Nie przegap

Samolot stoi na pasie. Drugi ląduje prosto na niego. Co się wydarzyło na lotnisku we Wrocławiu?

2023-09-14, Autor: mgo, m

Wyglądało to bardzo niebezpiecznie. W czasie gdy przedłużał się postój na pasie startowym samolotu Wizz Air z Wrocławia do Leeds, lądowanie rozpoczęła już inna maszyna tej samej linii - z Dubrownika do Wrocławia. Leciała wprost na stojący na lotnisku samolot. Pilot w ostatniej chwili gwałtownie poderwał lądujący samolot i odszedł na drugi krąg. Wszystko działo się we wtorek wczesnym wieczorem.

Reklama

Samolot z Wrocławia do Leeds zgodnie z planem miał wystartować o 19.15. Ale procedury nieco się przedłużyły i na pasie startowym pojawił sie kilkanaście minut później. Już na samym pasie czekał kolejnych kilka minut.
W tym samym czasie do lotniska zbliżała się już kolejna maszyna Wizz Air. To samot z Dubrownika. Był już na ścieżce dochodzenia do pasa startowego i z prędkością 256 km/h podchodził do lądowania. Zniżył się już do wysokości 404 metrów. Brakowało niespełna minuty, by pojawił się na pasie startowym zajętym przez inną maszynę. Szczęśliwie, w tym momencie pilot gwałtownie poderwał samolot, wrócił na wysokość 800 metrów, przeleciał nad pasem startowym i odszedł na drugi krąg. Na lotnisko wrócił dopiero wtedy, gdy maszyna do Leeds już wystartowała. 
 
Widać to wyraźnie na zapisach z samolotowych transponderów udostępnianych przez kilka serwisów internetowych. Tymczasem wrocławskie lotnisko zaprzecza, jakoby do takiego incydentu doszło i twierdzi, że radary ukazujące ruch samolotów mogą być po prostu niedokładne. Lotnisko co chwilę zmieniało jednak wersje, przesyłając nam co rusz inne informacje o godzinach startów i lądowań samolotów. 

ZOBACZ SCREENY Z SERWISU FLIGHTRADAR24 - KLIKNIJ

- We wtorek 12 września o godzinie 19:35 w powietrze wzbił się samolot do Leeds Bradford. Start samolotu odbył się zgodnie z wszelkimi procedurami bezpieczeństwa i nie był w żaden sposób zakłócony przez inną operację lotniczą. To samo dotyczy wszystkich pozostałych startów i lądowań tego dnia - twierdzi Bartosz Wiśniewski, rzecznik Portu Lotniczego Wrocław. I dodaje: - Wszystkie starty i lądowania odbywają się zgodnie z wyśrubowanymi normami bezpieczeństwa. W tym przypadku, jak i każdym innym, było identycznie. W żadnym momencie nie wydarzyło się nic, co odbiegałoby od przyjętych norm. Nad bezpieczeństwem operacji lotniczych (również nad wrocławskim lotniskiem) czuwa Polska Agencja Żeglugi Powietrznej. Zarządza ona ruchem lotniczym w przestrzeni powietrznej, gwarantując bezpieczne separacje pomiędzy startującymi i lądującymi samolotami - podkreśla.
 
- We wskazanym terminie we Wrocławiu nie odnotowano żadnej niebezpiecznej sytuacji. W innym wypadku powstałby odpowiedni raport. Kontrolerzy ruchu lotniczego przechodzą wieloletnie szkolenie oraz ciagle podnoszą kwalifikacje zawodowe, aby móc w pełni wykorzystywać możliwości profesjonalnej infrastruktury radarowej - dodaje Tomasz Modrzejewski, rzecznik PAŻP. 
 
O zdarzeniu rozmawialiśmy z ekspertami - doświadczonymi pilotami i egzaminatorami kandydatów na pilotów. Są zgodni - choć to co wydarzyło się we Wrocławiu z boku faktycznie mogło wyglądać bardzo groźnie, piloci i kontrolerzy lotów są do takich sytuacji przyzwyczajeni i wiedzą jak na nie reagować. - Na dużych lotniskach, jak choćby londyńske Heathrow, takie sytuacje zdarzają się nawet dwa-trzy razy dziennie. We Wrocławiu mogą należeć do rzadkości, stąd mogą budzić niepokój - słyszymy.
 
- Start maszyny stojącej na pasie zapewne chwilę się opóźnił, choćby dlatego że nie wszystko było jeszcze gotowe, albo na pasie pojawiła się jakaś przeszkoda. I właśnie po to piloci współpracują z wieżą kontroli lotów, by w takiej sytuacji odpowiednio zareagować. Tak stało się tutaj. Pilot dostał sygnał, nastąpiła reakcja i samolot odszedł na drugi krąg. To jest dokładnie to, czego zabrakło w Smoleńsku i co tam doprowadziło do tragedii - tłumaczą nam eksperci. - Pilot w pierwszej kolejności otrzymuje zgodę na podejście do lądowania. Szykuje się do niego, obniża lot, ale nie może wylądować, dopóki nie otrzyma z wieży drugiej zgody - już na samo lądowanie.
 
Czy wysokość 400 metrów daje pewność, że pilot zdoła jeszcze podnieść maszynę na odpowiednią wysokość? - Zdecydowanie tak. Samoloty używane w komunikacji mogą wznieść się z powrotem nawet już w momencie kontaktu z ziemią - słyszymy.
 
Oceń publikację: + 1 + 19 - 1 - 52

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~Maciek_Breslau 2023-09-14
    18:57:56

    19 3

    Ale szukanie sensacji. 400m nad ziemią to niby sytuacja niebezpieczna? Ja dwa razy miałem lądowanie, gdzie samolot odszedł na drugi będąc zaledwie kilka metrów nad pasem, to zupełnie normalna procedura.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.