Wiadomości

Nożownik przed sądem. Nie pamięta, czy zadał pracownicy warzywniaka 14 ciosów

2019-04-09, Autor: Bartosz Senderek

Nawet dożywocie grozi mężczyźnie, który we wrześniu ubiegłego roku zaatakował 59-letnią panią Violettę, która sprzedawała warzywa w sklepie na skrzyżowaniu Jedności Narodowej i Daszyńskiego. Kobieta trafiła do szpitala z 14 ranami i do dziś odczuwa skutki zdarzenia. We wtorek przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu ruszył proces w tej sprawie.

Reklama

– To na pewno ten człowiek – mówiła we wtorek Violetta R. Sprzedawczyni, sąsiad z kiosku, a także jeden z jej klientów, Grzegorza P. w okolicy sklepu widzieli już kilkadziesiąt minut przed zdarzaniem. – Pan z kiosku zapytał go nawet, czy czegoś potrzebuje. On powiedział, że nie, czeka na kolegę – relacjonowała poszkodowana.

Do zdarzenia doszło 17 września ubiegłego roku na skrzyżowaniu ulic Jedności Narodowej i Daszyńskiego. – Koło 17:00 ten pan wszedł do sklepu i powiedział do mnie „dawaj pieniądze” – relacjonowała poszkodowana. – W tym czasie poczułam uderzenie w brzuch i taki gorąc. Ten człowiek przyciskał mi coś do brzucha, nie widziałam nawet, jakie to było narzędzie – zeznawała, tłumacząc, że chciała napastnikowi oddać pieniądze, ale ten nie dał jej nawet na to szansy. Zdołała tylko krzyknąć do przechodzącej obok sklepu kobiety i wtedy Grzegorz P. uciekł. Później zaczęła tracić przytomność. Świadomość odzyskała na chwilę w karetce, która wiozła ją do szpitala. – Pamiętam, że pani w karetce chciała, żebym nie spała i zapytała, jakie jabłka się daje od szarlotki – tłumaczyła kobieta.

Oskarżony przed sądem zeznał, że zdarzenia z Jedności Narodowej nie pamięta. Tłumaczył, że tego dnia koło południa był w jednym z barów na Bogusławskiego, gdzie wypił kilka piw i kilka butelek wódki. – O 15:00 obudził mnie barman, żebym szedł do domu. Film mi się urwał w tym momencie. Pamiętam tylko powrót do domu około 21:00 – zeznawał przed sądem Grzegorz P.

Co ciekawe zarówno poszkodowana ekspedientka warzywniaka, jak i świadkowie twierdzili, że mężczyzna nie wyglądał na pijanego. – Stał pewnie – mówił mężczyzna, który chwilę przed zdarzeniem robił zakupy w warzywniaku.

Grzegorz P. po zatrzymaniu napisał list do swojej ofiary, jednak kobieta nie chciała go przyjąć. Treść listu podczas procesu został odczytany przez obrońcę mężczyzny. – Mam ogromny problem, który jest błahostką przy pani cierpieniach – pisał oskarżony, który przeprosił poszkodowaną i życzył jej zdrowia.

Mężczyzna przekonywał też sąd, że o tym, że mógł popełnić przestępstwo, dowiedział się dopiero następnego dnia, gdy zadzwonił do niego brat. To właśnie wtedy miał wyrzucić koszulkę i spodnie, w których jest widoczny na portrecie pamięciowym. W kieszeni spodni najprawdopodobniej mogły znajdować się rękawiczki, które P. miał założone podczas ataku. Kupił je wcześniej, bo miały przydać się w pracy magazyniera.

Prokuratura postawiła Grzegorzowi P. zarzut próby zaboru z kasy sklepu 810 zł oraz ewentualnego zamiaru pozbawienia życia pracownicy sklepu przy użyciu niebezpiecznego narzędzia. Dodatkowo prokurator zaznaczyła, że mężczyzna czynów tych dokonał w warunkach recydywy – w lutym 2018 roku opuścił Zakład Karny, w którym spędził 7 lat m.in. za rozboje. W sprawie orzeka pięcioosobowy skład sędziowski, który może orzec nawet karę dożywotniego pozbawienia wolności.

Reprezentujący oskarżonego adw. Piotr Marański nie kwestionuje tego, że w sklepie przy Jedności Narodowej jego klient faktycznie napadł na ekspedientkę. Ma jednak wątpliwości co do opinii biegłych psychiatrów, którzy orzekli, że jego klient w momencie popełnienia czynu był poczytalny, a także kwalifikacja prawna czynu. – Wątpliwości budzi kwestia zamiaru i kwestia winy. Mój klient, na co wskazał w swoich wyjaśnieniach, posiadał środki finansowe, natomiast prokuratura stawia mojemu klientowi również zarzut zbrodni rozboju – argumentował mecenas.

Kolejne przesłuchania w tej sprawie zaplanowane są na maj.

Oceń publikację: + 1 + 6 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.