Wiadomości

Odkrywamy Wrocław: Legendarne bary mleczne

2010-10-17, Autor: Wojciech Prastowski
Są takie miejsca na mapie miasta, które wzbudzają kontrowersyjne uczucia – od politowania poprzez śmiech, aż po uwielbienie graniczące z kultem. Należą do nich bez wątpienia wrocławskie bary mleczne, których tak niewiele już zostało i których ikoną, wciąż żywą legendą, jest bar „Miś” przy ul. Kuźniczej.

Reklama

Bar „Miś” był od zawsze skazany na sukces, głównie dzięki idealnej, z punktu widzenia studenta Uniwersytetu Wrocławskiego, lokalizacji. Ulica Kuźnicza bowiem, mimo że dopiero w przyszłym roku ma zamienić się w deptak, od zawsze takim nieoficjalnym deptakiem była. Trasa między gmachem głównym a Rynkiem jest wypełniona spacerującymi studentami od rana do wieczora – niektórzy nawet spędzają w tej okolicy większość swojego studenckiego życia.



Sercem tej okolicy, bo jak wiadomo – to przez żołądek dotrzeć można do serca, jest bar mleczny „Miś” ulokowany w parterze narożnej plomby pod adresem Kuźnicza 48. Ten szaro-biały budynek powstał w okresie, gdy decydowano się wypełniać tkankę wrocławskiego Starego Miasta tanimi, biało-czarnymi blokami. Jednak nie architektura gra w tym miejscu najważniejszą rolę; liczy się klimat, który przywołuje w pamięci legendarną komedię Stanisława Barei. Wprawdzie bar mleczny z tego filmu, który tak bardzo zapadł wszystkim w pamięć, nazywał się „Apis”, nie zmienia to faktu, że abstrahując od absurdalnych przerysowań – miejsca te mają wiele wspólnego.

Po pierwsze: kolejka. Między godziną 10 a 16 kolejka jest zawsze i najczęściej nie mieści się w barze. Większość kolejkowiczów marzy wtedy o porcji gorących pierogów ruskich polanych tłuszczem, fasolce po bretońsku, pyzach z mięsem, kopytkach, leniwych z cukrem, ryżu z jabłkami czy innych specjałach kuchni polskiej. Taka to już rola barów mlecznych – oferować tanie, „domowe” potrawy, uwielbiane przez rzesze miejscowych i zamiejscowych żaków, których dynamika życia studenckiego określana jest terminem otrzymania stypendium.

Po drugie: klientela. Sporym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że w barze „Miś” stołują się tylko studenci. Już po godzinie siódmej można spotkać tam policjantów posilających się przed służbą. Częstymi gośćmi w godzinach późniejszych są zarówno emeryci jak i starzy profesorowie uczelni. Turyści trafiają tam rzadko, tym bardziej zagraniczni… Najczęściej zaglądają tylko na chwilę, zaskoczeni kłębiącym się przez lokalem tłumem młodych ludzi, i zdumieni surowym, stołówkowym wystrojem tego miejsca – czmychają gdzieś indziej. Po trzecie: obsługa, czyli głośne panie w stołówkowych fartuchach. Po czwarte: wystrój i osprzęt, po piąte: zabytkowe już chyba sztućce i naczynia, po szóste… łza się w oku kręci, że czas niemal zatrzymał się w miejscu.

Podobną atmosferę, ceny i menu znaleźć można na Starym Mieście kawałek dalej – również w bloku z czasów PRL-u. To bar „Jacek i Agatka” znajdujący się przy placu Nowy Targ 27. Panuje tam nieco inny system: potrawy wybieramy często wskazując je palcem i przesuwając się z tacą w stronę pani kasjerki. Nazwa lokalu przywodzi na myśl parę laleczek o pingpongowych główkach, znanych dobrze wszystkim tym, którzy pamiętają dobranocki oglądane w czarno-białych odbiornikach telewizyjnych. Wystrój wnętrza jest również jakby brakiem wystroju. Minęły już wprawdzie czasy cerat i drewnianych mebli, teraz królują stoły o nagich blatach i metalowych nóżkach oraz podobne w klimacie krzesełka. Ceny nieco wyższe niż w „Misiu” ale i tak posilić się tu można dosłownie za kilka złotych, a najeść do syta za nieco ponad 10 złotych.

Kolejny bar, którego legenda sięga dalej niż niektórym się wydaje, to „Mewa” przy ul. Bolesława Drobnera, tuż za Mostem Uniwersyteckim i skrzyżowaniem z ulicą Wojciech Cybulskiego. Wchodząc do środka znowu otrzymujemy pakiet wspomnień z czasów Polski Ludowej, tej estetyki nie sposób wytrzebić z tego miejsca nawet fototapetą przedstawiającą orientalny krajobraz. I nie ma takiej potrzeby, aby to czynić. „Mewa” to również popularne wśród studentów i wykładowców miejsce, gdzie wciąż można zjeść smacznie i tanio, gdzie również trzeba zapolować na pierogi, gdzie najlepiej smakuje niemal domowy kompot, a nie popularny napój gazowany.

Niedaleko „Mewy” – na uniwersyteckim Wydziale Fizyki i Astronomii przy placu Maksa Borna, w budynku uczelni znajduje się stołówka, o której krążą mity. Nie jest to już klasyczny bar mleczny, ale bez wątpienia miejsce warte opisania przy tej okazji. Słynie ono zarówno z wystroju opartego na boazerii, jarzeniowych lampach i metalowych krzesłach z siedziskiem ze skaju, jak i z potraw o legendarnym, niezmiennym smaku domowej kuchni. Aby ułatwić poszukiwania zgłodniałym odkrywcom, napiszę tylko, że najłatwiej tam trafić wchodząc na teren uczelni przez bramę wjazdową od strony ul. Cybulskiego, a potem – cudacznym architektonicznie wejściem głównym budynku po prawej stronie – i kierując się prosto do końca korytarza.

Tak niewiele już zostało we Wrocławiu miejsc, które pamiętają „tamte” czasy. Miejsc, których klimat przypomina ten utrwalony przez filmowców w złotym okresie polskiej komedii powojennej. Zamknięto już bar „Duet” u zbiegu ulic Prusa i Poniatowskiego, który słynął z bogatej oferty menu – aktualnej zawsze tylko w 1/3 – i najniższych cen w mieście. Nie istnieje również bar „Wzorcowy” przy ul. Piłsudskiego ani bar „Saba” przy ul. Św. Jadwigi. Zakończyły swój żywot również plackarnie, a ostatnim bastionem barów przekąskowych jest „Witek” przy ul. Wita Stwosza, wciąż oferujący jedne z lepszych tostów we Wrocławiu.

Być może wkrótce z gastronomicznej i sentymentalnej mapy miasta zniknie i bar „Miś”, który odwiedza dziennie około sześciuset klientów. To dla nich obiera się i gotuje codziennie ponad trzysta kilogramów ziemniaków, i dla nich lepi się prawie dwa tysiące pierogów. Ale wrocławianie o nim nie zapomną – komedia Stanisława Barei nie pozwoli im zapomnieć. A pokolenia studentów, wykarmione w barach mlecznych dotowanych przez państwo, odwdzięczają się co pewien czas i utrwalą ich historię – w pracach licencjackich, magisterskich, doktorskich i w artykułach takich jak ten.

----------------


W cyklu Odkrywamy Wrocław pisaliśmy o miejscach takich jak: WUWA, Arsenał, Uniwersytet Wrocławski, Ogród Botaniczny, nasyp kolejowy przy ul. Bogusławskiego i Nasypowej, Ogród Japoński, nasz własny plac Gwiazdy, o pomyśle budowy wieżowców zamiast Sukiennic w Rynku, legendarnych barach mlecznych, kampusie Politechniki, wzgórzu Bendera, Poltegorze, trzech wrocławskich lotniskach, o ulicy Szewskiej, początkach miasta, wrocławskim Manhattanie, ogrodach Ossolineum, młynie św. Klary, Solpolu... i wielu, wielu innych.


Wszystkie teksty z naszego cyklu znajdziecie w specjalnej zakładce.


Zapraszamy Was do współpracy przy jego tworzeniu. Piszcie do nas maile z propozycjami miejsc.


Oceń publikację: + 1 + 1 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (14):
  • ~ 2010-10-17
    17:54:01

    1 0

    Sztućce i naczynia w "Misiu" są z IKEA, ale dziennikarz musiał podkoloryzować, bez tego nie byłby dziennikarzem wszakoż.

  • ~ 2010-10-17
    19:15:50

    0 0

    Racja, to było dodane na szybko, chodziło raczej o sztućce w "Mewie" i w "Jacku i Agatce". Inna sprawa, że gdy autor studiował, IKEA była ekskluzywną egzotyką. ;-)

  • ~ 2010-10-17
    19:40:15

    0 0

    Zamkneli duet?! AAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

  • ~ 2010-10-17
    23:55:48

    0 0

    w "Misiu" polecam doskonałe leniwe z cukrem i barzdo dobre placki ziemniaczane po węgiersku, jesli chodzi o zupy : żurek i barszcz ukraiński...

  • ~ 2010-10-18
    08:13:33

    0 1

    Właśnie zastanawiałem się czym różni się żurek od barszczu ukraińskiego...

  • ~ 2010-10-18
    13:28:04

    0 0

    Jedną z róznic jest to, że żurek robiony jest jest na mące żytniej, a barszcz biały na pszennej. Ten ukraiński jest "czerwony" - tzn. na burakach ( między innymi)

  • ~ 2010-10-18
    15:44:56

    0 0

    hmm a fototapety w Mewie to nie ma już ze 4 lata "

  • ~ 2010-10-18
    19:50:30

    0 0

    Zapomnieli opisać bar mleczny Słoneczko gdzie żywią się studenci Uniwersytetu Ekonomicznego. DOBRZE I TANIO. :D

  • ~ 2010-10-18
    19:53:02

    0 0

    w Misiu polecam leniwe z cukrem pychota :)

  • ~ 2010-10-18
    21:43:32

    3 0

    Smiem zauwazyc, ze jedym znanym mi barem mlecznym we Wroclawiu, o jakim powstal film jest niewymieniony tu bar Bywalec (na sw. Wincentego). Nie wiem czemu autor go olal, moze w ogole nie jest swiadom istnienia takiego pieknego skansenu 15 min od centrum.

  • ~ 2010-10-18
    21:45:44

    0 0

    Fototapety nie ma w Mewie juz do ponad roku. Warto nie pisac z pamieci, albo na podstawie zdjec w sieci.

  • ~ 2010-10-19
    14:50:57

    0 0

    Bar SMACZEK na Trzebnickiej wygrywa a ich pierogi z mięsem + czerwony barszcz do picia to poezja smaku! :) Złota Kurka na Piłsudskiego i bar w Hali Targowej też dają radę.

  • ~ 2010-10-26
    07:32:35

    0 0

    Zdziwiona jestem, że zabrakło choć krótkiej wzmianki o "Złotej Kurce" przy ul. Piłsudskiego....Tam nawet ubiór pań przywołuje na myśl lata dawno minione. :)

  • ~ 2010-12-05
    17:53:44

    0 0

    no a bar "bywalec" przy placu staszica????? to dopiero jest prawdziwy bar mleczny - nawet film o nim szwedzi nakręcili! tamtejsze pierogi ruskie są najlepsze w mieście! :)

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.