Kultura

Wrocławski profesor o „Wiedźminie” i Sapkowskim [WYWIAD]

2019-12-07, Autor: Michał Hernes

– „Wiedźmin” sprawił mi taką przykrość jakbym poszedł do filharmonii na „Mszę h-moll” Mozarta, a tam zamiast orkiestry symfonicznej siedziała sekcja kameralna i piłowała to wielkie dzieło przy pomocy pary skrzypiec, jednego kontrabasu, puzonu, bębna i trójki przypadkowych chórzystów – mówi nam profesor Stanisław Bereś z Uniwersytetu Wrocławskiego, autor wywiadu – rzeki z autorem książkowego cyklu o „Wiedźminie” Andrzejem Sapkowskim.

Reklama

Michał Hernes: Jak wspomina pan spotkania i wywiady z Andrzejem Sapkowskim?
Stanisław Bereś: Niestety z żalem i przykrością, bo liczyłem na to, że powstanie książka tego formatu i rangi historycznoliterackiej co rozmowy z Lemem czy z Konwickim. Wszystko temu sprzyjało: środowisko czekało na taką książkę, chciał jej wydawca, który nas ku sobie popchnął, a my obaj uznaliśmy, że to niezły pomysł. Zaczęło się dobrze i pierwsze spotkania przyniosły wartościowy i atrakcyjny narracyjnie materiał. Ale w którymś momencie zaczęły się drobne uszczypliwości, a z czasem zgryźliwości, podstępy i rewanże.

Potrafię nawet dokładnie wskazać ten moment: stało się to wtedy, gdy pan Andrzej zaproponował, by w ramach oszczędności czasu przejść na dialog mailowy, bo to dawało od razu gotowy tekst. Instynktownie nie byłem za tym wariantem, ale wygodnictwo podpowiadało, że tak będzie łatwiej. No i wtedy zaczęły się kuksańce i złośliwe zagrania. Ja jestem gotów przysiąc, że to „nie ja zacząłem”, ale kto na świecie uważa, że to on zaczął konflikt? Nikt, zawsze ten drugi. Ja mogę być stronniczy, ale są czytelnicy i to do nich należy diagnoza tego, co się stało. W każdym razie „Historia i fantastyka” nie ma tego rozmachu, szerokości myśli i głębi dialogu, co wcześniej wymienione książki. A już na pewno nie posiada atmosfery wynurzenia i wspólnego żeglowania myśli. Bohater rozmowy nie mógł  być inny, więc nie jest wykluczone, że innemu krytykowi czy literaturoznawcy poszłoby lepiej. Może więc z Sapkowskim powinien był rozmawiać ktoś z fandomu fantasy, a nie historyk literatury?

Czy gdyby robił pan z nim wywiad teraz, zadałby pan inne pytania, inaczej poprowadziłby pan tę rozmowę?
Moim zdaniem to niemożliwe, bo moja przestrzeń działania zawęziła się tak bardzo, że nie było już ruchu. Nie chodzi nawet o te niezliczone uszczypliwości i grę na faul. Ponieważ Sapkowski kategorycznie odmówił poruszania się po obszarze jego biografii, twierdząc, że nie ma ona żadnego związku z tego prozą, a w dodatku wykluczył możliwość rozmowy o jego światopoglądzie, a zwłaszcza przekonaniach politycznych, wychodziło na to, że pozostaje nam rozmawiać tylko o jego fantastycznych światach powieściowych. No więc o czym? Jaką długość miał miecz wiedźmina i czym go ostrzył? Jak bardzo się zmęczył walcząc ze strzygą? Gdzie Bonhart tak się wyuczył  sztuki szermierczej, że sam w pojedynkę wymordował wszystkich członków bandy ”szczurów”, a i omal sobie nie poradził z Geraltem i Ciri, którzy podobno byli the best?

No proszę sobie wyobrazić, że ma pan przed sobą Bolesława Prusa, którego chce pan ujrzeć jako świadka swoich czasów, a on mówi, że możecie rozmawiać tylko o Wokulskim i Izabeli. No może jeszcze o Szlangbaumie, baronowej Krzeszowskiej i studentach z kamienicy Łęckich. Ale to wszystko jest w powieści, nie potrzeba do tego autora. Więc o czym? Skąd pisarz wziął pomysł na studentów? Może tacy mieszkali na jego ulicy? Ale uwaga: tu już wchodzimy w obszar jego życia, a więc wara. Uważam, że rozmowy z Sapkowskim udusiły się z braku powietrza.

Czy widział pan polskiego „Wiedźmina” w wersji filmowej albo serialowej?
W reżyserii Marka Brodzkiego? Tak, widziałem. Sprawił mi taką przykrość jakbym poszedł do filharmonii na „Mszę h-moll” Mozarta, a tam zamiast orkiestry symfonicznej siedziała sekcja kameralna i piłowała to wielkie dzieło przy pomocy pary skrzypiec, jednego kontrabasu, puzonu, bębna i trójki przypadkowych chórzystów. Wszystko w tym filmie było niedobre i nieautentyczne. Jego koturnowość i sztuczność gry aktorów biły po oczach. Kiedy spytałem świeżo po premierze Sapkowskiego, jak mu się spodobał, wyraźnie nie chciał o nim mówić, choć z jakiegoś – nieznanego mi – powodu nie pastwił się nad nim, tylko spuścił zasłonę miłosierdzia. A przecież wiadomo, że w jego naturze leży raczej kategoryczne i ostre wyrażanie sądów. Może z jakiegoś  powodu postanowił być lojalny wobec reżysera? Ale nie wiem z jakiego.

Czy będzie pan oglądał serial Netflixa?
Oglądałem trajler i jakieś jego wcześniejsze warianty, ale nie jestem tym serialem tak przejęty, abym czytał jeszcze nowinki z planu. Zresztą było ich niewiele, jakby produkcja była objęta tajemnicą wojskową. Jak pan wie, zwiastuny mają to do siebie, że dobry montażysta nawet z kompletnego kiczu może zrobić całkiem zgrabną zajawkę, bo wybiera najlepsze kawałki. A więc przyjmuję to spokojnie, zakładając, że raczej czeka mnie przykrość niż przyjemność, zwłaszcza że nie podoba mi się drewniana twarz Wiedźmina, a już szczególnie księżniczki Ciri, która ma powierzchowność bezmyślnej wieśniaczki. Choć oczywiście doskonale pamiętam, jak Polacy urządzili histerię narodową, gdy okazało się, że w „Potopie” Kmicicem będzie Olbrychski, a Oleńką Braunek. Tymczasem zagrali zupełnie przyzwoicie. Więc może się okazać, że oblicza Geralta i jego podopiecznej okażą się instrumentami o większej skali wyrazu niż w trajlerze, ale raczej wątpię. Za to sporo sobie obiecuję w sferze realiów historycznych, scen walki oraz efektów specjalnych. Masowe sceny batalistyczne oraz oblężeń średniowiecznych warowni mają dużą sugestywność. Nocna panorama płonącej twierdzy wygląda jak skopiowana z malarstwa wielkich mistrzów flamandzkich.

CZYTAJ TEŻ: "STUDENCI CHCĄ BYĆ BARDZIEJ PAPIESCY OD PAPIEŻA". WROCŁAWSKI PROFESOR O AFERZE Z POLAŃSKIM

Współczesne seriale porównuje się do powieści w odcinkach, do klasyków – Dumasa albo Dostojewskiego – czy przekonuje pana ta analogia?
Telewizja nie jest moim ulubionym medium, więc oglądam ją oszczędnie, bo nie jestem w stanie wytrzymać dramatycznego poziomu TVP. Najbardziej męczę się patrząc właśnie na seriale, programy rozrywkowe i teleturnieje. Staję się od nich chory. Niestety obejmuje to też seriale produkcji zagranicznej. 10 minut to maksimum tego, co jestem w stanie wytrzymać. I to w czasie posiłku. Podobno inaczej byłoby gdybym oglądał seriale w rodzaju „Gra o tron” czy „Detektyw” na Netflixie lub HBO. Może, jeden odcinek nawet obejrzałem, ale to nie miał nic wspólnego z wymiarem duchowym Dostojewskiego, Tołstoja czy Balzaca. Dumasa bym sobie odpuścił.

Natomiast polskie seriale są tak porażająco złe i głupie, że sama propozycja ich oglądania jest namawianiem do zbrodni. Byłem w stanie wytrzymać jakieś fragmenty „Ojca Mateusza”, choć ciągnięty jest tak grubą kreską, że drażni. W „Ranczo”, „M jak miłość” czy „Apetyt na życie” poziom aktorstwa zaprzecza podstawowym standardom wpajanym studentom w szkołach teatralnych.  Gdyby Dostojewski zobaczył coś takiego, to by się z miejsca rzucił do Newy, a gdyby była zamarznięta, to by tak długo walił głową w lód aż by sobie roztrzaskał czaszkę.

CZYTAJ TEŻ: STANISŁAW BEREŚ: "WOJACZEK WIERZYŁ W SWOJĄ POETYCKĄ GWIAZDĘ JAK ARAB W MAHOMETA" [WYWIAD]

Oceń publikację: + 1 + 9 - 1 - 4

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Kogo poprzesz w wyborach prezydenta Wrocławia?







Oddanych głosów: 8776