Wrocław, od razu złożyłem swoje CV. Od tamtej pory zaczęła się moja przygoda ze sportem od tej drugiej strony.

 

- Pana kariera jest dokładnie zaplanowaną ścieżką zawodową czy bardziej spontanicznymi, niespodziewanymi decyzjami podejmowanymi na gorąco?

 

- Zdecydowanie nie uważam tego co robię i robiłem za karierę. W ogóle nie traktuję tego w tych kategoriach. Wykonuję swoją pracę, staram się to robić jak najbardziej rzetelnie. Miłe jest, jeżeli moi pracodawcy to doceniają i powierzają mi co raz trudniejsze zadania. Nigdy nie założyłem sobie też celu zostania prezesem. Zresztą bardziej traktuję swoją funkcję jako obowiązek i ogromną odpowiedzialność niż jako nobilitację.

 

- A który moment, jednak użyję tego słowa- kariery- wspomina Pan jako najprzyjemniejszy?

 

- Zdecydowanie wszystkie lata spędzone w sporcie.

 

- To prawie wszystkie!

 

- Prawie, ale pierwsze trzy lata pracy spędziłem w banku, później prawie rok w Urzędzie Miejskim i w Marszałkowskim. Na pewno przyjemniej, lepiej i inaczej pracuje się w klubie sportowym. Ta praca jest na tyle specyficzna i nieprzewidywalna, że wstając rano człowiek nie wie, co będzie w ciągu dnia robił, a nawet jeśli ma jakiś plan, to potrafi się on przez jedno drobne zdarzenie wywrócić do góry nogami. Nie można sobie wszystkiego dokładnie zaplanować, bo dzień potrafi być bardzo dynamiczny. Gdy pracowałem gdzieś indziej, bardzo mi tego brakowało.

 

-To jest właśnie najprzyjemniejsze w tej pracy?

 

- Lubię sam fakt pracy w klubie sportowym. Budowanie widowiska, rozrywki - to jest bardzo przyjemne. Obcowanie ze sportowcami też jest bardzo fajne. Pracuję w klubach w najwyższych ligach rozrywkowych w Polsce, więc mam do czynienia z zawodnikami nieprzeciętnymi i z ludźmi nieprzeciętnymi w ogóle. Z osobami publicznymi, ze słynnymi trenerami. Dla wielu ludzi to symbole, gwiazdy, może słowo najbardziej pasujące to celebrieties. Na mnie to już przestało robić wrażenie, ale miło się z takimi osobami pracuje i rzeczywiście jest to zupełnie inne doświadczenie.

 

- A czego nie lubi Pan w swojej pracy?

 

Kiedyś żyłem takimi dziecięcymi marzeniami, w których sport był czymś olimpijskim. Teraz wiem, jak wiele zależy od pieniędzy, menedżerów, znajomości, lekarzy i wielu innych ludzi oraz czynników. I to mi się chyba najbardziej nie podoba.

 

- W Pana ustach trochę dziwnie to brzmi...

 

- Tak, okazało się, że świat jest zupełnie inaczej zbudowany i to mi najbardziej przeszkadza. Ta przestrzeń, której kibice – nawet jeśli o niej wiedzą – nie dostrzegają, albo im się zamazuje, to jest sedno życia wielu sportowców. Z tym najtrudniej jest się pogodzić. Byłem i jestem kibicem sportowym, ale moja praca powoduje, że być nim nie powinienem, bo to tylko przeszkadza w zarządzaniu klubem.

 

- Udaje się więc nie być kibicem?

 

- Zdecydowanie tak. Staram się może nie tyle nie kibicować, co oddzielać kwestię bycia kibicem od swojej funkcji.

 

- Czy w Polsce realne jest zbudowanie klubów takich jak te, z lepszych lig zagranicznych?

 

- Jest realne. Składa się na to wiele czynników, a najważniejsze są pieniądze, jak to w sporcie zawodowym. Żeby można było mówić o takich poważnych klubach, społeczeństwo musi być bardziej zamożne. W budżecie przeciętnego Polaka rozrywka wciąż jest na ostatnim miejscu. Musi się to zmienić. Pewnym miernikiem sukcesu będzie to, czy uda się nam zapełnić kiedyś czterdziestotysięczny stadion, który buduje się we Wrocławiu.

 

- Czym jest dla Pana sukces?

 

- Zawsze go kojarzę z sukcesem sportowym, tzn. z wynikami drużyn. Dla mnie sukcesem będzie i jest walka o najwyższe cele. Zdaję sobie sprawę z realiów, jakie są i były w klubach, w których pracowałem, ale zawsze marzę o czymś więcej, dalej, wyżej. W piłce nożnej największym sportowym sukcesem będzie dla nas zdobycie mistrzostwa Polski i gra w europejskich pucharach. Mam nadzieję na odniesienie sukcesów na skalę historyczną w Polsce. A sukcesem biznesowym będzie dla mnie, kiedy wypełni się kibicami nowy stadion, choć wiem, że to trudne zadanie.

 

- We Wrocławiu mówi się o planach dwusekcyjnego Śląska, a pan ma zostać prezesem tej całości, czyli piłki i koszykówki. Może się Pan do tego odnieść?

 

- To, jak się będzie rozwijał klub, bardziej leży w gestii właścicieli niż mojej. Piłka nożna zawsze była i jest w Polsce magnesem. To jest fenomenalne. Na przykład bez względu na to, czy polskiej reprezentacji idzie dobrze, średnio czy źle, zawsze się o niej dużo mówi. Z kolei ostatni rok pokazał, że trudno jest znaleźć poważnych inwestorów na koszykówkę. Wrocławianie oczekują wielkiej koszykówki i wszyscy chcą gry o mistrzostwo. Przyzwyczailiśmy się do koszykówki przez duże K i żeby móc ją odbudowywać, bezwzględnie trzeba też walczyć o najwyższe cele. Szkoda by było podejmować decyzję bez pokrycia finansowego, albo przeświadczenia właścicieli co do słuszności tej sprawy.

 

- Jakie są plany Śląska na ten sezon?

 

- W tej chwili jesteśmy w środku tabeli i zależy nam na utrzymaniu obecnej pozycji, a może nawet wskoczeniu na wyższe miejsca. Chcemy zakończyć ligę z jak najlepszym wynikiem, tak aby być jak najbliżej czołówki. Wygrane oznaczają większe pieniądze od sponsorów. Zależy nam też na budowie młodej drużyny. Interesują nas gracze, którzy jeszcze przynajmniej przez pięć – siedem lat będą dobrze grać i będą mogli się rozwijać w Śląsku.

 

- Inwestycja w Śląsk Zygmunta Solorza rozbudziła nadzieje i wyobraźnię kibiców, którzy spragnieni są sukcesów. Jak, pana zdaniem, będzie wyglądać Śląsk Wrocław za 3 lata?

 

- Za dwa, trzy lata Śląsk będzie występował na nowym stadionie na Maślicach, na który będzie mogło przyjść kilkakrotnie więcej osób niż obecnie. To klub, który będzie stabilny finansowo i sportowo, zostanie sportową chlubą tego miasta, tak jak kiedyś była nią drużyna koszykarska. Wierzę, że będziemy walczyć w europejskich pucharach.

 

- Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Joanna Jackiewicz

 

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kto powinien zostać nowym marszałkiem Dolnego Śląska?






Oddanych głosów: 1546