Wiadomości

Dwa tygodnie czekania na polecony? Pocztowcy: Musielibyśmy pracować 18 godzin dziennie. Więc zostawiamy awizo

Author profile image 2023-10-16, Autor: Kinga Mierzwiak

Na list polecony można czekać nawet dwa tygodnie. Takie są realia, choć według regulaminu taki list teoretycznie powinien zostać dostarczony w ciągu trzech dni roboczych. Co zatem dzieje się na Poczcie Polskiej? Sprawdziliśmy.

Reklama

"Mój polecony idzie już dwa tygodnie. Co się dzieje na Poczcie Polskiej? Czy to przez strajk?" - takie i inne pytania zadają internauci w mediach społecznościowych. A my odpowiadamy: opóźnienia wynikają z braku... listonoszy. 

Brakuje listonoszy. Na polecony trzeba długo czekać

- Strajk ostrzegawczy owszem, miał miejsce 11 października i ustawowo trwał dwie godziny, ale to nie to jest powodem opóźnień. Wynikają one z ostatniej decyzji zarządu Poczty Polskiej: zablokowano możliwość zatrudniania nowych pracowników, a starzy się zwalniają - mówi Piotr Moniuszko, szef Wolnego Związku Zawodowego Poczty Polskiej. - W bardzo wielu placówkach mamy 50 procent składu, jeden listonosz musi obsługiwać dwa, a czasem trzy rejony. By móc zdążyć ze wszystkim, musiałby pracować 17-18 godzin. Na to nie ma szans. 

Kończy się na tym, że listonosze zostawiają w skrzynkach awizo, nawet nie pukając do domów, bo... tak jest szybciej. W teorii ekonomiczny list polecony powinien iść maksymalnie trzy dni robocze, a przesyłka priorytetowa powinna znaleźć się u nadawcy już następnego dnia, o ile nadana została do godz. 15.00. 

- To fikcja. Znam historie, gdzie polecony szedł trzy miesiące. Nic dziwnego, że klienci czekają na listy nawet dwa tygodnie. Ale co ma powiedzieć pani w okienku? "Proszę pana, to co prawda polecony, ale nie dam Panu gwarancji, że dojdzie w trzy dni". No nie. Nie mówią nic - dodaje Moniuszko. 

Związkowcy: Za mało nam płacą, nie da się z tego żyć

A wśród klientów panuje potem konsternacja. Mało tego, Piotr Moniuszko zwraca uwagę, że nawet gdyby zarząd odblokował możliwość zatrudniania, to na niewiele się to zda. 

- Listonosze otrzymują teraz wynagrodzenie w wysokości płacy minimalnej, czyli 2600-2700 zł netto. Proszę mi powiedzieć: kto teraz przyjdzie pracować za takie pieniądze? Rzecznik prasowy tłumaczy, że opóźnienia to problemy przejściowe. A ja twierdzę z całą pewnością: nie, to nie są problemy przejściowe.

Daniel Witkowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej, wszystkiemu zaprzecza. - W akcji strajku ostrzegawczego wziął udział mniej niż 1 proc. wszystkich pracowników Poczty i żadna placówka spółki, wbrew szumnym zapowiedziom, nie została zamknięta. Nie odnotowujemy też systemowych trudności w terminowych doręczaniu korespondencji. Warto pamiętać, że dziennie doręczamy skutecznie nawet 4 mln przesyłek, dlatego przy takiej skali działalności mogą zdarzyć się pojedyncze incydenty, związane z niewłaściwą obsługą - mówi.

A Moniuszko wskazuje na dalsze problemu. - Dopóki sytuacja z pensjami dla listonoszy się nie zmieni i nie zostanie odblokowana możliwość zatrudniania, nic się nie zmieni - tłumaczy Moniuszko. Dodaje również, że tak źle jest od czasów rządu Prawa i Sprawiedliwości. Wcześniej listonosze zarabiali więcej niż płaca minimalna. Dodatkowo w zarządzie znaleźli się ludzie z nadania politycznego, podczas gdy ci fachowcy, którzy rzeczywiście przepracowali wiele lat na Poczcie Polskiej, odeszli do znanych firm kurierskich. Dziś Poczta Polska ma zaledwie 10 proc. udziału na rynku usług kurierskich. 

Będzie strajk generalny na Poczcie Polskiej? 

Moniuszko liczy, że może stworzenie demokratycznej opozycji coś zmieni. 27 października odbędzie się spotkanie związkowców z zarządem. Wówczas okaże się, co dalej, ale Piotr Moniuszko nie wyklucza, że jeżeli nie będzie woli do zmian, to podejmą decyzję o strajku generalnym, a wtedy... Poczta Polska stanie całkiem. 

Oceń publikację: + 1 + 13 - 1 - 6

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.