Sport

Rewolucji nie było, ale zwycięstwo owszem. Śląsk pokonuje Koronę i wraca na podium!

2020-03-04, Autor: Bartosz Królikowski

Były na tej drodze wzloty i upadki, ale wreszcie tego dokonali. Piłkarze Śląska Wrocław pokonali na własnym stadionie Koronę Kielce 2:1. Wrocławianie powrócili dzięki temu na ligowe podium po kilku kolejkach przerwy.

Reklama

Śląsk w 2020r . punktuje bardzo nieregularnie, a i swoją grą nie porywa. Nastroje wśród kibiców po przegranych derbach z Zagłębiem Lubin nie były najlepsze, więc przed wrocławianie musieli wręcz wygrać następne spotkanie, by zrehabilitować się za porażkę i uciec nieco rywalom w tabeli. Trener Lavicka w porównaniu z meczem w Lubinie dokonał dwóch korekt w składzie. Za będącego w fatalnej formie Roberta Picha, do jedenastki wskoczył po raz pierwszy w rundzie wiosennej Filip Marković. Szansę debiutu w zespole otrzymał natomiast węgierski środkowy obrońca Mark Tamas, który zastąpił Diego Żivulicia. Rywal wszakże należał do tych z niższej półki, gdyż Korona Kielce gra najmniej przyjemną dla oka piłkę w lidze, a oprócz tego zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli.

Spotkanie to zapowiadało się… bądźmy szczerzy, bardzo słabo. Początek niestety zdawał się tylko potwierdzać te przewidywania, wszakże zarówno Śląsk, jak i Korona, zaskakiwały wyłącznie niedokładnością. Wrocławianom udało się mimo to wykreować dobrą sytuację, ale w 10. minucie Przemysław Płacheta z okolic jedenastego metra uderzył prosto w bramkarza Marka Kozła. Mecz był dość mocno wyrównany i żadna z drużyn nie miała nawet optycznej przewagi. Śląsk nie bardzo miał pomysł na ofensywę, a Korona nawet jak go miała, to większość ich akcji kończyła się albo złym podaniem, albo nieudolną próbą dryblingu. Wrocławianie w 27. minucie mogli objąć prowadzenie, ale choć dośrodkowanie Dino Stigleca było naprawdę dobre, to strzał głową Michała Chrapka przeleciał nad bramką gości.

Jeżeli taktyką Korony było uśpić rywala (i każdego oglądającego…), a potem niespodziewanie zaatakować, to ten wariant niemalże się w pełni sprawdził. W 41. minucie po świetnej wrzutce Petteriego Forsella uderzenie głową oddał Grzegorz Szymusik, a piłka minimalnie minęła bramkę Putnockiego. Niewykorzystana sytuacja ekspresowo się zemściła. Już trzy minuty później Lubambo Musonda dograł futbolówkę do znajdującego się w polu karnym Płachety. Młody skrzydłowy nie pomylił się i z zimną krwią pokonał bezradnego bramkarza. Śląsk na przerwę zszedł prowadząc, co przeciwko Koronie jest rzeczą cenną. Wszakże kielczanie tylko Rakowowi Częstochowa strzelili więcej niż jednego gola w meczu.

Zawodnicy Vitezslava Lavicki nie mieli oczywiście już wtedy pewnej wygranej. Niewiele zabrakło, a Korona do wyrównania doprowadziłaby już w 50. minucie meczu. Na szczęście dla wrocławian, Erik Pacinda zmarnował stuprocentową sytuację, trafiając z bliska prosto w Matusa Putnockiego, a odbitą piłkę w ostatniej chwili wybił Israel Puerto. Cztery minuty później zespół Śląska uratował słupek. To na nim bowiem zatrzymała się piłka uderzona głową przez Urosa Duranovicia. Zmasowany atak kielczan nie ustawał. Zawodnicy Śląska wyglądali na wręcz zszokowanych taką postawą gości. Kolejną okazję miał w 57. minucie Bojan Cecarić, ale jego strzał odbił Putnocky.

Wrocławianie prosili się o kłopoty i bramka w takiej sytuacji nie mogła wręcz pozostać zaczarowana. Wystarczyło jedno niefortunne wyjście z bramki i złe wybicie piłki przez Putnockiego w 65. minucie, a obdarowany takim prezentem Erik Pacinda umieścił futbolówkę w pustej bramce. Było blisko, a Israel Puerto znów wybiłby ją z linii bramkowej, lecz niestety tym razem Hiszpan był dosłownie o jeden krok spóźniony. Śląsk musiał się przebudzić i wyjść wreszcie na drugą połowę, bo zawodnicy Lavicki ewidentnie mieli problemy z „dojechaniem” na nią. Rękę wyciągnęli sami rywale. Wszakże to w wyniku ich błędu w rozegraniu, sam na sam z Markiem Kozłem wyszedł Filip Marković. Serb jednak zamiast strzelać chciał najprawdopodobniej wpierw ograć bramkarza, lecz mierzący aż 199 cm golkiper Korony wykorzystał swoje długie nogi i wybił Markoviciowi piłkę.

Śląsk powoli przejmował kontrolę nad spotkaniem, co opłaciło się już w 84. minucie. Wtedy to właśnie piłkę w bramce Korony strzałem głową umieścił… Erik Exposito! Tak jest. Na wypadek gdyby ktoś nie uwierzył napiszę jeszcze raz. Erik Exposito! Hiszpański napastnik pierwszy raz w tym sezonie zrobił użytek ze swoich 190 cm wzrostu i zdobył piekielnie ważnego gola. Już cztery minuty później blisko dobicia rywali był Płacheta, ale jego uderzenie fenomenalnie obronił Kozioł. Jednak nawet i bez tego wrocławianie dowieźli korzystny wynik do końca, wygrywający tym samym drugie z rzędu spotkanie na własnym stadionie.

Droga powrotna na ligowe podium była długa, wyboista i pełna trudów, ale w końcu się udało. Śląsk po tym meczu już na pewno będzie na trzecim miejscu w lidze, niezależnie od tego co się w tej kolejce jeszcze wydarzy. Zawodnicy Vitezslava Lavicki nie zagrali wielkiego meczu. Długimi fragmentami znów brakowało im kreatywności, a pierwsza połowa w większej części była jak silny środek usypiający. Ale na Koronę Kielce to wystarczyło. Gdyby kielczanie mieli więcej jakości czysto piłkarskiej, Śląsk miałby ogromne kłopoty. Na pewno przed nimi wciąż wiele pracy, bo lepszy rywal nie wybaczy błędów, ani wciąż trwającego kryzysu środka pola.

Jeśli chodzi o indywidualne występy, to tym razem, choć wydawało się to niemożliwe, trzeba pochwalić Erika Exposito. Hiszpan starał się i co najważniejsze, wreszcie strzelił gola. Dodatkowo bardzo ważnego. Nie ma sensu osądzać czy to wreszcie go odblokuje, bo nie sposób przewidzieć czy tak będzie. Będąc w pełni szczerym, nawet zapewne tak nie będzie. Jednak to trafienie zrzuciło mu zapewne spory kamień z serca. Co do nowości w wyjściowej jedenastce, Mark Tamas zagrał poprawnie i nie popełnił większych błędów. Natomiast Filip Marković był aktywny, ale nieskuteczny. Żeby odkryć jego pomysł na wykończenie sytuacji sam na sam z Markiem Kozłem, trzeba by zapewne zajrzeć do archiwów watykańskich. Jednak ogólnie występ in plus. Na pewno pokazał więcej niż w poprzednich swoich meczach we wrocławskich barwach.

Następny mecz Śląsk rozegra już sobotę 7 marca o 20:00. Czeka ich wówczas bardzo daleki wyjazd na Podlasie, gdzie zagrają z Jagiellonią Białystok.

Po meczu powiedzieli:

Vitezslav Lavicka (trener Śląska): Nie było nam łatwo i myślę że wszyscy odetchnęliśmy. Nasi zawodnicy zostawili serce na boisku. Strzeliliśmy gola, lecz wiedzieliśmy, że Korona zrobi wszystko by wyrównać. Faktycznie pierwsze 20 minut drugiej połowy nie było w naszym wykonaniu tak intensywne, przez co straciliśmy gola. Jednak Erik Exposito strzelił bardzo ważną bramkę i udało się wygrać. Po takim występie jak w Lubinie, gdzie mamy świadomość że źle zagraliśmy, to spotkanie było bardziej nerwowe. Jednak nasi piłkarze zareagowali bardzo pozytywnie i walczyli do końca.

Robert Pich wszedł dziś z ławki, więc bardzo chciał pokazać się z dobrej strony. To waleczny zawodnik, któremu bardzo zależy na drużynie. Filip Marković zaprezentował się korzystnie. Nie wykorzystał sytuacji sam na sam, ale powrócił do wyjściowej jedenastki po długim czasie i jestem zadowolony z jego postawy.

Chciałbym szczególnie podziękować kibicom, którzy mimo niekorzystnego terminu i wszystkiego co dzieje się w Polsce oraz na świecie dziś nas wspierali.

Mirosław Smyła (trener Korony): Mimo naprawdę niezłej drugiej połowy znów nie zdobywamy punktów. Podobnie było tydzień temu z Lechią Gdańsk. Bardzo szkoda mi moich zawodników gdyż bardzo chcą, przeżywają to w szatni. Musimy być skuteczniejsi i nie wolno nam doprowadzać do takich sytuacji jakie miał dziś Śląsk.

Śląsk Wrocław – Korona Kielce 2:1

Gole:

1:0 – Przemysław Płacheta 44’ (asysta: Lubambo Musonda)

1:1 – Erik Pacinda 65’

2:1 – Erik Exposito 84’ (asysta: Dino Stiglec)

Śląsk: Putnocky – Musonda, Tamas, Puerto, Stiglec – Marković (87. Żivulić), Łabojko, Mączyński (60. Pich), Chrapek, Płacheta – Raicević (73. Exposito)

Trener: Vitezslav Lavicka

Korona: Kozioł – Spychała, Gnjatić, Marquez, Szymusik – Pucko (46. Duranović), Żubrowski, Forsell (82. Zalazar), Radin, Pacinda (79. Papadopoulos) – Cecarić

Trener: Mirosław Smyła

Żółte kartki: Łabojko (Śląsk) - Szymusik, Gnjatić, Pacinda, Żubrowski (Korona)

Sędzia: Zbigniew Dobrynin

Widzów: 6 149

Oceń publikację: + 1 + 10 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 2741